Polak wręczył prezydentowi USA prezent. Służby były zdumione
Prezydent USA dostał od niego ręcznie przygotowany banknot. Był tak doskonały, że służby nie potrafiły go odróżnić od oryginału. Czesław Słania mógł być genialnym fałszerzem. Ale został artystą i twórcą znaczków.
24.10.2017 10:01
Niezwykły talent urodzonego 22 października 1921 r. w Czeladzi koło Będzina Czesława Słani ujawnił się już w dzieciństwie, na czym korzystali jego koledzy. Kopiował dla nich kupony na chleb, kawę i mleko. Wykonywał też dla nich rysunki, za co dostawali piątki, a on sam “dwóje”, bo nie zdążył zrobić prac domowych dla siebie. Gdy w młodości zgubił legitymację, postanowił, że po prostu ją podrobi. Sęk w tym, że ta również mu się zapodziała, a co gorsza - obie zguby trafiły w ręce dyrektora. Ten nie mógł odróżnić oryginału od kopii, wściekł się na niesfornego ucznia i ponoć stwierdził: “albo zostanie wielkim artystą, albo wielkim fałszerzem”. Właściwie to spełniły się te dwa scenariusze, ale na szczęście pierwszy w większym stopniu.
W trakcie II wojny światowej znalazł się w partyzantce, która również zrobiła użytek z jego talentu. Podrabiał m.in. dokumenty tożsamości wydawane przez okupacyjne władze niemieckie. Po wojnie studiował na krakowskiej ASP. Za jedną z opłat egzaminacyjnych zapłacił banknotem własnej produkcji. "Zamiast podobizny robotnika w ramce na awersie umieścił Jego Magnificencję, a podpisy prezesa i skarbnika NBP zastąpił swoim" - czytamy w artykule "Czesław Słania - król rylca, grawer XX wieku". Panie z kwestury niczego podejrzanego nie zauważyły, dopiero w banku wychwycono genialną podróbkę.
Można śmiać się z naiwnych pań, ale nie tylko one się nabrały. Kilka lat później stworzył 20 dolarowy banknot dla uczczenia powtórnego wyboru na prezydenta gen. D. Eisenhowera. Przekazał go ambasadzie USA w Sztokholmie jako prezent dla głowy państwa. Jako że wyglądał jak prawdziwy, zaowocowało to wizytą policjantów i Interpolu. Przy nich musiał stworzyć fragment banknotu, by służby uwierzyły mu, że prezent dla prezydenta był jedynym egzemplarzem. A Słania namalował go, a nie odbił z płyty grawerskiej.
Czesław Słania swój talent wykorzystał stojąc po legalnej stronie. Z jego usług skorzystały rządy Argentyny, Belgii, Brazylii, Izraela, Kazachstanu, Litwy, Portugalii, Urugwaju czy Wenezueli - m.in. dla tych państw projektował banknoty. Ale najbardziej znany jest ze swoich znaczków.
– Zaraz po studiach otrzymałem pracę w Wytwórni Papierów Wartościowych. Wykonałem tam między innymi 23 grawerunki znaczków pocztowych. Ale byłem chory na płuca. Czekała mnie operacja. W tamtych latach tego rodzaju zabiegi wykonywano w Szwecji. Załatwiłem sobie wyjazd za granicę i już nie wróciłem do Polski - wspominał Czesław Słania w reportażu “Polak, nadworny grawer Szwecji”.
Służby jednak próbowały namówić jego rodzinę, by wpłynęła na decyzję Słani. Gdy jego mama starała się o wyjazd do Szwecji, odwiedzali ją “smutni panowie” i zachęcali, żeby ściągnęła syna do Polski. “Włos mu z głowy nie spadnie” - przekonywali, a matka odpowiadała: “wiem, wiem, jest łysy”.
Początki w Szwecji nie były łatwe. Zanim odkryto jego talent musiał pracować na zmywaku, jak wielu innych emigrantów. Szykował się do wyjazdu do Kanady, gdy jeden ze znanych szwedzkich grawerów, z którym Polak po przyjeździe nawiązał kontakt, zaproponował mu dokończenie projektu. Słania przejął prace nad portretem, a znaczek ukazał się w 1960 roku. Kolejne znaczki Polaka spowodowały, że zaczął pracę w biurze znaczków pocztowych. I kariera ruszyła.
Jedna z australijskich gazet podsumowała dokonania Słani:
Napisano, że urodziłem się w Polsce i wykonałem ponad tysiąc znaczków dla Szwecji, Polski, Danii, Francji, Islandii, Monako, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, ONZ, Irlandii, Belgii, Szwajcarii, Estonii, Litwy, Łotwy, Gibraltaru, Watykanu, Tunezji, Singapuru, Chin, Jamajki, Nowej Zelandii, Wysp Marshalla, no i oczywiście Australii oraz że aktualnie pracuję nad znaczkami dla Tajlandii - wspominał artysta w rozmowie z “Przeglądem”.
17 marca 2000 r. Szwecja wydała wykonany przez niego tysięczny znaczek.
Polak trafił też do Księgi Rekordów Guinnessa, jako projektant rekordowej liczby znaczków. Ale istotnych odznaczeń było więcej. Jan Paweł II przyznał mu najwyższe odznaczenie papieskie dla osób nieduchownych. Na początku lat 70. wykonał serię znaczków z okazji urodzin Gustawa VI Adolfa. Królowi Szwecji tak spodobały się prace Polaka, że przyznał mu tytuł “nadwornego grawera”. Wprawdzie nie wiązało się to z korzyściami finansowymi, ale dzięki temu Czesław Słania mógł zasiąść przy jednym stole z rodziną królewską.
Prace Polaka wiązały się też z innymi profitami. Tworzenie znaczku dla jakiegoś państwa sprawiało, że był do niego zapraszany. Jak się okazało, wielką popularnością Czesław Słania cieszył się w Chinach.
“Trzydniowa impreza odbywała się w dużej sali wystawowej. Były honory, grała wojskowa orkiestra, a drzwi szturmowało 150 tys. ludzi, którzy chcieli mój autograf. Do ochrony przysłano 300 policjantów, ale i to niewiele pomogło. Trzeba było przerwać imprezę i wywieźć mnie tylnymi drzwiami. A i tak sprzedano 45 tys. kart, a ja podpisałem ich około 20 tys.. Karta kosztowała 3 dol., ale na czarnym rynku była dziesięciokrotnie droższa” - wspominał.
W Monako był tak ceniony, że proponowano mu… miejsce na cmentarzu położonym na wzgórzu z widokiem na lazurowe morze. I dodatkowo czterech gwardzistów przy trumnie, jako że i w Monako Słania otrzymał najwyższe odznaczenie państwowe.
Czesław Słania dopiero pod koniec swojego życia wrócił ze Szwecji do Polski. Zmarł 17 marca 2005 w Krakowie.
W artykule wykorzystałem informacje z serwisów: tygodnikprzeglad.pl, wiadomosci24.pl, um.oswiecim.pl