Pojazd Polaka sprawił, że poznaliśmy Księżyc znacznie dokładniej
Nie trzeba być na Księżycu, by zostawić tam cząstkę siebie. Nie trzeba nawet na nim być, by przyczynić się do kluczowych odkryć i badań. Dowodem na to jest prof. Mieczysław Bekker - twórca pierwszego samochodu, który został wysłany na Księżyc.
29.12.2017 | aktual.: 29.12.2017 12:51
Urodzony 25 maja 1905 r. Mieczysław Bekker od dziecka pasjonował się kosmosem. Czytał fantastyczno-naukowe powieści, w których opisywane były załogowe misje na Księżyc. Drugą pasją były samochody. To właśnie w tym kierunku kształcił się na Wydziale Mechanicznym Politechniki Warszawskiej. Zagraniczny staż odbył w fabryce Renault, gdzie produkowane były także czołgi dla polskiej armii. Militarne pojazdy stały się później jego pracą.
Pracował w Biurze Badań Technicznych Broni Pancernych, razem z innymi najlepszymi polskimi konstruktorami. Brał udział w tworzeniu polskiego czołgu, 7TP. Zajmował się m.in. napędem i gąsienicami. Jednak jego najważniejszym dziełem podczas prac w Biurze Badań Technicznych Broni Pancernych było stworzenie specjalnego laboratorium. Chodziło o to, by badać w nim związki między pojazdem a podłożem. I znaleźć naukowy sposób, by maszyny nie zakopywały się czy nie traciły przyczepności. Dopiero po latach nazwano tę dziedzinę terramechaniką, a jej ojcem był właśnie prof. Mieczysław Bekker.
Bekker już wtedy był jednym z najważniejszych polskich inżynierów. Kiedy wybuchła wojna, szybko zdecydowano, że musi opuścić kraj. Przez Rumunię trafił do Francji, a w końcu do Kanady. Kanadyjczycy zdali sobie sprawę z tego, jakim skarbem może być dla nich Polak. Od razu znalazł zatrudnienie w tamtejszej armii. I stał się wybitnym ekspertem w dziedzinie pojazdów terenowych.
Z czasem talent dostrzegli Amerykanie. Bekker wyjechał do Stanów Zjednoczonych na stałe w 1956 roku. Dwa lata później wydał książkę pod tytułem “Teoria lokomocji lądowej”, która, jak pisze Andrzej Fedorowicz, była dla środowiska inżynierów zajmujących się pojazdami mechanicznymi tym, czy dla astronomów było dzieło Kopernika “O obrotach sfer niebieskich”.
_Pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu nastąpiło 20 lipca 1969 roku _
To czas, w którym trwał kosmiczny wyścig. Związek Radziecki po wysłaniu pierwszego człowieka w kosmos wyszedł na prowadzenie, ale Stany Zjednoczone wiedziały, jak ich prześcignąć - posłać człowieka na Księżyc. Bekker doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że prędzej czy później niezbędny będzie pojazd, który umożliwi poruszanie po srebrnym globie. A w 1961 roku NASA wystartowała z konkursem na stworzenie takiej maszyny.
Badania i wyliczenia Bekkera, który pracował wówczas dla General Motors Delco Electronics przekonały NASA, by powierzyć pracę konsorcjum firm General Motors i Boeing.
Był tylko jeden problem - nikt jeszcze nie wiedział dokładnie, jak jest na Księżycu. Postawienie na gąsienice nie wchodziło w grę, ze względu na to, że astronauci, którzy przecież nie są czołgistami, straciliby zbyt wiele czasu na nauczenie się obsługi. Koła były więc idealne, ale Bekker wiedział, że na Księżycu tradycyjne, “ziemskie” opony się nie sprawdzą. Perfekcyjne rozwiązanie znalazł… w kuchni.
Okazało się, że siatka, z której wykonane są sitka, była odpowiedzią na wszystkie wątpliwości. “Siatkowe koła” ważyły niewiele, były odporne na odkształcenia, a pył mógł bezproblemowo się przesypywać podczas jazdy. Ostatecznie udoskonalono tę koncepcję i postawiono na druty do produkcji strun fortepianowych.
W przypadku kół inspiracją było... sitko
Pomysł nie do końca zrozumiały był dla astronautów, którzy jako pierwsi postawili stopę na Księżycu w 1969 roku. Gdy Neil Armstrong i „Buzz” Aldrin wrócili ze swojej wyprawy, Bekker od razu chciał dowiedzieć się od nich wszystkiego, co pomogłoby mu w pracach nad księżycowym pojazdem. To dzięki ich radom zdecydowano, że łazik musi być przede wszystkim lekki. I był - ważył 210 kg, co na Księżycu odpowiadało wadze 35 kg.
Choć LRV - tak nazwano pojazd - mógł wyruszyć w wyprawę nawet na odległość 92 km, to zdecydowano, że poruszający się nim astronauci nie pojadą dalej niż 10 km. Chodziło o bezpieczeństwo. Gdyby doszło do awarii, była to odległość, którą dało się pokonać na piechotę nim skończy się zapas tlenu.
Podczas swojej pierwszej misji, LRV wraz z ekipą statku Apollo 15 wylądował na Księżycu 30 lipca 1971. O znaczeniu pojazdu, który skonstruował Polak, najlepiej świadczą statystyki. Załoga podczas trzech przejazdów pokonała łącznie 28 km, podczas których zebrano 76 kg księżycowych kamieni. Czyli cztery razy więcej niż podczas wypraw bez łazika.
"Terenowe właściwości księżycowego łazika Bekkera okazały się rewelacyjne. Jego promień skrętu wynosił zaledwie 3 metry, czyli tyle, co długość pojazdu. LRV był w stanie wspinać się na zbocza o pochyleniu 25 stopni i jeździć po 45-stopniowych pochyłościach bez utraty stateczności. Siatkowe koła pokonywały przeszkody do 30 cm wysokości i rowy o szerokości nawet 70 cm. Łazik wyposażony był także w antenę, umożliwiającą bezpośredni kontakt z odległą o setki tysięcy kilometrów Ziemią" - pisał Andrzej Fedorowicz.
“Na szczęście łazik był bardzo zwrotny i robił dokładnie to, co chcieliśmy” – chwalił John Young, dowódca misji Apollo 16. Bo na misji Apollo 15 się nie skończyło. Polak udoskonalał pojazdy, które jeszcze dwa razy trafiły na Księżyc. Właśnie podczas wyprawy Apollo 16 i później wraz z Apollo 17. Jedna z kamer LRV nakręciła nawet moment odlotu załogi misji Apollo 17 z powierzchni satelity.
Pojazd LRV podczas wyprawy Apollo 15
“Dzięki LRV możliwa stała się eksploracja całej doliny Taurus-Littrow. Łazik dzielnie wspinał się na stoki, na które nigdy nie bylibyśmy w stanie wejść w naszych skafandrach. Dał nam ogromna przewagę w czasie, który mieliśmy do dyspozycji na Księżycu i pozwolił na zebranie próbek z miejsc, do których nigdy nie dotarlibyśmy na nogach. Bez niego nasza wiedza naukowa i geologiczna byłaby mniejsza o 70 procent” - podsumowywał znaczenie dzieła Polaka Eugene Cernan, dowódca misji Apollo 17.
Zakończenie misji Apollo było też końcem prac nad kolejnymi wersjami samochodu LRV. Powstała jeszcze jedna wersja, która jednak nie opuściła Ziemi.
Mieczysław Bekker zmarł w Santa Barbara w Kalifornii 8 stycznia 1989 roku w wieku 84 lat. Choć nigdy nie stanął na Księżycu, to efekt jego prac być może na zawsze tam pozostanie - trzy pojazdy LRV będą pomnikiem Polaka na srebrnym globie.