Pancerniki typu Iowa mają ponad 70 lat. Amerykańska marynarka chce przywrócić je do służby
Co jest przyszłością wojny na morzu? Działa elektromagnetyczne, lasery, pływające elektrownie – jak USS "Zumwalt", albo jeszcze inne nowinki technologiczne? Nic bardziej mylnego! Amerykańska administracja rozważa przywrócenie do służby ponad 70-letnich pancerników. I ma ku temu całkiem niezłe powody.
07.11.2017 14:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zmierzch ery pancerników
Kilkadziesiąt lat temu mogło się wydawać, że era pancerników ostatecznie dobiegła końca. Do rangi symbolu urosła bitwa pod Kuantanem z 10 grudnia 1941 roku, kiedy to japońskie samoloty posłały na dno brytyjski krążownik liniowy HMS "Repulse" i pancernik HMS "Prince of Wales".
Wraz z chlubą brytyjskiej marynarki zginęło wówczas 840 marynarzy. Straty Japonii były symboliczne – 4 samoloty i 18 lotników.
Od tamtego czasu rolę okrętów, decydujących o wynikach morskich bitew przejęły lotniskowce. Ich triumf ostatecznie przypieczętowała seria starć – głównie na Pacyfiku – w czasie których startujące z pokładów okrętów samoloty posyłały na dno najpotężniejsze pancerniki swoich czasów, z japońskimi Yamato i Musashi na czele.
Drugie życie starych okrętów
Już pod koniec II wojny światowej pancerniki wydawały się reliktem minionej epoki, którego chwała minęła razem z Wielką Wojną i bitwą jutlandzką. Mimo tego Stany Zjednoczone przez dziesięciolecia i kolejne konflikty decydowały się – co było ewenementem na światową skalę – utrzymywać (z przerwami) w linii swoje pancerniki klasy Iowa – USS "Iowa", "New Jersey", "Missouri" i "Wisconsin".
Te wypierające ponad 55 tys. ton i mierzące 270 metrów długości okręty były prawdopodobnie najlepszymi pancernikami, jakie kiedykolwiek zbudowano. Choć japońskie giganty górowały nad nimi kalibrem uzbrojenia i pancerzem, to ich słabą stroną był system kierowania ogniem, znacznie doskonalszy na okrętach amerykańskich.
Pancerniki typu Iowa wzięły udział – poza drugą wojną – m.in. w wojnie koreańskiej, wojnie w Wietnamie (USS "New Jersey"), a nawet w bliższej naszej współczesności operacji Pustynna Burza, po której zostały wycofane ze służby i uznane za okręty – muzea.
Muzeum, które wyrusza na wojnę
Jak informuje serwis Defence24, niedawno pojawił się pomysł by przywrócić wycofane 30 lat temu USS "Iowa" i "Wisconsin" do służby. To na pozór karkołomne zadanie będzie łatwiejsze, niż w pierwszej chwili mogłoby się wydawać.
Wszystko za sprawą przewidujących kongresmenów, którzy przed laty zgodzili się wprawdzie na uznanie starych pancerników za muzea, ale jednocześnie przeznaczyli dla nich środki, niezbędne do konserwacji i utrzymywania w stanie, pozwalającym na szybkie przywrócenie gotowości bojowej. Zakazano m.in. wprowadzania na okrętach jakichkolwiek zmian, a wszystkie mechanizmy – znacznym kosztem – pieczołowicie konserwowano, gromadząc zarazem wszelkie niezbędne części zamienne.
W rezultacie okręt muzeum może w razie potrzeby porzucić swoją rolę zabytku, podnieść kotwicę i… no właśnie. Jaki jest sens używania ponad 70-letnich okrętów we współczesnych wojnach?
Niezastąpiona artyleria
Okazuje się, że większy, niż może się w pierwszej chwili wydawać. Główne uzbrojenie pancerników – działa kalibru 406 milimetrów – ma zasięg 39 kilometrów i może miotać pociski ważące do 1200 kilogramów.
Salwa burtowa, oddana ze wszystkich 9 dział może zatem w ciągu niecałej minuty dostarczyć do odległego o prawie 40 kilometrów celu ponad 10 ton materiałów wybuchowych. Tego nie potrafi żaden samolot ani rakieta. Do tego ostrzał, nawet po uwzględnieniu zużycia luf wielkich dział, jest stosunkowo tani. Nie trzeba również narażać – jak w przypadku ataków lotniczych – życia pilotów.
W praktyce modernizowane przed laty pancerniki są obecnie czymś w rodzaju pływających platform startowych, wyposażonych w 32 silosy pocisków manewrujących Tomahawk i rakiety Harpoon. Platformy te są obecnie praktycznie niezatapialne, bo współczesna broń przeciwokrętowa jest zoptymalizowana do niszczenia innych celów, niż pancerne płyty o grubości 30-40 centymetrów.
Pragmatyzm decydentów
Powodem planów, dotyczących rozważań na temat ponownego wdrożenia starych okrętów do służby, jest niepowodzenie programu USS Zumwalt. Zamiast planowanych 32, powstały tylko 3 supernowoczesne niszczyciele i marynarka ma obecne ograniczone możliwości wspierania ogniem artylerii działań na lądzie.
Zamiast drogiego, innowacyjnego sprzętu amerykańscy decydenci chcą więc sięgnąć do starych, sprawdzonych rozwiązań, które może nie ekscytują – jak railgun - swoim nowatorstwem, ale od dziesięcioleci dowodzą swojej skuteczności. Z jednej strony to dowód na fiasko programu modernizacji floty, z drugiej przykład godnego pozazdroszczenia rozsądku i pragmatyzmu.
Bo choć amerykańska flota może snuć wizje konfliktów przyszłości, nowoczesnych broni czy zachwalać skuteczność dział elektromagnetycznych, to z wagą argumentu kalibru 406 mm po prostu trudno dyskutować.