Niezwykłe konstrukcje z czerwoną gwiazdą. Kaspijski Potwór: rosyjskie monstrum, które przestraszyło CIA
W połowie lat 60., dzięki satelitom szpiegowskim na biurka w Langley trafiły zdjęcia znad Morza Kaspijskiego. Analitycy CIA spostrzegli na nich niezwykłą konstrukcję. Czym był i dlaczego powstał Kaspijski Potwór?
21.06.2017 | aktual.: 21.06.2017 16:33
Sfotografowana przez Amerykanów konstrukcja nie przypominała niczego znanego. Niewyraźny kształt budził skojarzenia z czymś w rodzaju samolotu, ale jego wielkość dalece przekraczała wymiary znanych, latających maszyn. Umieszczone na maszynie litery KM skłoniły amerykańskich analityków do nazwania maszyny Kaspijskim Potworem (Kaspian Monster).
W rzeczywistości litery oznaczały корабль-макет, czyli maszynę testową. Co takiego testowali Rosjanie w ośrodku badawczym nad kaspijskim wybrzeżem?
Efekt przypowierzchniowy
Tajemniczą maszyną był gigantyczny ekranoplan: rodzaj hybrydy okrętu i samolotu. Maszyna ta wykorzystuje tzw. efekt przypowierzchniowy, powstający w czasie lotu na bardzo małej wysokości. Efekt ten znacząco wzmacnia siłę nośną i pozwala na uniesienie się w powietrze maszyn, które w innych warunkach byłyby nielotami.
W Związku Radzieckim szybko doceniono możliwości, związane z efektem przypowierzchniowym. Połączenie statku i samolotu oznacza, że maszyna o masie okrętu (a tym samym o dużej ładowności czy zasięgu) może poruszać się z prędkością typową dla samolotów.
Można sobie tylko wyobrazić, jak rozpalało to głowy ówczesnych sztabowców: błyskawiczne desanty, przerzucanie z wielką prędkością mas wojska wspartych ciężkim sprzętem, wydajny transport, nowatorskie jednostki uderzeniowe czy w końcu skuteczne akcje ratunkowe na morzu – to wszystko w teorii staje się możliwe za sprawą ekranoplanu.
Latający statek
No właśnie – w teorii. Niestety, praktyka rządzi się swoimi prawami, o czym miał przekonać się zarówno pracujący w ZSRR konstruktor ekranoplanów, Robert Bartini, jak i twórca "Potwora", Rościsław Aleksiejew.
Oblatany w 1964 roku "Kaspijski Potwór" mierzył aż 92 metry długości przy rozpiętości skrzydeł zaledwie 37 metrów. Miał potężny, wysoki na 37 metrów statecznik ogonowy i przypominał wyglądem długą łódź ze skrzydłami. Najbardziej nietypowym elementem maszyny były jednak kolejne skrzydła, umieszczone blisko dziobu, na których znalazło się miejsce na 8-10 silników odrzutowych.
Dzięki nim ta ważąca ponad 500 ton maszyna mogła rozpędzić się do prędkości co najmniej 430 kilometrów na godzinę i przebyć w ten sposób do 1500 kilometrów. Co istotne, pułap lotu "Potwora" wynosił zaledwie kilkanaście metrów nad poziomem tafli wody.
Najsłabszym punktem całej konstrukcji była niewielka dzielność morska – maszyna mogła bezpiecznie działać jedynie przy dobrej pogodzie i falach niższych, niż 1,2 metra, co w zasadzie wykluczało ją z jakichkolwiek prób praktycznego użycia.
Radzieckie ekranoplany
Warto w tym miejscu wyjaśnić kwestię, błędnie przedstawianą w różnych opracowaniach. "Kaspijski Potwór" nie był i nie miał być żadnym "zabójcą lotniskowców". Była to konstrukcja eksperymentalna, daleka od doskonałości i służąca testowaniu różnych rozwiązań.
Dopiero na podstawie zebranych – m.in. z "Potworem" – doświadczeń, zbudowano w ZSRR kolejne, doskonalsze ekranoplany, jak transportowy A-90 "Orlionok" czy spektakularny, uderzeniowy "Łuń". To właśnie ten ostatni, opracowany 20 lat po "Potworze" może być nazywany zabójcą lotniskowców – maszyna przenosiła bowiem na górze kadłuba aż sześć wyrzutni przeciwokrętowych pocisków "Moskit". "Potwór", którego zdjęć zachowało się niewiele, bywa z nią często mylony.
"Kaspijski Potwór" nigdy nie wyszedł poza fazę eksperymentu i zakończył swoją służbę w 1980 roku, po kraksie spowodowanej błędem pilota. Mimo tego jest konstrukcją wartą wspomnienia – przez długi czas był najcięższą i największą maszyną, jaka wzniosła się w powietrze. Palmę pierwszeństwa odebrał mu dopiero gigantyczny, zbudowany na potrzeby radzieckiego programu wahadłowców, An-225 Mriya.