Niesamowite, gigantyczne cmentarzyska - niszczeją tam tysiące samochodów i samolotów
14.09.2015 | aktual.: 29.12.2016 08:21
Istnieją takie miejsca na świecie, o których wie niewiele osób, a jeszcze mniej ma okazję się tam dostać. Gigantyczne bazy wojskowe, w których gromadzi się wycofany z eksploatacji sprzęt. Wycofany, nie oznacza w każdym wypadku niezdatny do użytku. Część zgromadzonego sprzętu została tam umieszczona, ponieważ przestała spełniać wymagania armii. Na ogromnych przestrzeniach stoją ustawione w równe rzędy tysiące pojazdów. Można znaleźć tam czołgi, transportery opancerzone, wozy wsparcia bojowego, czy wojskowe odmiany Hummerów.
Obok baz wojskowych istnieją także podobne miejsca o charakterze cywilnym. Te w większości gromadzą jednak statki, które z impetem wpływają na plażę i tam kończą swój żywot. Są one potem systematycznie, metr po metrze, rozbierane dla odzyskania stali i innych materiałów, które można łatwo spieniężyć. Zobaczcie najciekawsze cmentarzyska świata.
Istnieją takie miejsca na świecie, o których wie niewiele osób, a jeszcze mniej ma okazję się tam dostać. Gigantyczne bazy wojskowe, w których gromadzi się wycofany z eksploatacji sprzęt. Wycofany, nie oznacza w każdym wypadku niezdatny do użytku. Część zgromadzonego sprzętu została tam umieszczona, ponieważ przestała spełniać wymagania armii, ale jest wciąż sprawna. Na ogromnych przestrzeniach stoją ustawione w równe rzędy tysiące pojazdów. Można znaleźć tam czołgi, transportery opancerzone, wozy wsparcia bojowego, czy wojskowe odmiany Hummerów. Osobna baza gromadzi samoloty.
Obok baz wojskowych istnieją także podobne miejsca o charakterze cywilnym. Te w większości gromadzą statki, które z impetem wpływają na plażę i tam kończą swój żywot. Są one potem systematycznie, metr po metrze, rozbierane dla odzyskania stali i innych materiałów, które można łatwo spieniężyć. Zobaczcie najciekawsze cmentarzyska świata.
Baza wojskowa Sierra Army Depot
Położona w Kalifornii baza Sierra Army Depot gromadzi na swoim terytorium wszelakiego rodzaju lądowy, wojskowy sprzęt zmechanizowany. Wielu miłośników motoryzacji przeżyłoby w bazie spory zawód, widząc jak z tysięcy sprawnych jeszcze Hummerów systematycznie wymontowuje się podzespoły i części. To największa tego typu baza na świecie.
Tysiące czołgów, Hummerów i innych pojazdów
Baza została założona w roku 1942 i jej pierwotnym celem było przechowywanie amunicji, która musiała być tak ulokowana na terenie USA, aby nie była podatna na ataki wojsk japońskich. W latach 70. i 80. ubiegłego wieku na jej terenie przechowywano również nieuzbrojoną broń jądrową. Dziś jednak, głównym zadaniem kompleksu jest gromadzenie wycofanego z eksploatacji sprzętu amerykańskiej armii.
Ogromny warsztat
Sierra Army Depot to również ogromny warsztat mechaniczny. Zadaniem inżynierów jest nie tylko utylizacja pojazdów, ale także dokonywanie najróżniejszych przeróbek i udoskonaleń sprzętu, który w innym wypadku zostałby zezłomowany. Część sprzętu przygotowuje się do dalszych zastosowań cywilnych. Równie ważne zadanie, to odzyskiwanie części zamiennych. Baza przechowuje również zakonserwowany sprzęt wojskowy, który może być w razie potrzeby wysłany w dowolny rejon świata. Lotnisko Sierra Army Depot jest w stanie obsłużyć każdy wojskowy i cywilny samolot, ma także dobre połączenia drogowe i kolejowe co znacznie ułatwia transport sprzętu w obie strony.
Baza Boneyard / Tuscon - największe na świecie cmentarzysko samolotów
Baza The Boneyard oficjalnie nosi nazwę Davis-Monthan Air Force Base i mieści się w Tuscon w stanie Arizona. Jej początki sięgają roku 1925, kiedy to rząd USA kupił 650 akrów ziemi za cenę niespełna 20 dolarów. Po II Wojnie Światowej zwrócono na nią uwagę, jako na idealne miejsce do złomowania oraz przechowywania niepotrzebnych wojsku samolotów. Warunki są niemal idealne - niska wilgotność powietrza, niewielkie wahania temperatury w ciągu doby i znikoma liczba opadów. W 1946 roku baza miała na stanie 679 samolotów, jednak rok później było ich już ponad 3000.
Drugie życie samolotów
Obecnie liczba składowanych w Boneyard samolotów sięga około 4400 sztuk. Należy jednak pamiętać, że spora część maszyn nie jest przeznaczona na złom. Po przybyciu samolotu do bazy, jeśli nie ma jasnej decyzji, co do jego utylizacji, zostaje on zakonserwowany i zabezpieczony przed działaniem czynników atmosferycznych. Dopiero po upływie kilku lat podejmuje się decyzję co dalej zrobić ze sprzętem. Czasami ulega on przysłowiowemu "pocięciu na żyletki", czasem staje się "dawcą" części zamiennych, a niekiedy konserwuje się go na nowo i pozostawia dalej w swoistego rodzaju gotowości.
Sprzęt w ciągłej gotowości do użycia
Armia USA wielokrotnie korzystała już ze zgromadzonych w Tuscon maszyn. Po raz pierwszy skorzystano z jej zasobów w roku 1948 podczas I Kryzysu Berlińskiego - przywrócono wówczas do służby 150 bombowców B-29 i 120 samolotów transportowych C-47. Podobna sytuacja miała miejsce w roku 1951 podczas kryzysu w Korei - stan liczebny bazy spadł wówczas do 750 maszyn.
Nawet 6000 zgromadzonych samolotów
Okres, w którym Davis-Monthan Air Force Base mogła się poszczyć największą liczbą zgromadzonych na jej terenie maszyn latających, miał miejsce tuż po znaczącym osłabieniu obecności wojsk USA w Wietnamie. W roku 1973 na stanie było ponad 6000 maszyn. Jak widać zatem, baza nie jest dosłownym cmentarzyskiem. W każdej chwili spora część maszyn może zostać przywrócona do służby i wspomóc liczebnie amerykańską armię. Jeśli wojsko uzna, że dany rodzaj maszyn nie jest już potrzebny, to przed zezłomowaniem wymontuje się z nich wszystko, co można sprzedać, lub ponownie wykorzystać w innych maszynach.
Cmentarzyska statków
Przeciętny czas życia statku wynosi od kilkunastu do kilkudziesięciu lat. Gdy jednostki nie opłaca się już naprawiać ani modernizować, trzeba się pozbyć tej pływającej góry metalu wypełnionej niebezpiecznymi dla człowieka substancjami, takimi jak azbest czy polichlorowane bifenyle (PCB). Czasami statek, po wyczyszczeniu z toksycznych materiałów, można zatopić, tworząc sztuczną rafę albo odholować na wieloletnie przechowanie w jakimś suchym doku. W większości przypadków armatorzy decydują się jednak na złomowanie. Ponieważ statki pełne są wspomnianych już niebezpiecznych substancji, w wysokorozwiniętych krajach procedury ochrony środowiska oraz BHP powodują, że taka operacja jest niezwykle kosztowna. Bezpieczne złomowanie zatem się nie opłaca, a statki trafią w odległe i najczęściej bardzo biedne rejony świata.
Statki konczą swój żywot np. w Bangladeszu
Firmy zwracają się więc do pośredników, którzy odkupią statek, a później odsprzedadzą go stoczni-złomowisku w Bangladeszu, Turcji, Indiach czy Pakistanie, która zarobi na odzyskanym metalu. Jedyni poszkodowani w tym procederze to zarabiający grosze pracownicy i zdewastowane środowisko naturalne. Jeszcze w połowie XX wieku przemysł odzyskiwania stali ze statków właściwie nie istniał w Bangladeszu. Dzisiaj kraj ten odpowiada za ponad 20 proc. wszystkich operacji tego typu na świecie, a połowa stali w tym kraju pochodzi właśnie ze starych statków. Obecnie przemysł stoczni-złomowców w tym azjatyckim państwie zatrudnia 200 tys. obywateli i nie ma sobie równych na świecie pod względem liczby złomowanych jednostek.
Niebezpieczne warunki pracy
W stoczniach na przedmieściach Cottogram pracują nawet dzieci, które przez 12 godzin dziennie, 7 dni w tygodniu z palnikami w rękach odcinają kolejne fragmenty statków. Wielu z pracowników stoczni w Bangladeszu nie dożyje 50 lat. Jeśli nie zabije ich zrywanie bez żadnych zabezpieczeń azbestu albo trujące opary chemicznych substancji, mogą zostać przygnieceni wielotonowym fragmentem konstrukcji, odciętym z demontowanego statku przez ich nieostrożnego kolegę. Co 2 tygodnie ginie tu co najmniej 1 osoba.