Nie wejdziesz do samolotu, bo masz zbyt niską notę. Jak działa chiński system oceniania obywateli?

Świat, w którym algorytmy - na podstawie twoich zakupów, nawyków i działalności w internecie - ocenią, jak dobrym obywatelem jesteś, jest bliżej, niż nam się wydaje. Na razie program testują prywatne firmy, ale już interesują się nim chińskie władze.

Nie wejdziesz do samolotu, bo masz zbyt niską notę. Jak działa chiński system oceniania obywateli?
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Adam Bednarek

10.11.2016 | aktual.: 10.11.2016 15:10

Prawie 5 mln Chińczyków nie mogło kupić biletu na samolot, a 1,65 mln - biletu na pociąg. Moglibyśmy wymyślić żart o dużych kolejkach, ale sprawa jest poważna - przeszkodą była zbyt niska ocena… obywatela. Brzmi trochę jak fabuła pierwszego odcinka trzeciego sezonu "Black Mirror" (serialu, w którym twórcy pokazują różne twarze technologii), ale ten system działa w rzeczywistości - donoszą serwisy newsowe, między innymi techinasia.com.

Całość przypomina grę. Im jesteś lepszy, tym więcej punktów dostajesz. Lepszy, czyli płacisz rachunki na czas, nie masz zaległości kredytowych, nie jeździsz na gapę i nie masz mandatów, jesteś odpowiedzialny, bo wydajesz pieniądze na pieluchy, co oznacza, że jesteś rozsądnym rodzicem. Gorszy, bo spóźniłeś się z opłatami i dlatego twoja ocena zleciała. Przez to przywileje się kończą. Staraj się, jeśli chcesz awansować.

Obraz
© Fotolia

Josh O’Connor na łamach Dose.com uspokaja - mówimy o systemie wprowadzonym przez prywatne firmy, a nie chińskie władze, co sugerują niektóre serwisy newsowe. To jednak nie oznacza, że możemy odetchnąć z ulgą. Chiny planują wprowadzić system oceny obywateli do 2020 roku. Na razie przyglądają się więc prywatnym inicjatywom, takim jak programy firm Alibaba (chiński odpowiednik Amazona) i Tecent, które nagradzają klientów za dobre oceny dodatkowymi przywilejami, na przykład wstępem na pokład bez kolejki. Może więc miliony przywołane we wstępie po prostu nie mogły liczyć na dodatkowe korzyści, jak bilet w lepszej klasie albo pierwszeństwo wstępu.

Przynajmniej na razie. Wkrótce może się to zmienić. Założenia chińskiego, rządowego programu, szykowanego z myślą o 2020 roku, są już mniej więcej znane. Wprawdzie nie jest jasne, jak dokładnie oceniane będą aktywności - za co dostanie się najwięcej minusowych punktów, a za co zgarnie się plusy - ale wiadomo, że liczyć się będą niemal wszystkie aspekty codziennego życia. Twórcy programu chcą karać niegodziwych, a nagradzać uczciwych. Pod lupą mają być lekarze, prawnicy, dziennikarze, ale także zwykli ludzie, by wyłapać oszustów. Kary? Dziecko nie będzie mogło pójść do lepszej szkoły, w trakcie długiej podróży nie zarezerwuje się kuszetki czy też trzeba będzie spać w gorszych hotelach, bo te lepsze zaklepane będą dla "wzorowych" obywateli. Problematyczne jest jednak to, kto będzie oceniał i jakie kryteria przyjmie - a skoro to rządowy program, to należy spodziewać się, że wzorem będzie osoba popierająca w stu procentach linię władzy. Jeden z chińskich dziennikarzy, cytowany przez brytyjski "Independent", zwraca uwagę na to, że jego konto w mediach społecznościowych było wielokrotnie zawieszane przez cenzurę. To oznacza, że będzie można uznać go za niewiarygodnego, bo przekroczył liczbę dozwolonych "banów". Minusowe punkty sprawią, że nie będzie mógł opuścić kraju albo podróż zajmie mu znacznie więcej czasu, bo zostanie zmuszony do korzystania z gorszych połączeń. W ten sposób karać można nie tylko prawdziwych oszustów, ale i niewygodnych obywateli, utrudniając im życie. Nie podskakuj, bo będziesz się męczył - taki sygnał wysyłany jest do buntowników.

Obraz
© AFP

Chęć wprowadzenia tak skomplikowanego programu dla tak wielu obywateli pozwala wierzyć w to, że to tylko utopia - kolejny nieprawdopodobny wymysł władz pragnących stworzyć społeczeństwo idealne. Ale Chińczycy mają ekonomiczny powód, by zrobić wszystko, żeby idea weszła w życie. W Chinach nie funkcjonuje system sprawdzający zdolności kredytowe, więc wprowadzenie programu, który będzie nie tylko kontrolował, ale i wpływał na zachowanie ludzi, jest kuszące i potrzebne. Władze będą miały łatwiej, bo obywatele już przyzwyczajają się do takiej oceny, korzystając z programów i ofert prywatnych firm. Ten rządowy będzie po prostu na większą skalę.

Możemy pocieszać się, że w “demokratycznej Europie” coś takiego nie zostanie wprowadzone, ale… cóż, nie bądźmy naiwniakami. Firma ubezpieczeniowa w Wielkiej Brytanii już chciała wdrożyć system dla młodych kierowców - oceniałaby ich umiejętności na podstawie tego, co piszą na Facebooku. Osoby, które wydają się odpowiedzialne i rozsądne, mogłyby liczyć na zniżki. Ci, którzy sprawiają wrażenie potencjalnie niebezpiecznych na drodze, płaciliby normalnie.

W porę zainterweniował Facebook, który uznał, że firma ubezpieczeniowa łamie jego regulamin. Portal zrobił to z troską o swoich użytkowników, czy może nie chce przekazywać takich danych, jeżeli nie ma z tego żadnych korzyści? Bo wiedza, jaką ma Facebook o nas, jest ogromna. I rzeczywiście szkoda oddawać ją każdemu chętnemu. Nie oznacza to więc, że pomysł takegoi programu nie powróci w Europie. Na podobne pomysły wpadali już zresztą w bankach, również w Polsce. W 2013 roku prezes Alior Banku, Wojciech Sobieraj, mówił, że firma chce wykorzystywać dane z portali społecznościowych. Z tego pomysłu się wycofano, ale na jak długo?

Bylibyśmy naiwni, wierząc, że “system oceny obywateli” dziś nie działa. Jest, tylko bardzo nieformalny. Klienci płacący firmom dużo i regularnie są traktowani lepiej niż ci, którzy zalegają ze spłatą kredytu i narobili długów. Pod tym względem nie ma równości. Jednak fakt, że każdą aktywność można monitorować, a na podstawie algorytmów ocenić i wyciągnąć średnią, wpływa jeszcze mocniej na ludzi. Zmusza ich do myślenia, co jest korzystne, a co może nie podobać się systemowi.

Ale może zamiast obawiać się, że takie może być społeczeństwo w 2020 roku, lepiej zastanowić się, czy dzisiaj rzeczywiście tak wiele nam do niego brakuje?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)