USA: Zielone światło dla nowych lodołamaczy i arktyczne wizje Trumpa
Amerykańska straż wybrzeża otrzymała zgodę na rozpoczęcie budowy pierwszego z trzech ciężkich lodołamaczy w ramach programu Polar Security Cutter (PSC). Mimo że jest to duży krok naprzód, przypomina on również, jak wiele problemów trapi program.
Pierwotnie pierwsza jednostka miała rozpocząć służbę w tym roku, obecnie termin ten przesunięty jest już na 2029 rok. Dodatkowo, jeszcze niezaprzysiężony prezydent Donald Trump przedstawia swoje wizje dotyczące regionu arktycznego, chcąc między innymi odkupić od Duńczyków Grenlandię.
W pierwszej kolejności przyjrzyjmy się jednak nowym lodołamaczom. Zintegrowane Biuro Programowe dla PSC, zarządzane wspólnie przez US Coast Guard i US Navy, oficjalnie wydało zgodę na rozpoczęcie budowy pierwszego PSC. Komunikat straży wybrzeża podkreśla, że decyzja kontynuuje prace realizowane od połowy 2023 roku i "wchłania" do programu osiem prototypowych segmentów kadłuba, które albo już zbudowano, albo też są właśnie budowane.
Praca nad nimi pozwoliła dopracować procesy produkcyjne przyszłych lodołamaczy, co z kolei ma umożliwić szybszą budowę kolejnych jednostek w myśl filozofii: "najpierw raczkować, potem chodzić, a w końcu biegać". Pierwsza jednostka ma otrzymać nazwę Polar Sentinel i numer burtowy WMSP 21.
Jednostki powstające w ramach Polar Security Cutter będą pierwszymi od prawie półwiecza nowymi lodołamaczami dla amerykańskiej straży wybrzeża. Będą to dosyć duże jednostki: przy długości około 140 metrów będą wypierać ponad 23 tysiące ton. Mają cechować się drugą klasą polarną i napędem spalinowo-elektrycznym o mocy łącznej 45 tysięcy koni mechanicznych. Jednostki przy pełnym obsadzeniu wynoszącym 186 osób będą mogły operować nawet dziewięćdziesiąt dni na morzu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sztuka podróżowania - DS7
PSC będą wykonywały nie tylko zadania typowe dla lodołamaczy. W związku z rosnącym znaczeniem Arktyki pod kątem militarnym i ekonomicznym przyszłe amerykańskie lodołamacze zostaną uzbrojone. Na pierwszy rzut oka ich oręż nie wygląda zbyt imponująco. Składa się jedynie z dwóch stanowisk 30‑milimetrowych armat automatycznych i sześciu stanowisk strzeleckich dla wukaemów. Jest to jednak znaczny krok – dotąd lodołamacze USCG nie były uzbrojone. Podobnie jak poprzednicy, nowe jednostki będą też dysponować lądowiskiem i hangarem dla śmigłowców.
Realizowany od 2019 roku program trapiony jest poważnymi problemami. Jak wspomnieliśmy, Polar Sentinel miał rozpocząć służbę w straży wybrzeża w 2024 roku. Wysoki stopień skomplikowania projektu PSC, brak wykwalifikowanego zaplecza projektowego i dostosowania stoczni do budowy nowych ciężkich lodołamaczy nie sprzyja programowi. Ostatnie ciężkie lodołamacze zbudowano w stoczniach, które obecnie już nie istnieją. Dodatkowo czas, który upłynął od dostarczenia dwóch lodołamaczy typu Polar, jest tak duży, że ówczesne zdolności zostały zatracone. To samo tyczy się średniego lodołamacza USCGC Healy (WAGB 20), wprowadzonego do służby pod koniec lat 90.
Dużym problemem jest również samo koncepcja jednostki przedłożona przez Halter Marine, bazująca na projekcie lodołamacza Polarstern II dla niemieckiego instytutu badań polarnych i morskich. Ówczesny projekt Polarsterna nie był jeszcze ukończony, jednak jego stopień zaawansowania był na tyle duży, ze bez większych problemów dałoby się go ukończyć. Podobny błąd popełniono w programie fregat rakietowych typu Constellation. Amerykanie zmodyfikowali projekt włoskich FREMM‑ów do swoich wymagań, przez co program jest droższy i opóźniony. Co jednak najważniejsze – zmiany wpłyną na konstrukcję okrętów.
Wszelkie problemy PSC spowodowały także znaczący wzrost kosztów. Według sierpniowego raportu, którego wykonanie zleciła komisja do spraw bezpieczeństwa Izby Reprezentantów, szacunkowy koszt budowy jednostek wzrósł do 5,1 miliarda dolarów – niemal o 60% więcej, niż zakładano początkowo. Kolejną kwestią finansową odnotowaną w raporcie są potencjalnie wysokie koszty eksploatacji PSC przez cały cykl życia, który określono na minimum trzy dekady dla każdej jednostki. Obecnie zatwierdzono pozyskanie trzech lodołamaczy, z czego zamówiono dwa, które powinny być eksploatowane w latach 2029–2063. W tym czasie koszty eksploatacji wyniosłyby około 12,4 miliarda dolarów.
Wdrożenie do służby wszystkich trzech lodołamaczy nowego typu to perspektywa przyszłej dekady. Termin jest jednak zbyt odległy, aby utrzymać w gotowości flotę dotychczas eksploatowanych jednostek. Dziś amerykańska straż wybrzeża dysponuje jednym ciężkim lodołamaczem typu Polar – USCGC Polar Star (WAGB 10), mającym 122 metry długości i niespełna 14 tysięcy ton wyporności. Jego bliźniak – USCGC Polar Sea (WAGB 11) – został wycofany z czynnej służby w 2010 roku w związku z niesprawnym napędem. Obie jednostki rozpoczęły służbę w latach 70. ubiegłego wieku. WAGB 10 uzupełniany jest przez USCGC Healy (WAGB 20). Klasyfikowany jest on jako lodołamacz średni, ale w rzeczywistości jest większy od Polar Stara. USCG ma też do dyspozycji kilkadziesiąt przybrzeżnych lodołamaczy, ale te nie dadzą rady działać w mroźnej Arktyce.
W sierpniu na WAGB 20 wybuchł pożar urządzeń elektrycznych w maszynowni. Pożar szybko ugaszono, ale jednostka musiała zawrócić do Seattle i trafiła do stoczni na remont, który trwał do końca września. Jednostka wróciła do zaplanowanego wcześniej patrolu w Arktyce i powróciła z niego 12 grudnia. Z kolei pod koniec listopada Polar Star wyruszył w rejs na Antarktydę. Eksploatacja tych jednostek z roku na rok staje się droższa i trudniejsza.
Wsparciem w pozyskiwaniu następcy miał być zawarty w listopadzie między rządami Stanów Zjednoczonych, Kanady i Finlandii pakt ICE – Icebreaker Collaborative Effort Pact, dotyczący współpracy w pozyskiwaniu i opracowywaniu lodołamaczy. Na jego efekty trzeba jednak poczekać kilka lat. Dla kierownictwa amerykańskiej straży wybrzeża jest to zbyt długo. Dlatego też postanowiono wdrożyć rozwiązanie pomostowe, którego pomysł ogłoszono w marcu
20 listopada formacja podpisała umowę, której przedmiotem było odkupienie cywilnego lodołamacza Aiviq (IMO: 9579016). Jednostkę zwodowano w 2012 roku dla firmy Edison Chouest Offshore. Armator zajmuje się zabezpieczeniem platform wiertniczych w rejonie Alaski. USCG odkupiła Aiviqa za 125 milionów dolarów. Lodołamacz skierowano na remont w stoczni, głównie w celu wprowadzenia modyfikacji koniecznych z perspektywy straży wybrzeża i przemalowania w jej barwy.
Nowy nabytek otrzymał nazwę Storis i numer WABG 21. Wcześniejszy Storis (WMEC 38) służył straży w latach 1942–2007. Jednostkę oficjalnie wdrożono do służby przed kilkoma dniami. To duże wzmocnienie dla trapionej dużymi problemami formacji.
Dla kontrastu dodamy, iż 9 grudnia zwodowano szósty i ostatni arktyczny okręt patrolowy typu Harry DeWolf dla kanadyjskiej marynarki wojennej. W budowie znajdują się dwie zmodyfikowane jednostki AOPS (Arctic and Offshore Patrol Ships) dla kanadyjskiej straży wybrzeża. Oba typy patrolowców wzorowano na norweskich jednostkach typu Svalbard, specjalnie przystosowanych do działań na wodach Arktyki.
Wizje Trumpa na Arktykę
W ostatnich dniach duży szum w mediach i na arenie międzynarodowej zrobił prezydent elekt Donald Trump. Mimo że kadencję rozpoczyna dopiero 20 stycznia, już teraz zaczyna prowadzić swoją politykę w sposób dla wielu niezrozumiały. Trump szydził już z kanadyjskiego premiera Justina Trudeau, twierdząc, iż Kanadyjczycy byliby szczęśliwsi, gdyby ich państwo stało się pięćdziesiątym pierwszym stanem. Groził również inwazj ą na Panamę i przejęciem Kanału Panamskiego oraz wyprowadził Duńczyków z równowagi.
W jaki sposób? Otóż powiedział, że Grenlandia jest obszarem strategicznie ważnym dla interesów i bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, dlatego on, Trump, poczyni kroki zmierzające do jej odkupienia od Danii. Stanowi to absolutną konieczność dla Waszyngtonu. Do jego słów szybko doniósł się premier Grenlandii Múte Bourup Egede, który stwierdził, że jego państwo nie jest i nigdy nie będzie na sprzedaż. Gwoli przypomnienia dodajmy, iż w 2019 roku Trump przedłożył duńskiemu rządowi propozycję kupna Grenlandii. Spotkało się to jednak z krytyką na tyle silną, że Trump odwołał zapowiedzianą wówczas wizytę w Kopenhadze.
Tym razem duński rząd zapowiedział zwiększenie wydatków na obronę Grenlandii. Minister obrony Troels Lund Poulsen stwierdził, iż kwota pakietu wynosi "dwucyfrową liczbę miliardów" koron, czyli co najmniej 1,5 miliarda dolarów. Duńskie media szacują wartość pakietu na 12–15 miliardów koron. Dodał, iż Dania przez przez wiele lat nie inwestowała wystarczająco dużo w Arktykę, jednak teraz planowane jest zwiększenie obecności w regionie.
Oczywiście nie należy łączyć tej zapowiedzi bezpośrednio z grenlandzką wizją Trumpa. Kopenhaga wcześniej zapowiedziała chęć podniesienia budżetu obronnego dla tego obszaru. Słowa przyszłego gospodarza Białego Domu jedynie przyśpieszyły podjęcie decyzji i stanowiły swojego rodzaju "pstryczek w nos" dla Trumpa.
Poulsen powiedział, że dodatkowe fundusze pozwolą na zakup dwóch nowych okrętów patrolowych, dwóch dronów dalekiego zasięgu i sformowanie dwóch dodatkowych zaprzęgów psich. Przewidywanie jest także odblokowanie dodatkowych środków na zwiększenie zatrudnienia w Dowództwie Arktycznym w stolicy Nuuk oraz modernizację jednego z trzech głównych cywilnych lotnisk Grenlandii, aby umożliwić operowanie z niego myśliwców wielozadaniowych F-35 Lightning II.
>Nie należy brać nadto poważnie słów Trumpa. Jako polityk i biznesmen słynie z pustych i głupich deklaracji, które jedyne wywołują oburzenie na arenie międzynarodowej. Z drugiej strony zaplecze zespołu Trumpa twierdzi, że jego deklaracje to część szerszego planu. Robert O’Brien, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego w jego poprzedniej administracji, stwierdził iż ta bogata w surowce naturalne wyspa potrzebuje do obrony czegoś więcej niż psich zaprzęgów, broniąc tym samym wypowiedź swojego stronnika. Jedno jest jednak pewne – czekają nas przewrotne cztery lata rządów w Białym Domu.