NASA: W końcu dobre wieści o dziurze ozonowej
Dziura ozonowa nad Antarktydą jest najmniejsza od czasu jej odkrycia i rozpoczęcia badań nad jej specyfiką w 1982 roku. Naukowcy z NASA i NOAA ostrzegają jednak, że nie powinniśmy popadać w nadmierny entuzjazm.
22.10.2019 | aktual.: 22.10.2019 14:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Poniedziałek (21.10) był dniem dobrych wiadomości dla osób troszczących się o środowisko. NASA oraz NOAA (National Oceanic and Atmospheric Administration) ogłosiły, że dziura ozonowa nad Antarktydą osiągnęła rekordowo niski zasięg.
Naukowcy zaznaczają jednak, że pomimo tego, że robimy postępy w ograniczaniu stosowania chemikaliów zubożających warstwę ozonową, nie oznacza to, że rozwiązaliśmy istniejący problem. Ich zdaniem zmniejszenie dziury ozonowej wynika głównie z łagodnych temperatur w stratosferze.
Dziura ozonowa nad Antarktydą
NASA i NOAA uważają, że zasięg dziury ozonowej, czyli obszar, w którym występuje silnie zubożona warstwa ozonowa wysoko w stratosferze nad Antarktydą (między 11 a 40 km nad powierzchnią ziemi), osiągnął swoje maksimum 8 września, a następnie spadł do rekordowo niskiego poziomu 3,9 mln mil kwadratowych we wrześniu i październiku.
- Latem, w normalnych warunkach pogodowych, dziura ozonowa zazwyczaj rośnie do maksymalnie 8 mln mil kwadratowych – podały agencje w komunikacie prasowym.
NASA i NOAA poinformowały, że po raz trzeci od 40 lat zmiany pogodowe spowodowały wysokie temperatury stratosferyczne, które hamują utratę ozonu. Podano, że podobne wzorce pogodowe doprowadziły do znacznego zmniejszenia dziur ozonowych w 1988 i 2002 roku.
- To rzadkie zdarzenie, które wciąż próbujemy zrozumieć – powiedziała Susan Strahan, naukowiec zajmujący się atmosferą w NASA Goddard Space Flight Center w Maryland.
Rola warstwy ozonowej
Stratosferyczna warstwa ozonowa pomaga odbijać promieniowanie ultrafioletowe, które pochodzi od Słońca, tym samym chroniąc życie na Ziemi przed jego szkodliwym działaniem. Mowa tutaj przede wszystkim o takich skutkach jak rak skóry, zaćma czy uszkodzenia roślin.
Wykorzystywane chemikalia np. chlorofluorowęglowodory (CFC) i wodorofluorowęglowodory (HFC), rozkładają stratosferyczne cząsteczki ozonu, narażając w ten sposób powierzchnię planety na większe ilości promieniowania UV. To głównie za ich sprawą dochodzi do uszkodzenia warstwy ozonowej.
Mimo tego, że protokół montrealski, przełomowy międzynarodowy traktat środowiskowy, który wszedł w życie w 1988 r., znacząco ograniczył emisje CFC na całym świecie, problem wciąż nie został całkowicie rozwiązany.
Źródło: Science Alert, The Washington Post