Mobilizacja? Po co? Skrzykiwanie 1500 facetów na jeden dzień do wojska nie ma sensu
1500 mężczyzn ze Śląska zostało zmobilizowanych na krótkoterminowe ćwiczenia wojskowe. Z punktu widzenia ich wyszkolenia bojowego nie ma to większego sensu. Po jednym dniu nic nie wyniosą - poza zbiorem żołnierskich anegdot.
We wtorek w nocy i w środę 1500 mężczyzn z Wrocławia i okolic dostało pocztą lub kurierem wezwanie. Mają stawić się w czwartek 14 listopada w 10. Wrocławskim Pułku Dowodzenia na krótkoterminowe ćwiczenia.
- Są to standardowe procedury. Prowadzimy działania mobilizacyjne, sprawdzamy stawiennictwo. Ćwiczenia będą miały charakter jednodniowy. Każdy musi przyjść na wyznaczoną godzinę w ciągu dnia. Zrewidujemy stan, przeprowadzimy krótkie ćwiczenia - mówi major Mieczysław Błażejewski, oficer prasowy 10. Wrocławskiego Pułku Dowodzenia w wypowiedzi dla Gazety Wrocławskiej. Dodaje, że wszyscy jeszcze tego samego dnia wrócą do domów.
Jednodniowe ćwiczenia
Nawet nie znając realiów służby wojskowej, można podejrzewać, że jednodniowe ćwiczenia są raczej testem dla sztabu i kadry 10. Wrocławskiego Pułku Dowodzenia niż ćwiczeniami dla żołnierzy. Ocenie będzie poddawana sama organizacja i przebieg mobilizacji. Jak zaznaczył oficer prasowy 10. Wrocławskiego Pułku Dowodzenia, sprawdzone będzie też stawiennictwo, czyli to, ilu żołnierzy rezerwy stawi się na wezwanie.
Z tym może być różnie. W sieci oczywiście pojawiają się głosy, że to wyrywanie dorosłych ludzi z codziennego życia i duży problem dla całej ich rodziny. Nie wszystkie obowiązki można łatwo przełożyć lub odwołać. Jednak nie wszyscy wezwani podchodzą do tego w taki sposób.
- Ja to widzę tak, że podpisałem umowę z Rzeczpospolitą Polską i teraz muszę dotrzymać zobowiązania – mówi w rozmowie z WP Tech Łukasz z Wrocławia, który kartę mobilizacyjną dostał w środę o 11.00. - Oczywiście mam swoje zajęcia i prowadzę własną działalność, ale kiedy Ojczyzna wzywa, to wypełnię swój obowiązek. Zresztą to nie jest tak, że nie mam wyboru. Na karcie mam numer telefonu do oficera dyżurnego, jeśli z jakiegoś powodu nie mógłbym się stawić, to mogę zadzwonić i wyjaśnić.
Jak to w MON-ie
Łukasz dostał informację, że nie zostanie skoszarowany i na noc wróci do domu. Na moje pytanie, czy czuje, że taka mobilizacja ma sens w czasie, gdy nie ma zagrożenia lub kryzysu odpowiedział, że nie wie, czy zagrożenia faktycznie nie ma, czy po prostu o nim jeszcze nie wiemy.
Natomiast przyznaje, że nie wie, co dokładnie będzie robił po tym, jak stawi się w jednostce. - Jak to w MON-ie, nigdy nie wiadomo, co się stanie. Zobaczę na miejscu - dodaje Łukasz.
Jednodniowe ćwiczenia, bez koszarowania żołnierzy, oznaczają, że nie będzie prowadzone dla nich szkolenie z obsługi nowego sprzętu i uzbrojenia. Ich zdolności umiejętności bojowe nie wzrosną. Sam 10. Wrocławski Pułk Dowodzenia nie ma za zadanie walczyć w pierwszej linii, a zapewniać łączność i ciągłość dowodzenia. Jednak jest mało prawdopodobne, aby w ciągu jednego i to niecałego dnia przeszkolić 1500 żołnierzy z obsługi nowoczesnych systemów łączności.
Gdzie tu sens?
Czy w takim wypadku jest w ogóle sens zarządzania mobilizacji? Rezerwa wojskowa, to istotny element potencjału obronnego kraju. W Szwajcarii to wyłącznie rezerwa stanowi o sile armii tego kraju, bo zawodowy jest tylko korpus oficerski i część podoficerskiego. W Izraelu, obok liczących 170 tys. Sił Obronnych Izraela (IDF), dodatkową siłę stanowi prawie pół miliona przeszkolonych i wysoko zmotywowanych rezerwistów.
Te kraje jednak różnią się od Polski. U nas służba wojskowa dopiero niedawno pozbyła się łatki straty czasu i "roku wyciętego z życiorysu". To głównie zasługa przejścia z armii poborowej na armię zawodową. Ćwiczenia rezerwy w Polsce jednak nadal pozostają pewnym reliktem minionych czasów, bo choć wojsko się zmieniło, to mentalność ludzi - którzy w nim służyli lub nadal służą - nie zawsze.
Sam mam przydział mobilizacyjny i jeśli dostanę wezwanie, to oczywiście na nie odpowiem. Jak Łukasz z Wrocławia, tak samo uważam, że podpisałem "umowę", z której muszę się wywiązać. Znając jednak dobrze realia wojskowe, obawiam się, że ewentualne ćwiczenia wojskowe nie będą niczym więcej ponad okazją do powstania nowych opowieści i anegdot.
Kałach z '64 i orzełek bez korony
Dlaczego? Bo Wojsko Polskie cały czas jest niedofinansowane. Chociaż co chwilę czytam o nowych zakupach dla armii, niestety wciąż wielu żołnierzy zawodowych służy na starym sprzęcie. Czasem starszych od nich samych.
Dlatego ewentualne wezwanie na ćwiczenia wojskowe wyobrażam sobie nie jako zapoznanie się z najnowszym uzbrojeniem, a raczej ponowne spotkanie z kałachem z 1964 roku i hełmem typu orzeszek z orzełkiem bez korony zamalowanym zieloną farbą.