Koniec niebezpiecznych żartów. Znikną z YouTube'a
Wkręcanie innych to żart stary jak świat, ale w dobie internetowych filmików stał się bardzo groźny. Im bardziej szokująca "wkrętka", tym większa szansa na wyświetlenia. Wielu twórców dzięki takim numerom się wypromowało, ale na tym koniec - YouTube wreszcie reaguje.
06.02.2019 14:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Pranki" pozwoliły wybić się wielu youtuberom, do których należy m.in. polski twórca SA Wardęga. Pies przebrany za wielkiego pająka i straszący ludzi, zmuszenie policjantów do biegania za Spidermanem, wkroczenie do programu śniadaniowego i udawane aresztowanie – z tego znany jest Sylwester. Chociaż nawet w Polsce tego typu twórczość była krytykowana, to trzeba przyznać, że w porównaniu z aktualnymi modami akcje Polaka były raczej niewinnymi dowcipami.
17-latka z Utah, która prowadziła samochód z czapką naciągnięta na oczy, zderzyła się z nadjeżdżającym z naprzeciwka pojazdem. Wszystko dlatego, że brała udział w popularnym w sieci "wyzwaniu", inspirowanym filmem Netfliksa.
Wiele takich wyzwań albo żartów, które wymagają nastraszenia innych (co może mieć poważne konsekwencje, bo nie wiemy, jak zareaguje ktoś, kogo nabierzemy np. na napad) robią karierę na YouTube. Ale społecznościowy gigant rozpoczyna walkę z taką twórczością.
Materiały stanowiące zagrożenie dla wkręcanych ofiar nie będą na YouTube tolerowane. Oczywiście niewinne żarciki rodem z "Śmiechu warte" nie wylecą z serwisu. Gigantowi chodzi o materiały zagrażające bezpieczeństwu innych, które mogą wpłynąć nie tylko na zdrowie, ale też na psychikę osoby nie będącej świadomą, że "to tylko żarty".
Zagrożenie związane z takimi filmami jest jasne. Czasami sceny mogą być reżyserowane, ale nie wiedzą o tym wszyscy odbiorcy. I mogą chcieć w podobny sposób nabrać np. rodzinę albo znajomych. Głupi żart może więc skończyć się poważne.
Przez najbliższe dwa miesiące "pranki" będą usuwane z serwisu, ale ich twórcy nie poniosą żadnych konsekwencji. Najpierw YouTube chce więc załatwić sprawę polubownie. Po tym czasie do akcji wejdą bany.
Reakcja YouTube'a cieszy, choć podobnie jak w przypadku polskich patostreamerów, ciśnie się pytanie: "dlaczego tak późno?". Najważniejsze jest jednak to, że gigant w końcu zrozumiał, że najlepsze żarty to takie, z których śmieją się wszyscy, a nie tylko osoba je robiąca.