"Kevin sam w domu". Powstanie reboot. Czy Macaulay Culkin mógłby znów zagrać bohatera?
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Disney ogłosił, że szykuje powrót hitowej komedii "Kevin sam w domu" z 1990 roku. Rodzi się pytanie, kto zagra tytułowego bohatera, skoro Macaulay Culkin ma dzisiaj 39 lat, a chyba nikt nie wyobraża sobie w tej ikonicznej roli kogokolwiek innego. Cóż, z pomocą teoretycznie mogą przyjść komputery.
Współczesna kinematografia zna przypadki istotnego odmładzania aktorów. Przykładów nie trzeba daleko szukać. W filmie "Ant-Man i Osa" z 2018 roku ponad 70-letni Michael Douglas wcielił się w trzy dekady młodszego dra Hanka Pyma. Jak sobie z tym poradzono? - zapytacie. Pomogła komputerowa obróbka twarzy aktora.
A przecież 30 lat to mniej więcej tyle, o ile należałoby odmłodzić Culkina, aby ponownie mógł stać się Kevinem. Owszem, tutaj problem jest znacznie większego kalibru z uwagi na konieczność nadania aktorowi całej fizjonomii dziecka. Nie tylko delikatnych rysów twarzy, ale także, a może przede wszystkim, zauważalnie drobniejszej budowy ciała i adekwatnego wzrostu.
Gdyby odmłodzić Culkina taką metodą jak Douglasa w "Ant-Man", to wiarygodnie mógłby on zagrać najwyżej młodzieńca w wieku studenckim. Poniżej możecie zobaczyć, jak Amerykanin wygląda przed i po starciu z popularną aplikacją FaceApp.
Nie oznacza to jednak, że występ Culkina w nowej wersji "Kevina samego w domu" jest niemożliwy. Widzieliście wideo, na którym bohaterski Keanu Reeves powstrzymuje bandytę chcącego obrabować sklep? Tak naprawdę zagrał w nim aktor telewizyjny Reuben Langdon. Twarz Keanu została podstawiona tzw. metodą deepfake, czyli pobrana z dziesiątek zdjęć aktora i wklejona przez algorytm sztucznej inteligencji na twarz Langdona.
Istnieją setki zdjęć młodego Culkina, nie wspominając już o filmach, w których wystąpił jako dziecko. Tak więc w nowym filmie Disneya może de facto zagrać dowolny 10-latek, a komputery zrobią resztę. Wówczas ponownie ujrzelibyśmy "prawdziwego" Kevina na ekranie.