Grajpudła Numer Trzy - to nie żart, to nazwa kolumn

Grajpudła Numer Trzy - to nie żart, to nazwa kolumn

Grajpudła Numer Trzy - to nie żart, to nazwa kolumn
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
19.02.2013 14:55

Zadziwiające i nietypowe kolumny o równie zaskakującej nazwie – oto propozycja polskiej firmy jakże inna od wszystkich innych kolumn dostępnych na naszym rynku.

Przez mój pokój odsłuchowy przewinęło się już mnóstwo sprzętu, w związku z czym niewiele rzeczy jest mnie w stanie zaskoczyć. Jednak muszę przyznać, że Grajpudła rodzimego producenta wytrąciły mnie z równowagi, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Za sprawą testowanych kolumn odbyłem swoistą wycieczkę w czasie, cofając się do lat, w których przemysł audio funkcjonował na nieco innych zasadach niż obecnie. Uściślając, chodzi konkretnie o kwestię budowy samych głośników, jak i ich konstrukcję. Twórcą owych niecodziennych kolumn jest pan Cezariusz Andrejczuk, który umiejętnie połączył ducha tamtych lat z pragmatyzmem w dążeniu do stworzenia kolumn głośnikowych zgodnych z własnymi wymaganiami i wyobrażeniami, co do jakości i charakteru ich brzmienia. Z racji wielu zajęć i pasji (jest bowiem fotografem o uznanej renomie, wielokrotnie nagradzanym, a także realizatorem filmów dokumentalnych i eksperymentalnych) śmiało można go określić mianem artysty wszechstronnego. Od lat pan Cezariusz jest miłośnikiem muzyki,
a co za tym idzie - wysokiej jakości dźwięku, więc nie obce mu są systemy audio z najwyższej półki.

Oferta manufaktury o jakże prostej, ale wymownej i swojsko brzmiącej nazwie Graj-end składa się z trzech modeli kolumn głośnikowych, ale w katalogu znalazły się również kable sygnałowe, głośnikowe i sieciowe. Podczas rozmów z panem Cezariuszem na temat kolumn, jakie miałyby zostać przetestowane jako pierwsze na łamach naszego pisma, zapadła decyzja, że będzie to najniższy, a zarazem najtańszy model z oferty. Jestem zadowolony z takiego rozwiązania, bo lubię dawkować sobie przyjemności. Wolę zapoznać się z czyjąś twórczością, poczynając od najprostszej formy, a kończąc na najbardziej zaawansowanych i najdroższych modelach. Tak więc przegląd oferty firmy pochodzącej z okolic Białegostoku rozpoczynamy od modelu najniższego, czyli Grajpudła Numer Trzy. Jest to dwudrożna konstrukcja podstawkowa, bazująca na głośnikach pochodzących z początku lat 70. Obudowa o niespotykanych kształtach wentylowana bas-refleksem zapowiadała ciekawe doznania podczas odsłuchów. I nie pomyliłem się.

Nacechowane czymś innym

Grajpudła odbiegają kształtem od najczęściej spotykanych prostopadłościennych skrzynek –. spójrzcie na zdjęcia. Obudowy „Trójek” są spore, nawet jak na monitory, i z pewnością do małych pomieszczeń nie będą pasować. Skrzynie wykonane są w formie monolitu z dosyć szybko zwężającym się ku górze frontem i tyłem, zwieńczonym wydatnym zaokrągleniem przebiegającym poprzez całą głębokość obudowy. Tylna ścianka jest przykręcana za pomocą dziewięciu wkrętów, a tunele układu bas-refleks znalazły się z przodu, tuż pod sporym przetwornikiem nisko-średniotonowym. Z tyłu zastosowano pojedyncze pozłacane terminale dla kabli głośnikowych, nad którymi znalazła się gustowna tabliczka znamionowa z numerem seryjnym kolumny oraz podstawowymi danymi technicznymi. Z kolei na przedniej płycie szczególną uwagę zwraca charakterystyczna tubka (powstała dzięki otworowi w przedniej ściance i kolejnych płytach MDF), która współpracuje z, uwaga, stożkowym papierowym głośnikiem wysokotonowym! Jak na dzisiejsze czasy, wydaje się to
rozwiązaniem niezwykle staromodnym i zupełnie niespotykanym w branży hi-fi, gdyż standardem są kopułki. Obudowy oferowane są w dwóch wersjach, a mianowicie z płyt MDF pokrytych metalicznym grafitowym lakierem (wariant tańszy) lub zrobionych na bazie drewna egzotycznego (wariant droższy) dostępnego w kilku odmianach: bambus, padouk, amazake, palisander, orzech amerykański, merbau. Kolumny wykonane z MDF-u (które miałem okazję testować) są starannie wykończone – nie zauważyłem żadnych niedoróbek związanych ze złym spasowaniem poszczególnych elementów czy też śladów łączeń poszczególnych płyt. A trzeba przyznać, że taki projekt obudowy – mam na myśli jej kształt – wcale nie jest prosty do wykonania, wymaga bowiem dużej wiedzy fachowej i niemałego doświadczenia.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

Po zdemontowaniu tylnego panelu moim oczom ukazało się wnętrze kolumny. Całą komorę akustyczną, w której pracuje stożek przetwarzający bas i średnicę, wytłumiono matami z naturalną wełną owczą –. ten materiał ma świetne właściwości, ponieważ pozwala na efektywne tłumienie w dosyć szerokim zakresie częstotliwości, ale nie wprowadza podbarwień, które pozostają poza kontrolą. Jedynym minusem tego rozwiązania są większe koszty, ale jak widać, konstruktor wybrał lepszą choć droższą opcję. Wspomniane maty z wełną pokrywają wszystkie wewnętrzne powierzchnie ścianek, natomiast reszta przestrzeni jest wolna i z pewnością przygotowana z myślą o jak najmniejszych oporach w przepływie powietrza ze względu na zastosowany układ rezonansowy. Głośniki montowane są od wewnątrz, więc przednia ścianka jest wolna od śrub i wszelakich mocowań.

Głośnikowy duet

Jak już wspominałem, przetworniki pochodzą z minionej epoki i są najważniejszą częścią wszystkich kolumn marki Graj-end, decydującą o ich niepowtarzalnym brzmieniu. To właśnie dzięki tym głośnikom pan Cezariusz Andrejczuk mógł stworzyć konstrukcje zgodne ze swoimi oczekiwaniami. W przypadku najtańszych monitorów konstruktor użył stożka nisko-średniotonowego niemieckiej marki Isophon oraz wysokotonowego stożka marki Siemens. Obydwa modele pochodzą z początków lat 70. i noszą charakterystyczne cechy konstrukcyjne dla przetworników produkowanych w tamtym okresie. Głośnik przetwarzający bas i średnicę ma lekką papierową membranę produkowaną w procesie prasowania pod dużym naciskiem i w odpowiedniej temperaturze bez użycia impregnatów, które mogłyby wpłynąć na zwiększenie masy membrany. Górne zawieszenie jest wykonane z nasączanego płótna i można powiedzieć, że dzięki temu jest długowieczne. Dolny resor, tak jak wspomniane górne zawieszenie, jest bardzo miękki i w porównaniu z ówcześnie stosowanymi, ekstremalnie
odpornymi na rozciąganie odpowiednikami stwarza minimalny opór mechaniczny, co nie jest bez znaczenia w przypadku mocy nominalnej niegdyś produkowanego głośnika. Stożek dysponuje mocą zaledwie 10 watów, więc aby go napędzić i uzyskać maksymalną amplitudę pracy, nie trzeba dużej mocy, co w połączeniu z efektywnie działającym magnesem (typu Alnico – proces namagnesowania odbywa się tuż po zamontowaniu w obwodzie magnetycznym) i ultralekką cewką wprawianą w ruch za pomocą nawet najsubtelniejszych impulsów pochodzących ze wzmacniacza, pozwala zgłębić nawet najskrytsze muzyczne zakamarki. Podobnie skonstruowano stożek wysokotonowy, ale ten z kolei dysponuje zawieszeniem będącym nieodłączną częścią membrany – po prostu część celulozy przed punktem klejenia z koszem głośnikowym została wytłoczona w formie fałdy umożliwiającej tłokową pracę stożka, naturalnie w znacznie mniejszym zakresie amplitudy wychyleń niż ma to miejsce w przypadku stożka nisko-średniotonowego. Obydwa głośniki wyrównano fazowo względem siebie,
czyli zamocowano w taki sposób, aby cewki jednego i drugiego znajdowały się w tej samej płaszczyźnie, co pozwala falom akustycznym z obydwu przetworników dotrzeć do uszu słuchacza w tym samym czasie. Zaletą takiego rozwiązania jest brzmienie o bardziej dobitnie kreowanej scenie dźwiękowej, a także odpowiednio zbalansowanej równowadze tonalnej pod warunkiem dobrze przeprowadzonej filtracji. Skoro już jestem przy filtrach, to te są bardzo proste i minimalistyczne – wysokiej klasy elementy typu NOS są wcześniej selekcjonowane. Mamy tu także taśmową cewkę z nasączanym parafiną celulozowym izolatorem poszczególnych zwojów. Z kolei kondensator z papierowym izolatorem w olejowej kąpieli, podobnie jak głośniki, pochodzi z początku lat 70.

Kurtyna się podnosi

Odsłuchy tych kolumn przeprowadziłem z kilkoma wzmacniaczami: Goldenote S1. Leben CS300XS oraz Ayon Spark III, rewelacyjnym odtwarzaczem Ayon CD-5s oraz gramofonem Music Hall mmf-5.1. Utwierdziły mnie one w przekonaniu, że „Trójki” z oferty firmy Graj-end są bardzo otwarte, czasem aż za bardzo. Za tym stwierdzeniem kryje się jednak kilka spostrzeżeń. Grajpudła są bardzo specyficznymi konstrukcjami i, co za tym idzie, mało uniwersalnymi brzmieniowo, bo nie do każdego gatunku muzyki się nadają – zwłaszcza do współczesnych realizacji tworzonych zazwyczaj przez „półgłuchych” ludzi lubujących się w podbijaniu wysokich tonów, żeby było bardziej detalicznie – oczywiście w ich mniemaniu. Grajpudła operują takie elementy dźwięku, o których w przypadku innych kolumn możemy tylko pomarzyć. Ich najważniejszą cechą jest nieskrępowany i otwarty dźwięk, zwłaszcza w średnicy i jej wyższych podzakresach, ale tworzący też swego rodzaju nierozerwalną całość, ocierającą się o coś, czego można doświadczyć za pośrednictwem
wysokiej klasy przetworników szerokopasmowych, np. produktów Lowthera czy też Acuhorna, jakie nie raz miałem okazję usłyszeć w obudowach DIY o różnym stopniu zaawansowania. Grajpudła nie dość, że są otwarte w średnicy, to również w basie – słuchając ich, trudno było mi uwierzyć, że można stworzyć coś takiego za podobne pieniądze. Pan Cezariusz Andrejczuk udowodnił, że jak się chce, to można! Podstawową bazą okazały się niegdyś produkowane głośniki, natomiast ich strojenie oraz umieszczenie w odpowiednio przygotowanej obudowie to zupełnie inna sprawa, ale w tym wypadku godna uwagi. Wspomniana wcześniej tubka ma na celu fazowe wyrównanie stożka wysokotonowego względem przetwornika przetwarzającego bas i średnicę. Ponadto zwiększa efektywność głośnika wysokotonowego i odpowiada również za jego specyfikę brzmienia, która wprawdzie nie do końca przypadła mi do gustu, ale – muszę to wyraźnie podkreślić – tylko z niektórymi płytami. Z drugiej jednak strony to właśnie dzięki zabawie z odpowiednio ukształtowanym
przebiegiem pasma częstotliwości oraz ukierunkowaniem promieniowanych przez ten głośnik fal (poprzez tubkę) udało się uzyskać nieprzeciętnie brzmienie i realistyczną trójwymiarowość. Bo przestrzeń, jaką rozpościerają przed słuchaczem Grajpudła, powalała mnie na kolana za każdym razem, kiedy słuchałem gęstej klasyki lub jazzu, nie wspominając o innych gatunkach muzycznych, nawet w postaci mieszanki elektroniki i popu. Za przykład mogę tu podać koncertową płytę XRCD „Companion” Patricii Barber, gdzie poszczególne źródła pozorne były kreślone na zasadzie pełnych, a nie spłaszczonych brył. Po prostu instrumenty brzmiały obficiej w swojej formie, ale też bardziej namacalnie, tak jakby były staranniej wyrzeźbione w głąb. Poza tym „Trójki” od razu przykuwają uwagę słuchacza za sprawą mocno wysuniętej do przodu sceny dźwiękowej – czasem miałem wrażenie, że siedzę w pierwszym rządzie i mam muzyków bezpośrednio przed sobą, a innym razem, zwłaszcza w przypadku odsłuchu płyty zespołu Raz Dwa Trzy z ich własną
interpretacją przebojów Wojciecha Młynarskiego, odnosiłem wrażenie, jakby mnie wręcz wepchnięto na scenę między muzyków, dzięki czemu z bliska mogłem się przysłuchiwać, jak brzmi każdy instrument. Poza tym barwa każdego instrumentu została, moim zdaniem, oddana fenomenalnie. Zupełnie inna sytuacja miała miejsce, gdy w odtwarzaczu wylądowała płyta z muzyką elektroniczną w wykonaniu zespołu Mesh – na dłuższą metę nie byłem w stanie tego słuchać. Grajpudła podbijają bowiem dźwięk na przełomie najwyższego podzakresu średnicy i niższego podzakresu wysokich tonów (tutaj działa tubka), co w połączeniu z sucho i, mówiąc delikatnie, marnie nagranymi płytami tworzy całość, której uszy nie będą w stanie tolerować przez dłuższy czas. Spróbowałem z innym albumem z podobną muzyką. Wybrałem utwór „Star-Crossed Lovers” niemieckiego duetu De/Vision – w tym wypadku brzmienie okazało się lepiej zbalansowane, zwłaszcza na przełomie średnicy i górnych rejestrów, co zaowocowało zdecydowanie przyjemniejszym odbiorem. Tak więc
olbrzymie znaczenie dla jakości dźwięku generowanego przez te kolumny będzie miał materiał muzyczny, z jakiego korzystamy. Grajpudła są bardzo wyczulone na jakość nagrania, a zwłaszcza balans tonalny i od razu „informują” słuchacza, jeśli coś jest nie tak.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

Świetne i kapryśne

Grajpudła są mocno kierunkowymi zespołami głośnikowymi, więc nawet niewielkie przesunięcie się z optymalnego miejsca odsłuchu wyznaczonego przez przecinające się linie promieniowania kolumn powoduje pogorszenie jakości dźwięku. Traci się wówczas sporo na ostrości lokalizacji, a ponadto, co zrozumiałe, zmienia się też balans tonalny brzmienia, zwłaszcza w zakresie wyższej średnicy i w dosyć szerokim zakresie tonów wysokich –. jest wtedy po prostu mało przyjemnie, bo wysokich tonów ubywa, a uwypukla się średnica. Dlatego tylko jedna osoba siedząca centralnie na wprost kolumn może czerpać pełną przyjemność z ich odsłuchu. Ktoś, kto usiądzie z boku, albo będzie się przechadzał po pokoju, słuchając taktów swojej ulubionej muzyki, z pewnością nie będzie zachwycony ich brzmieniem. To kolejny powód, aby uznać te kolumny za kontrowersyjne. Ale z drugiej strony jeśli ktoś spędzi z nimi więcej czasu sam na sam, to z pewnością doceni proponowany przez nie model brzmienia.

Mnie „Trójki”. urzekły przede wszystkim znakomicie poprowadzonym basem, bo bez względu na materiał muzyczny niskie tony cechowała wielka, niewymuszona swoboda grania i kontur. Co ważne, Grajpudła należą do tych kolumn, których charakter brzmienia bardzo mi odpowiada. Chodzi konkretnie o bas, cenię sobie konstrukcje odzywające się w paśmie basu tylko wtedy, kiedy naprawdę zachodzi taka potrzeba, a więc jeśli na płycie rzeczywiście jest coś zarejestrowane i nic ponad to. Tak więc jeśli cenicie kolumny zachowujące się neutralnie w paśmie niskich tonów, to podstawkowe „Trójki” mogą okazać się tym, czego poszukujecie. Świetnie za ich pośrednictwem słuchało mi się jazzu w wykonaniu zespołu towarzyszącego Patricii Barber, ale też Lee Ritenoura. Zarówno na „Companion”, jak i „Alive In L.A.” było sporo instrumentów operujących w paśmie basu, które zostały odtworzone przez polskie konstrukcje wyjątkowo naturalnie – bez podbarwień i z wielką kulturą. W tej cenie nie słyszałem jeszcze kolumn, które z taką swobodą, ale
jednocześnie wiernie przekazują zakres niskich tonów, więc pod tym względem Grajpudła są w zasadzie bezkonkurencyjne. Ale tym samym daje to do myślenia, bo jeśli chodzi o stare głośniki z czasów, gdzie konstruowano je w oparciu o nieco inne założenia, wydaje się, że te konstrukcje pod wieloma względami przebijają współczesne produkcje, co udowodnił konstruktor Grajpudeł. Z kolei jeśli chodzi o zakres wysokich tonów, to ich specyfika nie każdemu przypadnie do gustu. Tak jak wspomniałem, podbicie na przełomie średnicy i wysokich tonów ma wpływ na odbiór najwyższego zakresu pasma częstotliwości. Chodzi o to, że mniej wprawne ucho szybko może poddać się wrażeniu, że ma do czynienia z nieco spłyconym brzmieniem najwyższego zakresu wysokich tonów, przede wszystkim z tego względu, że ich niższy zakres brzmi bardziej efektywnie i praktycznie bez przerwy zwraca na siebie uwagę. W ostatecznym rozrachunku dla wielu osób „Trójki” mogą wydać się nieco przygaszone na samej górze. Ale tak jak wspomniałem wcześniej, wiele
będzie zależało od tego, jak odbieramy pewne dźwięki. Mnie nie brakowało wysokich tonów, a gdybym miał określić ich charakter, to powiedziałbym właśnie, że są wyrafinowane w swojej formie i nieco przypominają mi brzmienie szerokopasmowych głośników, ale bez znacznych ograniczeń najwyższych partii. Myślę, że gdyby udało się nieco spłycić nadmiernie rozhulany przełom średnicy i wysokich tonów, to dla wielu osób najwyższa góra brzmiałaby fenomenalnie.

Kurtyna opada, czas na puentę

Grajpudła Numer Trzy są dla mnie swego rodzaju odkryciem i kojarzą mi się nieco z twórczością Andy’ego Warhola, bo tak jak w jego dziełach, prezentują formę o niespotykanie wysokim kontraście –. w tym wypadku muzycznym. Wzbudzają wiele kontrowersji i nie można obok nich przejść obojętnie, bez chęci wyrażenia własnego zdania. Jak dotąd wśród kolumn w tej cenie nie słyszałem tak świetnie brzmiących, a jednocześnie tak brzydkich (to oczywiście kwestia gustu). Próby porównania ich z jakimikolwiek innymi dostępnymi na rynku nie mają sensu, gdyż tak naprawdę nie ma z czym. Osobiście ze względu na ich wygląd bym ich nie kupił, bo kojarzą mi się z latającymi kosmicznymi statkami rodem z „Gwiezdnych wojen”, ale to moje zdanie – zakładam jednak, że wielu osobom mogą się spodobać, gdyż są inne, oryginalne. Natomiast ze względu na brzmienie brałbym je od razu! Wprowadziły mnie bowiem w świat muzyki z elementami, jakich często można doświadczyć tylko za pośrednictwem bardzo drogich, bezkompromisowych konstrukcji.
Niespotykana szerokość, ponad 50 cm, każe starannie dobierać miejsce dla tych kolumn, ponieważ nie będą pasowały do każdego pomieszczenia, a już na pewno do małych pokoi. Z kolei śmiało można je dosunąć do ściany, praktycznie na centymetry, ponieważ ich bas nie ma tendencji do wzbudzania się w nieoczekiwanych momentach, a tunele układu bas-refleks umieszczone są z przodu, więc nie stwarzają takich problemów, jak konstrukcje wentylowane do tyłu. Z Grajpudłami jest tak, że siadacie w fotelu, słyszycie pierwsze takty muzyki i od razu zwracacie uwagę na ich niezwykłą otwartość, ale jednocześnie fenomenalnie kreśloną przestrzeń. Do tego pojawia się ten kontrast i ta pozorna ostrość w zakresie dolnych partii wysokich tonów, która po kilku minutach odsłuchu właściwie znika, jeśli słuchamy dobrze zrealizowanego materiału. Po doświadczeniu z „Trójkami” jestem bardzo ciekawy, jak brzmią wyższe modele i nie omieszkam tego sprawdzić w najbliższej przyszłości. Do tego czasu pozostaje mi tylko nieco ochłonąć i jeszcze raz
zweryfikować swoje dotychczasowe poglądy związane z kolumnami głośnikowymi.

Warto wiedzieć

W komplecie wraz z kolumnami Numer Trzy dostajemy również specjalne platformy antywibracyjne. Są to lakierowane (w kolorze kolumn) płyty z MDF-u wyposażone w aluminiowe nakładki z odpowiednio wyprofilowanym żłobieniem mającym pomieścić w swoim wnętrzu stalową kulkę. Po ulokowaniu wspomnianej kulki nakładamy na nią z góry taki sam krążek z wyżłobieniem i na tak przygotowanej platformie stawiamy kolumnę. To „pływające”. rozwiązanie według konstruktora zapewnia jej odpowiednią pracę, ponieważ tłumione są wszelkie wibracje degradujące dźwięk. Także wibracje pomieszczenia, czyli też drgania podłogi wywołane przez fale promieniowane przez głośniki i rozchodzące się w komorze, jaką tworzy pokój odsłuchowy, są skutecznie tłumione i nie przechodzą na skrzynię, w której pracują przetworniki.

Plusy: Otwarte, swobodne brzmienie. Bas wolny od podbarwień i zjawiskowa średnica
Minusy: Kontrowersyjny wygląd i zakres wysokich tonów – jedni odkryją coś nowego, a inni mogą się zniechęcić
Ogółem: Niezwykle oryginalne, ale i kontrowersyjne kolumny z duszą. Połączenie starej szkoły konstruktorskiej z nietuzinkowym brzmieniem

Ocena: 9/10

Specyfikacja

- Waga: 20kg (szt.)
- Wymiary: 450x440x560 mm (SxWxG)
- Pasmo przenoszenia: wg producenta wystarczające
- Skuteczność/impedancja: 90dB/4Ω
- Moc znamionowa kolumny: 10W
- Specjalna platforma antywibracyjna z aluminiowo-kulowym systemem tłumiącym w komplecie
- Cena: 4500 zł (za parę) – MDF lakier metaliczny; 5500 zł (za parę) –. drewno egzotyczne.

Arkadiusz Ogrodnik

Źródło artykułu:Hi-Fi Choice & Home Cinema
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)