Dramat w jaskini. Nadzieja umarła ostatnia© TOPR/East News | TOPR

Dramat w jaskini. Nadzieja umarła ostatnia

Bolesław Breczko
23 sierpnia 2019

To rozmowa o tytanicznym wysiłku, który towarzyszył grotołazom i ratownikom TOPR. I rozmowa o nadziei. Ruszyli do Jaskini Wielkiej Śnieżnej, by ratować kolegów. Wierzyli, że wszystko skończy się szczęśliwie.

15 sierpnia, 20.00: Grotołazi wchodzą do Jaskini Wielkiej Śnieżnej.

17 sierpnia, 17.02: Informacja o ich uwięzieniu dociera do TOPR. Rozpoczyna się organizacja wyprawy ratunkowej.

18 sierpnia, 11.46: Po 20 godzinach akcji nie udaje się nawiązać kontaktu z zaginionymi.

18 sierpnia, 14.22: Zostaje podjęta decyzja o użyciu ładunków wybuchowych do poszerzenia dojścia do uwięzionych.

20 sierpnia, 11.38: Akcja wysadzania skał spowalnia w związku z dużym stężeniem tlenku węgla. Rozpoczyna się instalacja systemu wentylacyjnego.

21 sierpnia, 12.07: Nieuprawnione osoby przedostają się na teren akcji. Zostają wyprowadzone przez Straż Parku i ukarane grzywną.

21 sierpnia, noc: Dochodzi do oberwania się fragmentu skał. Na szczęście nikt nie ucierpiał.

22 sierpnia, 22.13: Krzysztof Długopolski, ratownik TOPR poinformował, że odnaleziono jednego z grotołazów. Nie żyje.

23 sierpnia, 18.00: Sekcja Grotołazów Wrocław, do której należeli zaginieni, informuje na Facebooku, że nie zgadza się z decyzją TOPR o przerwaniu akcji poszukiwawczej ich drugiego kolegi. Chcą sami wejść do jaskini, TOPR się nie zgadza. Grotołazi z Wrocławia próbują też apelować do premiera Mateusza Morawieckiego o zmianę decyzji TOPR. Negatywnie oceniają odebranie akcji statusu "pilnej".

24 sierpnia, 09.00: Naczelnik TOPR informuje o wznowieniu akcji ratowniczej w Jaskini Wielkiej Śnieżnej.

***

23 sierpnia, piątek, około godz. 10: Rozmawiam z Markiem Wierzbowskim. To członek zarządu Polskiego Związku Alpinizmu, eksplorator Jaskini Śnieżnej w Tatrach i wielu innych jaskiń na świecie. Znał chłopaków, o których życie walczono. Doświadczony grotołaz jest wstrząśnięty. Żadne słowa nie oddadzą tego, co czuje. Woli milczeć.

***

21 sierpnia, środa (trzy dni wcześniej) około godz. 17: Rozmawiam z Markiem Wierzbowskim. Akcja ratownicza w Jaskini Wielkiej Śnieżnej nadal trwa. Koledzy nie zostali jeszcze odnalezieni.

- Chłopaki byli bardzo dobrze przygotowani do wyprawy. Mieli odpowiednie wyposażenie i doświadczenie zarówno z Polski, jak i z zagranicy. Przeszli tędy - Wierzbowski pokazuje fragment jaskini na sporządzonym przez siebie schemacie. – Weszli od Zaułka Prosiaczka od strony Przemkowych Partii. Przeszli przez rurę, którą idzie ciek wodny i dalej mieli dojść do szczeliny, w której ja już się nie mieściłem. Jest tam maleńka przestrzeń, w której da się usiąść, ale nie wiem, czy tam właśnie są. Utknęli za rurą po tym, jak zalała ją woda w wyniku deszczu.

Czuję, że stara się odsunąć emocje, zachować się jak profesjonalista, choć targa nim niepewność. Nadzieja jeszcze nie umarła.

Bolesław Breczko, WP Tech: Znasz ich?

Marek Wierzbowski, członek zarządu Polskiego Związku Alipinizmu, eksplorator Jaskini Śnieżnej w Tatrach i wielu innych jaskiń na świecie: Znam.

Byli dobrze przygotowani?
Tak.

Po co ludzie w ogóle pchają się w tak niebezpieczne miejsca?

To jest ciąg do nieznanego. Ludzi od wieków ciągnęło w nieznane. Teraz różnica jest tylko taka, że tego nieznanego jest coraz mniej.

Byłeś w Jaskini Śnieżnej?

Byłem, wiele razy.

Wiele to Ile? Dwadzieścia? Trzydzieści?

Dokładnie nie pamiętam. Koło siedemdziesięciu.

W tym miejscu, w którym utknęli, też?

Tak. Wspólnie z kolegami odkryłem to miejsce w latach 90. Doszedłem wtedy do szczeliny, która była już dla mnie za mała żebym mógł się przez nią przecisnąć. W tym miejscu chłopaki kontynuowali i przeszli kolejne kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów.

Jak bardzo niebezpiecznie tam jest?

Nie jest tam specjalnie bardziej niebezpiecznie niż w innych miejscach Śnieżnej.

Tatrzańskie jaskinie są niebezpieczne?

Nie powiedziałbym, że są niebezpieczne, ale na pewno wymagają doświadczenia i sprzętu. Np. do Śnieżnej trzeba na samym wejściu zjechać na linie serią głębokich studni około 300 metrów. Już samo to zapobiega pojawieniu się w niej amatorów.

Dlaczego teraz grotołazi tam utknęli?

Według mnie mieli po prostu ogromnego pecha. "Rurą", którą przechodzili, spływa woda, tak jak w wielu innych miejscach. Nawet jeśli w górach pada mocny deszcz, to woda nie zatrzymuje się tam na długo, tylko spływa dalej.

Przechodząc mogli przypadkiem zatkać, może kamieniami, odpływ. Przez to woda zatrzymała się, odcinając im powrót. Oczywiście to jest tylko jedna z teorii trudno obecnie powiedzieć, jakie były przyczyny.

Jak ciasna jest ta rura?

Trzeba zdjąć kask, inaczej się nie przejdzie.

Jakie w tej jaskini w ogóle panują warunki?

Przy wejściu jest wieczny lodospad, czyli zamarznięta ściana lodu, która utrzymuje się cały rok. Tam gdzie utknęli grotołazi, temperatura wynosi ok 3-4 stopnie Celsjusza. Jest idealnie ciemno. I bardzo wilgotno.

Woda jest dla nich jeszcze zagrożeniem?

Tylko w tym względzie, że nie mogą wrócić, ale nie ma zagrożenia, że utoną. Teraz najgroźniejsze jest wychłodzenie. Wszystko zależy od tego, co wzięli ze sobą i czy mają jak się ogrzać. W ogóle w wyżej położonych, tatrzańskich jaskiniach woda nie stanowi bezpośredniego zagrożenia, bo po prostu szybko z nich spływa.

O wydostanie ich walczy w każdym momencie od 20 do 30 TOPR-owców, ratowników, taterników i grotołazów. Po co ich tam aż tylu?

Do samego transportu noszy potrzebnych jest 6 osób. Jeśli korytarz jest wąski i nosze trzeba sobie podawać, to potrzebujesz już 12 osób. Po drugie, na każdej studni musisz założyć układ do wyciągania noszy, czyli zestaw lin, bloczków i przyrządów zaciskowych. Po trzecie, musisz rozstrzeliwać zaciski (wąskie szczeliny), do tego potrzebujesz pirotechników.

Teraz akcja skupia się głównie na wysadzaniu skał od strony Białej Wody, aby otworzyć przejście od drugiej strony. Skąd ratownicy wiedzą, w którą stronę mają się poruszać, skoro nawet dokładnie niewiedzą, gdzie są zaginieni?

Jaskinie nie tworzą się zupełnie przypadkowo. Korytarze powstają na pęknięciach skał, bo woda, która je wypłukuje musi jakoś się dostać do wnętrza. Więc nie jest to strzelanie zupełnie w ciemno. Dodatkowo ciągi jaskiń są mierzone specjalnymi przyrządami, więc posiadane plany są wiarygodne.

Wiem, że pirotechnicy musieli robić kilkugodzinne przerwy pomiędzy strzałami. To ze względu na obawy, oberwania się skał i zawalenia tunelu?

Nie, to ze względu na rosnące stężenie tlenku węgla. Ta zalana rura, która uwięziła grotołazów prawdopodobnie zatamowała też ciąg powietrza. Dlatego na dół znoszone były wiatraki, które miały przyśpieszyć wyrzucanie tlenku węgla z partii, w których pracują pirotechnicy. Wiem, że teraz ciąg się odblokował i mogą strzelać częściej.

Czy to znaczy, że woda mogła opaść?

Tak mi się wydaje.

To czemu nikt nie pójdzie trasą, którą weszli grotołazi, żeby sprawdzić, czy da się do nich dojść?

Nawet gdyby dało się tamtędy przejść, to ewakuacja tą trasą była by niesłychanie trudna albo wręcz niemożliwa. Jest tam pełno pionowych wejść i zacisków, które także trzeba by rozstrzeliwać. W sumie byłoby to ze 150 metrów do rozstrzelenia. Więc nawet, jeśli woda opadła, to ewakuacja możliwa jest tylko od strony Białej Wody. Oczywiście, jeżeli szybko nie uda się dotrzeć do uwięzionych od strony Białej Wody można spróbować dotrzeć do nich od drugiej strony.

Myślisz, że uwięzieni słyszą strzelanie?

Tak. Na pewno. To może ich jeszcze trzymać przy życiu.

Ile metrów tunelu muszą wybić lub poszerzyć ratownicy?

Poszerzyć, około 30 metrów.

Ile to może potrwać?

Nie da się jednoznacznie powiedzieć. Jeśli znów pojawi się problem z wentylacją, to będą musieli zwolnić. Jeśli będą musieli wynosić urobek rękami, to tak samo. Ale jeśli nie będzie problemów z ciągiem powietrza, a urobek będzie można zrzucać do jakiejś szczeliny, to mogą posuwać się nawet o metr na godzinę.

Nie ma obawy, że to ratowników teraz zaleje?

Nie. Tam jest ciek wodny, ale woda spływa bez problemu. Może trochę ich popryska.

Po blisko tygodniu od rozpoczęcia akcji ratownicy odnaleźli ciało pierwszego z grotołazów. Nie udało im się jeszcze do niego dotrzeć, ale zobaczyli ja za pomocą zdalnej kamery. Ciała drugiego grotołaza nie udało się jeszcze odnaleźć, ale ratownicy zakładają, że także umarł.

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (379)