Czterdziesta rocznica lotu generała Mirosława Hermaszewskiego w kosmos. Pierwszy Polak w przestrzeni kosmicznej
27.06.2018 12:01, aktual.: 27.06.2018 13:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
27 czerwca 1978 roku gen. Mirosław Hermaszewski wraz z Piotrem Klimukiem rozpoczął misję statku Sojuz 30. Tego dnia Polska znalazła się pośród czterech narodów, których obywatel znalazł się powyżej Lini Karmana. Do dziś Hermaszewski jest jedynym Polakiem, który był w kosmosie.
To dziś mija 40 lat, odkąd generał Mirosław Hermaszewski odbył lot w kosmos w ramach radzieckiego programu kosmicznego "Interkosmos". Był pierwszym i ostatnim dotąd Polakiem w kosmosie, nie licząc Amerykanów polskiego pochodzenia.
"Ja, obywatel Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, czuję się zaszczycony umożliwieniem mi wykonania lotu kosmicznego na radzieckim statku Sojuz 30 i orbitalnej stacji Salut 6. Okazanego mi zaufania nie zawiodę" - powiedział kilka minut przed lotem w kosmos gen. Hermaszewski.
Lot sowieckiego statku kosmicznego trwał osiem dni. Drugiego dnia misji, gen. Hermaszewski dotarł na stację orbitalną Sojuz 6. Kosmonauci prowadzili na niej program badawczy w przestrzeni kosmicznej. Wraz z Piotrem Klimukiem, Hermaszewski okrążył Ziemię łącznie 126 razy. Lądowanie nastąpiło 5 lipca na terenie Kazachstanu.
Generał Hermaszewski w wywiadzie dla Rzeczpospolitej o swoim lądowniku:
"Kiedyś przesłano do Polski lądownik, mój skafander i parę innych zabawek. Trafił do Muzeum Wojska Polskiego. Stał przy wejściu, godnie wyeksponowany, wszyscy się przy nim fotografowali. Kiedy dzieci na niego patrzyły, rozbudzał myślenie. No i był to ważny akcent patriotyczny, bo jednak Orzeł Biały był w kosmosie. Ale potem zniknął. Odnalazł się w Powsinie wśród jakichś armat, rzucony pod gołym niebem wśród rupieci z I wojny światowej. Interweniowałem. Później znów zniknął. Kiedy ostatnio chciałem zrobić sobie przy nim zdjęcie z wnukami, dowiedziałem się, że wypożyczono go poza Warszawę. Kogoś widocznie uwierał, bo nie jest amerykański..."