Co zamiast Facebooka? Oto ciekawe alternatywy
Po ostatniej aferze związanej z Facebookiem znacząca część użytkowników jest wściekła. Nawołują innych do usuwania kont ze społecznościowego giganta. Jeżeli więc planujecie wynieść się z Facebooka, to sprawdźcie najciekawsze społecznościowe alternatywy z polski i świata.
23.03.2018 | aktual.: 23.03.2018 15:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ruch #deletefacebook promuje usunięcie konta na portalu Marka Zuckerberga. Może kiedyś rzeczywiście doprowadzi do upadku giganta, jednak Facebook dziś to niemożliwe. Mamy tam po prostu za dużo rzeczy do oglądania - nie wspominając o Messengerze, który dziś zatępuje smsy i rozmowy telefoniczne. Ale to nie znaczy, że nie mamy gdzie uciec.
Vero - "nowy Facebook" od miliardera
O Vero parę tygodniu temu było naprawdę głośno. Jego twórca, Ayman Hariri, określił go jako "nowego Facebooka". W przeciwieństwie do konkurencji, chce aby jego portal stawiał przede wszystkim na prawdziwe i szczere kontakty międzyludzkie. Vero to zresztą po włosku "prawdziwy".
Hariri zapowiedział, że nie uświadczymy tu reklam, a portal będzie finansowany przez użytkowników. Zapisanie się i korzystanie z portalu ma być płatne, ale symbolicznie. Twórca zapowiada, że koszt abonamentu wyniesie tyle, co... filiżanka kawy.
- Dzięki temu nasi użytkownicy nie będą towarem sprzedawanym reklamodawcom - pisze Hariri. Póki co dostęp do portalu jest bezpłatny i nie wiadomo, kiedy jego używanie będzie wiązało się z opłatami.
Vero dostępny jest jedynie przez aplikację na smartfona, a interfejs bardziej przypomina ten znany z Instagrama niż Facebooka. Czyli przewijany w dół "wall", a nie dziesiatkich pobocznych działów i aplikacji. Głównymi użytkownikami są w tej chwili artyści promujący swoje płyty. Brak tam dyskusji i grup poświęconych różnorodnej tematyce. Dostępne są natomiast "kolekcje", w których możemy znaleźć katalogi filmów, muzyki i książek, które mają chyba służyć jako inspiracja dla innych, bo nie można ich tam ani kupić, ani obejrzeć, ani nawet o nich podyskutować.
Na razie Vero wygląda na portal społecznościowy, który kręci się przede wszystkim wokół kultury. I za bardzo przypomina Instagram. Drugi nam niepotrzebny. Trzeba będzie sporo poczekać, aż Vero faktycznie zacznie przypominać Facebooka.
Minds - wolność i swoboda
- Budujemy ten portal w oparciu o wolność, transparentność, prywatność i decentralizację – pisze Bill Ottoman, CEO Minds o projekcie.
Minds to opensourcowy portal społecznościowy. Oznacza, że każdy może przyczynić się do jego rozwoju, ale także kontroli - jak na Wikipedii. Portal opiera się na blockchainie i wirtualnej walucie. Jego olbrzymią zaletą jest wysoki poziom prywatności. Rejestracja nie wymaga bowiem podawania żadnych personalnych danych. Portal wyposażony jest w szyfrowanego messengera, który wymaga osobnego hasła. Brzmi jak znakomita alternatywa dla tych, których brak przejrzystości Facebooka.
Interfejs portalu Minds przypomina Facebooka, jednak jest czystszy i można bardzo szybko się do niego przyzwyczaić. Minds implementuje też kilka rozwiązań znanych z innych portali. Jednym z nich jest np. spis trendujących tagów podobny do tego z Twittera. Teraz znalazł się tam też... #deletefacebook. Znajdziemy tu też opcję głosowania nad postami na wzór tej z Reddita - czyli dawanie "strzałek" w górę i w dół. Do tego grupy, blogi i newsfeed, ale... nie ma znajomych. Można za to obserwować innych tak, jak ma to miejsce na Twitterze.
Minds w bardzo ciekawy sposób podchodzi do sposobu wyświetlania postów w newsfeedzie. Algorytmy wyświetlają w nim wpisy obserwowanych osób oraz z tych kanałów, które otrzymały "boost". Takie dopalenie kanału lub posta kosztuje tysiąc punktów za tysiąc obejrzeń. Punkty możemy kupić (1000 pkt = 1 dolar, ok 3,4 zł), ale dostajemy je też za aktywności takie jak wrzucanie własnych postów, komentowanie, głosowanie, etc. Natomiast za pięć dolarów miesięcznie możemy wykupić konto premium i całkowicie zablokować reklamy czy boostowane posty.
Obecnie na Minds widać dużo prawicowych oraz skrajnie prawicowych stron i osób z USA. Znalazły tu schronienie po tym, jak musiały zniknąć z Facebooka i Twittera. Ale nie są to jedyne treści.
Minds ma zdecydowanie duży potencjał. Otwarte środowisko, anonimowość, możliwość szyfrowania wiadomości i wyłączenie reklam za stosunkowo niewielką opłatę, to mieszanka, która może w przyszłości uczynić z niego dużego gracza na rynku portali społecznościowych. O ile tylko zachęci do dołączenia także ludzi z "lewej" i "środkowej" strony.
W odróżnieniu od poprzedników, LinkedIn nie jest żadną nowością. Możliwe, że wielu z was ma tam konto. Przewagą tego portalu nad wymienionymi wcześniej jest, to że jest on całkowicie przetłumaczony na język polski. Ale czy to wystarczy, aby LinkedIn stał się się nowym Facebookiem? Jego profesjonalny styl raczej do tego nie dopuści, ale można znaleźć tam większość funkcjonalności znanych z FB.
Są tu i grupy znajomych, i newsfeed, który można sortować po ostatnich dodanych postach. Są też duże nazwiska takie jak Richard Branson czy Bill Gates. Nie ma za to grup i stron, rzadziej pojawiają się śmieszne czy luźne wpisy. LinkedIn jest przede wszystkim przeznaczony do nawiązywania relacji biznesowych, szukania pracy. Można powiedzieć, że jest to taki "Facebook w pracy". Dlatego raczej nie ma szans go w pełni zastąpić.
Opinio.pl
Opinio.pl, a wcześniej TwojaParafia.pl, był pierwszy polskim społecznościowym portalem katolickim. Powstał w 2014 roku, ale dziś nie wygląda na to, aby miał wielu użytkowników. Najliczniejsze grupy - Stop Gender, Stop Aborcji oraz Miłosierdzie Boże - mają ledwie po 200-300 użytkowników.
Opinio.pl to nie tylko portal społecznościowy. To też mini-centrum informacji katolickich, politycznych i społecznych, centrum informacji o parafiach i wydarzeniach kościelnych. W zakładce "Na dziś" redakcja serwisu zamieszcza liturgię dnia.
Opinio.pl bardziej przypomina małe forum internetowe skupione wokół wspólnego zainteresowania, którym w tym przypadku jest religia, niż pełnoprawny portal społecznościowy. Może właśnie to jest przyszłością mediów społecznościowych. Nie globalne portale z miliardami użytkowników, a małe społeczności, które łatwiej kontrolować i w których anonimowe siły nie mogą mieć tak dużego wpływu.