Co kryje się na dnie Bałtyku?

Co kryje się na dnie Bałtyku?

Co kryje się na dnie Bałtyku?
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Bolesław Breczko
27.10.2017 11:22, aktualizacja: 28.10.2017 17:50

XVIII-wieczne żaglowce wypełnione skarbami. Drugowojenne cmentarzyska i beczki ze śmiertelnymi truciznami. Dno Morza Bałtyckiego skrywa więcej tajemnic, niż może się wydawać.

Leżący na północy Europy Bałtyk nie jest specjalnie dużym ani głębokim akwenem. Dno leży na średniej głębokości 52,3 m, a maksymalna głębokość to 459 metrowa Głębia Landsorta na północny zachód od Gotlandii. Mimo tego* dno Bałtyku usiane jest wrakami statków zarówno tych starych, z XVII wieku, z czasów obydwu wojen światowych, a także promów pasażerskich z lat 90. i 2000.*

Skarb z XVIII wieku
Jednym z prawdziwych skarbów dna Bałtyku jest żaglowiec odkryty w 2004 roku przez polskich płetwonurków niedaleko Łeby. Badania drewna żaglowca pokazały, że ma on co najmniej 200 lat, a prawdopodobnie więcej. Jest to jeden z najlepiej zachowanych okrętów z tego okresu jaki został odkryty w Bałtyku. Sama historia jego odnalezienia jest niezwykle ciekawa.* Deskę burtową wyłowił przypadkiem rybak* łowiący dorsze. Mężczyzna oddał deskę płetwonurkom z bazy "Łeba", którzy z kolei przekazali ją do badań. Wtedy okazało się, że trafili na prawdziwy skarb, jednak w tym momencie jeszcze nie wiedzieli gdzie on leży. Rybak bowiem nie pamiętał, w którym miejscu wyłowił deskę. Płetwonurkom pomogli rybacy z Łeby. Za pomoc w wycięciu sieci zaplątanej w śrubę przekazali im mapę podwodnych "zaczepów" czyli miejsc, w których sieć o coś się zaczepiała. Dzięki temu nurkowie trafili na wrak 30-metrowego żaglowca, będącego prawdopodobnie angielskim statkiem handlowym.

Lezący na głębokości 40 metrów wrak zachował się w niezwykle dobrym stanie. Zazwyczaj ze statków z tego okresu pozostają jedynie fragmenty dna i kamienie balastowe. Tym razem nurkowie znaleźli zachowany kadłub z dziobem, dwie pięciometrowe kotwice, dwa złamane maszty, kabestan, drewniane burty, słupku relingu, drewniane rury, pompy zęzowe, fragmenty ceramiki i uchwyt kompasu.

Toksyczna bomba zegarowa
Po drugiej wojnie światowej trzeba było pozbyć ogromnych składów broni chemicznej, która zalegała w niemieckich magazynach. Utylizowanie jej okazało się zbyt drogie, zdecydowano się więc na jej zatopienie. Początkowo amunicja miała spocząć w głębiach Atlantyku, jednak także to okazało się za drogie. Niebezpieczne substancje spoczęły w końcu w najbliższym, dostępnym morzu. W głębiach na Bałtyku zatopiono amunicję chemiczną oraz beczki z trującymi gazami m.in. parzącym iperytem. *W Głębi Bornholmskiej, Gotlandzkiej oraz Gdańskiej znalazło się ponad 50 tys. ton bojowych środków chemicznych. Tak przynajmniej świadczą oficjalne źródła, w praktyce niebezpiecznych środków może być więcej i zdecydowanie bliżej. W 1997 roku załoga kutra rybackiego wyłowiła 5-kilogramową beczkę z iperytem zaledwie 30 mil od Władysławowa. *

Eksperci uważają, że *beczki pozostaną szczelne maksymalnie przez 150 lat. *Jednak już teraz ostrzegają, że broń chemiczna z czasów drugiej wojny światowej może znajdować się nawet bardzo blisko popularnych, wakacyjnych kąpielisk w Darłowie, Kołobrzegu czy Dziwnowie. Beczki znajdują się tam nawet na głębokości 10-12 metrów.

Dodatkowym problemem jest fakt, że nie wiadomo dokładnie, gdzie i ile beczek zatopiono. Podczas gdy Brytyjczycy dość dokładnie trzymali się wytycznych co do miejsca zrzucenia niebezpiecznego ładunku, Rosjanie wyrzucali go często w przypadkowych miejscach.

Titaniki Bałtyku
Druga wojna światowa zebrała śmiertelne żniwo nie tylko na lądzie, ale także na morzu. W Bałtyku,ok 35 km na północ od Łeby, znajduje się miejsce największej katastrofy morskiej w historii. Na głębokości 45 m leży wrak niemieckiego statku pasażerskiego MS Wilhelm Gustloff, który 30 stycznia 1945 roku został storpedowany przez radziecki okręt podwodny. Według najnowszych wyliczeń, na pokładzie niemieckiego statku było ponad 10 tysięcy pasażerów. Byli wśród nich niemieccy oficerowie, żołnierze i marynarze, kobiety z korpusu pomocniczego Kriegsmarine i ponad 4000 uciekinierów. W 1994 roku Polska uznała wrak MS Wilhelm Gustloff za mogiłę wojenną, w związku z czym zakazane jest nurkowanie na wrak i w promieniu 500 m od niego.

Ten sam radziecki komandor, który wytropił i zatopił Gustloffa, 10 dni później zaatakował inny niemiecki statek. Wykorzystywany do transportu personelu okręt Steuben został storpedowany 10 lutego 1945 roku. Razem ze statkiem na dno poszło ponad 3000 pasażerów.

Kilka miesięcy później, 16 kwietnia, niemiecki statek Goya ewakuował ponad 6000 niemieckich uciekinierów z Prus Wschodnich i Gdańska. *Wieczorem tego dnia Goya został wykryty przez radziecki stawiacz min uzbrojony także w torpedy. Z czterech wystrzelonych, dwie torpedy trafiły w okręt. Jedna z nich uderzyła w maszynownię co spowodowało eksplozję i przełamanie się statku na pół. *Statek zatonął w ciągu 4 minut.

Wszystkie trzy niemieckie okręty nazywane są "Titanicami Bałtyku". Łącznie zginęło na nich 12 razy więcej osób niż na legendarnym Titanicu. Miejsca spoczywania ich wraków zostały uznane za mogiły wojenne.

Zawisza Czarny
Na dnie Zatoki Puckiej leży Zawisza Czarny, pierwszy jacht morski Związku Harcerstwa Polskiego. Zbudowany w 1902 w Danii i kupiony przez ZHP w 1934 roku okręt został w czasie wojny przejęty przez Niemców. Do 1943 pływał jako "Schwarzer Husar", później został porzucony i niszczał. Po wojnie Zawisza Czarny został odnaleziony jednak nie nadawał się już do pływania ani do naprawy. Został *odholowany na wody Zatoki Puckiej i tam zatopiony. *W czasach swojej świetności wzbudzał zazdrość zagranicznych organizacji skautowych.

Tragedia Jana Heweliusza
14 stycznia 1993 roku, kilkanaście minut po godzinie 5, zatonął na Bałtyku prom Jan Heweliusz. Tragedia, którą wiele osób pamięta dziś z doniesień mediów. Katastrofa Jana Heweliusza była wynikiem złych praktyk i zaniedbania ze strony armatora i załogi. 13 stycznia, gdy prom wychodził w morze, na Bałtyku panował wyjątkowo ostry sztorm. Na bliźniaczej jednostce Mikołaj Kopernik *na przyrządzie do pomiaru siły wiatru skończyła się skala. *

Jan Heweliusz został wystawiony na bardzo mocny boczny wiatr. Aby nie dopuścić do przewrócenia załoga uruchomiła system kompensacji przechyłu, który nie jest przeznaczony do pracy w tego rodzaju warunkach. System ma za zadanie wyrównać obciążenie ładunkiem (ciężarówki i wagony towarowe) i nie jest w stanie reagować na szybko zmieniające się warunki na morzu. Gdy sztorm chwilowo zelżał statek obrócił się pod wpływem działania systemu, statek zmienił kierunek, a wiatr zaczął ponownie wiać. Tym razem w drugą burtę. Teraz* sile wiatru nie przeciwstawiał się już system kompensacji przechyłu.* Około godziny 4 rano* w burtę uderzył huraganowy wiatr.* Prom zaczął się przechylać. Ładunek pozrywał się z mocowań i zaczął przemieszczać się po pokładzie. Po godzinie 5 rano statek poszedł na dno. Zginęło 32 pasażerów i 20 członków załogi. 10 ciał nigdy nie odnaleziono.

Okręt jak durszlak
Zatokę Pucką oddziela od Zatoki Gdańskiej płycizna nazwana Rewą Mew. Miejsce to upodobali sobie w ostatnich latach kitesurferzy, którzy znajdą tu dobre warunki gdy pływanie przy brzegu półwyspu helskiego jest niemożliwe. Na Rewie Mew leży także wrak polskiego okrętu podwodnego ORP Kujawiak. *Pod polską banderą służył 11 lat. W 1966 został wycofany ze służby o zatopiony na płyciźnie jako cel dla artylerii i nalotów bombowych. Jak możemy przeczytać na stronie wrakibaltyku.pl Kujawiak jest bardzo dobrze zachowany chociaż lata jako cel strzelniczy zrobiły z niego "durszlak".* Teraz przez dziury po kulach do wnętrza dostają się promienie słoneczne rozświetlające ciemne niegdyś wnętrze okrętu.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)