Co dalej z Costa Concordia?
Wrak nie może zostać u włoskich wybrzeży, trzeba coś z nim zrobić, opcje są jednak ograniczone
09.03.2012 | aktual.: 09.03.2012 14:57
Wrak Costa Concordia leży na jednej z burt, a co gorsza jest na krawędzi lokalnej głębi i grozi mu osunięcie na głębokość ponad 6. m. Gdyby tak się stało, wyciągnięcie kolosa, który jest 2 razy większy od Titanica, mogłoby stać się niemożliwe.
Wypompowanie paliwa
Pierwszym etapem delikatnej operacji usuwania wraku jest wypompowanie paliwa - jego wyciek mógłby spowodować katastrofę ekologiczną. 240. ton toksycznej substancji jest usuwane przez duńską firmę Smit. Akcja została rozpoczęta 12 lutego i może potrwać nawet do 9 miesięcy. Ciecz jest bardzo lepka, przez co, aby ułatwić jej wypompowanie, inżynierowie wtłaczają do każdego z 17 zbiorników statku gorącą parę pod ciśnieniem. Jednocześnie wypompowane paliwo zastępowane jest morską wodą, gdyż puste zbiorniki, mogłyby spowodować osunięcie wraku w głębię.
Podniesienie wraku
Po opróżnieniu zbiorników paliwa Costa Concordii i zastąpieniu toksycznej substancji słoną wodą, wrak trzeba będzie odholować na złomowisko i pociąć na żyletki. Dlaczego armator nie chce statku naprawiać? Odpowiedź jest prosta - nikt nie będzie chciał już na niego wsiąść. Zanim jednak będzie można tego giganta zezłomować, trzeba go podnieść z dna. Już teraz rozpatrywane są różne scenariusze tej operacji.
Wydaje się, że najprostszym rozwiązaniem jest postawienie statku do pionu i użycie holowników, które zabiorą go na cmentarzysko. Najczęściej pojawiającą się propozycją, pozwalającą tego dokonać, jest uniesienie jednej z burt statku przez podłożenie pod nią gigantycznych poduszek powietrznych. Problem jednak w tym, że zdaniem specjalistów, nie istnieją odpowiednio duże poduszki. Co najwyżej można tego rozwiązania użyć jako pomocniczego dla innego sposobu podniesienia Costa Concordii.
Drugą proponowaną metodą jest zastosowanie polistyrenowych kulek, wypełnionych powietrzem, które wpompowane do wnętrza statku podniosą go z dna morza. Ciekawostką jest, że pomysł ten po raz pierwszy podsunął…. Kaczor Donald, który w komiksie z 1949 roku użył piłeczek pingpongowych do podniesienia łodzi. Choć geneza rozwiązania sięga bohatera kreskówek, zostało ono już pomyślnie wykorzystane w Kuwejcie i na Islandii. Problemem w tym przypadku mogą być same kulki z powietrzem, których trzeba zastosować gigantyczną ilość i w całym procesie pływają one po całej okolicy. Doświadczenie pokazuje, że kulki, choć skuteczne, powodują spory bałagan i ciężko jest je uprzątnąć.
Najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem wydaje się zastosowanie dźwigów. Jednak również w tym przypadku istnieje cała lista potencjalnych trudności. Przede wszystkim nie ma takiego dźwigu na świecie, który w pojedynkę mógłby podnieść wrak Costa Concordii. Trzeba będzie zastosować kilka maszyn i jednocześnie wypompowywać wodę ze statku, aby ułatwić im pracę. Jakby tego było mało, dziury w burcie statku trzeba będzie zaspawać, jeszcze gdy będzie on spoczywał na dźwigach. Taka operacja jest więc bardzo skomplikowana i na tyle niebezpieczna, że wielu ekspertów mówi, iż nie ma szans powodzenia.
Ostatnim proponowanym rozwiązaniem jest pocięcie statku na kawałki jeszcze, gdy leży w wodzie i wywożenie złomu fragment po fragmencie. Po pocięciu wraku na fragmenty można zastosować gigantyczny elektromagnes, by oczyścić dno morza z drobniejszych odłamków. Ten pomysł wydaje się być względnie najprostszy, ale jego minusem jest czas wykonania - od 8 do 1. miesięcy, podczas gdy podniesienie i odholowanie wraku zajęłoby około pół roku.