Call of Duty: Infinity Warfare - tak wygląda wojna w kosmosie. Oceniamy kampanię dla jednego gracza

Call of Duty: Infinite Warfare jest jak iPhone 7. Niby wszystko jest w porządku, ale brakuje ekscytacji i szaleństwa sprzed lat. Przy tej grze będziecie dobrze się bawić, jednak ani razu nie zaskoczy.

Call of Duty: Infinity Warfare - tak wygląda wojna w kosmosie. Oceniamy kampanię dla jednego gracza
Źródło zdjęć: © Call of Duty: Infinite Warfare/WP
Adam Bednarek

10.11.2016 13:58

A przecież nowe Call of Duty rozgrywa się głównie w kosmosie, więc szalonych akcji nie z tej ziemi powinno tu być co niemiara. Twórcy zabierają nas w odległą przyszłość i skupiają się na zmyślonym konflikcie, w którym “dobrzy żołnierze”, czyli my, ratują Ziemię przed fanatykami z Marsa, walcząc z nimi na skolonizowanych planetach i w przestrzeni kosmicznej. Autorzy Call of Duty uciekli od współczesności, by ich gry nie nawiązywały do aktualnych wydarzeń, ale w Infinite Warfare momentami kojarzy się z obecnymi konfliktami. Przeciwnicy przeprowadzają zamachy terrorystyczne, ich lider mówi, że stary świat umiera, a ich jest nowy i lepszy niż ten zgniły. Szkoda, że nie pociągnięto tego wątku dalej, bo fikcyjna fabuła rozgrywająca się w kosmosie mogłaby przemycić mocniejsze nawiązania do realnych konfliktów, nie urażając przy tym prawdziwych ofiar. Problem fanatyzmu jest więc tylko liźnięty, a główny czarny charakter nie przekonuje. W jego rolę wciela się znany z roli Jona Snowa z “Gry o Tron” Kit Harington, jednak jest tak nudny i sztampowy, że jego przemówienia nie robią na nas wrażenia. Cóż, konflikt jest po to, żeby strzelać do wroga, reszta jest nieistotna.

Można żałować, że ekipa Infinity Warfare więcej tematów potraktowała po macoszemu. Pojawił się wątek “rasizmu przyszłości” - żołnierze nie chcą mieć w swoim oddziale bota, maszyny-zabójcy, wolą prawdziwego człowieka. To rzeczywiście może być problemem w armiach i policjach przyszłości, podobnie jak samo zaufanie do robota na polu bitwy - a co jeśli ten się zbuntuje albo zepsuje i zacznie strzelać do sojuszników? Takie obawy pojawią się w dialogach postaci występujących w Call of Duty: Infinity Warfare, ale tylko w jednym zdaniu. I zaraz wątpliwości uciekają na dalszy plan, bo Ethan, czyli wspomniany bot, szybko staje się przyjacielem całego oddziału. To też zabawny przykład na to, jak walczące maszyny wpasowały się w motyw “dzielnych, dobrych amerykańskich żołnierzy, którzy biją żołnierzy złych”. Ethan rzuca żartami i jest wierny towarzyszom broni, ale już przeciwnicy to tylko kupa złomu, do którego się strzela. Zgoda, to rozrywka, ale aż prosi się, by ten wątek rozwinąć nieco bardziej. Ekipa odpowiedzialna za Infinity Warfare tylko zahacza o temat, momentami nawet ciekawie. Na przykład dając nam możliwość shakowania wrogich robotów - wówczas przejmujemy nad nimi kontrolę i możemy wysadzić się, zabijając grupę, w której biegniemy. Ciekawy patent, dający do myślenia, jak może wyglądać wojna przyszłości.

Wojna przyszłości nie zaskakuje

Tej przyszłości było dla mnie trochę za mało. I mówię tutaj nie tylko o takich błahostkach jak zwykłe klawiatury i monitory na biurkach. Tak, na pewno uwierzymy w to, że ktoś jeszcze stuka w klawisze albo otwiera drzwi wajchą, gdy przed chwilą oglądaliśmy skolonizowaną planetę niedaleko słońca albo wzięliśmy udział w wielkiej bitwie statków kosmicznych. Twórcy ewidentnie nie chcieli przesadzić z futurystycznymi rozwiązaniami - już sam fakt, że nowa odsłona Call of Duty rozgrywa się w kosmosie rozwścieczyła fanów, więc pewnie stąd odrobina zachowawczości. I tak strzelamy z dość standardowych pukawek albo rzucamy granaty, które rażą prądem lub tworzą pole bez grawitacji. W porządku, ale spodziewałbym się czegoś więcej. A już najbardziej rozczarował mnie strzelający dron, wyglądający jak sprzęt, który można kupić w supermarkecie. Przyszłość w Call of Duty: Infinity Warfare to nie zawsze pokaz niesamowitego rozwoju wojennej technologii. Żałuję.

Call of Duty: Infinity Warfare teoretycznie ma wszystko, by zachwycić. Klimat jak z porządnego amerykańskiego filmu wojennego, polanego sporą dawką patosu. Widowiskowe akcje, jak te, gdy strzelamy się w przestrzeni kosmicznej, a do powierzchni wracamy za pomocą specjalnej linki - w ten sposób możemy też przyciągnąć wroga i go wyeliminować. Są również pojedynki w statkach bojowych. Tyle że to wszystko widzieliśmy już w wielu innych grach, a twórcy Call of Duty: Infinity Warfare nie dodają niczego nowego czy ekscytującego. Wszystko robią poprawnie, ale bez szaleństwa. I tak za sterami statku walimy do innych latających obiektów, co jakiś czas wypuszczamy flary, by ominąć rakiety wroga. To tyle. Jest to przyjemna odskocznia od normalnego strzelania, jednak od takich bitew wymaga się czegoś więcej. Tutaj jest tylko dobrze.

Dorociński, Bołądź = gwiazdorska obsada?

I taki też jest sam dubbing - Marcin Dorociński czy Olga Bołądź wypadają nieźle, jednak nie są to role, które zapamiętamy. Zawsze jednak grać po polsku, tym bardziej że lokalizacja nie zawodzi.

Call of Duty: Infinity Warfare trochę spełnia oczekiwania, trochę pozostawia niedosyt. Kampania mogłaby być ciekawsza, ostrzejsza, być mniej sztampowa. Ale przy tym naprawdę trudno oderwać się od akcji - może i chciałoby zobaczyć się coś więcej, jednak i tak ciekawi jesteśmy zakończenia. Walki nie są specjalnie oryginalne i świeże, ale na tyle angażujące, by nie ziewać przed ekranem. Call of Duty: Infinity Warfare w trybie dla jednego gracza jest więc po prostu solidne. Mogło (powinno - jeśli wcześniej zagracie w odświeżoną wersję Modern Warafre żal będzie większy) być lepsze, lecz musimy oddać twórcom, że wykonali poprawną robotę. Wierni fani serii na pewno nie będą rozczarowani, bardziej sceptyczni powinni poczekać na obniżki. Skojarzenie z iPhonem 7 jak najbardziej na miejscu.

Call of Duty: Infinite Warfare dostępne jest na pltformach PC, Xbox One i Playstation 4. Cena gry różni się w zależności od platformy i edycji. Na komputery PC ceny gry zaczynają się od 150 zł, a na Xbox One i PlayStation 4 od ok. 200 zł.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)