Bomba atomowa w... walizce? Amerykanie i Sowieci mieli daleko idące plany
Broń jądrowa w plecaku? To nie żart. Podczas zimnej wojny służby specjalne (w tym KGB) był w posiadaniu tzw. walizkowej bomby jądrowej. Kula plutonu Pu-239 lub uranu U-233 są namniejszymi możliwymi tego typu broniami masowego rażenia. W 2004 roku ujawniono, że Związek Radziecki, a następnie Rosja była w posiadaniu takich plecaków. Jeśli odpowiednio jes przygotować, wybuch mógłby wysołać eksplozję o masie aż jednej kilotony.
25.06.2017 | aktual.: 25.06.2017 14:04
Kula o średnicy 10 centymetrów i o wadze 10,5 kilograma może wybuchnąć z siłą 10 do 20 ton trotylu. Jednak nie spowoduje wybuchu sama z siebie, ponieważ nie dojdzie do niekontrolowanej reakcji rozszczepienia, która jest konieczna do eksplozji. Potrzebna jest masa większa od krytycznej - wystarczy już 1.1 masy krytycznej, aby spowodować wybuch o sile wspomnianych 10-20 ton. Porównując to do kiloton czy megaton osiąganych przez "normalne" bomby atomowe, może się to wydawać niewielką wartością, jednak wciąż taki plecak może wyrządzić o wiele poważniejsze szkody niż konwencjonalne materiały wybuchowe.
Do tego eksplozja wywołuje promieniowanie przenikliwe, które jest jednym z czynników rażenia wybuchu jądrowego. Jest to strumień promieniowania gamma i neutronowego, który jest w stanie przeniknąć przez wiele materiałów nawet o znacznej grubości. Pochłania ono 5 proc. wybuchu. Gdyby jego siła wyniosła - dla przykładu - zaledwie 2. ton, promieniowanie byłoby odpowiedzialne za śmierć wszystkich, którzy znaleźliby się w odległości 300 metrów od miejsca wybuchu.
W 2004 roku oficjalnie potwierdzono fakt posiadania przez Rosjan tego typu bomb. Gen. płk. Wiktor Jesin, były dowódca wojska strategicznego znaczenia w Rosji, wyjawił, że Związek Radziecki dysponował walizkowymi bombami jądrowymi. Zapewniał także, że nie jest możliwym, aby którakolwiek z nich wpadła w ręce terrorystów. Wszystkie podobno zostały poddane utylizacji.
Ponieważ nie ma możliwości zweryfikowania informacji dotyczących radzieckich urządzeń tego typu, warto przyjrzeć się rozwiązaniom amerykańskim. SADM, czyli Specjalne Jądrowe Środki Rażenia to projekt Marynarki Wojennej i Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych prezentowany w latach 60. Nigdy nie został jednak zastosowany. Zakładał wykorzystanie broni jądrowej małej skali, czyli właśnie walizkowej, przez pojedynczego żołnierza lub agenta do działań dywersyjnych na zapleczu wroga.
Miałoby to wyglądać następująco: żołnierz zrzucony ze spadochronem z dowolnego samolotu miałby umieścić pocisk we wskazanym miejscu, koniecznie w pobliżu morza lub innego większego zbiornika wodnego, np. w porcie. Należałoby ustawić zapalnik czasowy i pospieszyć nad morze, skąd ewakuowałby go okręt podwodny lub nawodny. Amerykanie dokładnie obmyślili wiele różnych scenariuszy.
W latach 50. i 60. Stany Zjednoczone opracowały kilka różnych typów lekkiej broni jądrowej do zastosowania w SADM. Jednym z nich była konstrukcja oparta o głowicę W54 – o cylindrycznym kształcie i wymiarach ok. 40 na 60 cm i wadze ok. 68 kg. Odpalana była mechanicznym zapalnikiem czasowym i miała możliwość ustawienia mocy pomiędzy 10 tonami a 1 kilotoną (zależnie od wersji).