5 mitów na temat Google

5 mitów na temat Google

5 mitów na temat Google
Źródło zdjęć: © Google
09.10.2009 11:43, aktualizacja: 09.10.2009 21:54

Na świecie jest tylko jedna firma, o której można powiedzieć, że jest królem Internetu - Google. Obecnie nawet do 90% wyszukiwań w sieci wykonywanych jest za pomocą najbardziej znanej wyszukiwarki świata. Konkurencja stara się zmniejszyć dystans do lidera. Niedawno w tym celu Microsoft połączył siły z Yahoo!, ale nawet ten alians dwóch największych rywali Google nie spowodował znacznej utraty rynku przez internetowego giganta

W związku z bardzo silną pozycją jaką zajmuje Google na światowym rynku usług internetowych, wokół tego molocha powstało wiele mitów i teorii spiskowych. Poniżej prezentujemy 5 stwierdzeń, w które wiele osób wierzy, a niektórzy powtarzają jak mantrę - czy mają rację? Zapraszamy do lektury i komentowania.

Mit 1: Google wie o nas wszystko.

Zgodnie z tym mitem, gdzieś tam daleko w odległym dla nas stanie USA znajduje się farma serwerów Google, na których znajdują się niewyobrażalne ilości informacji o każdym internaucie na Ziemi. Mówi się, że każde słowo, które wpisujemy w najpopularniejszej wyszukiwarce lub serwisie YouTube jest zapamiętywane i zapisywane na serwerach Google. Korporacja wykorzystuje również specjalne oprogramowanie do przeszukiwania naszych maili pod kątem słów kluczowych. Dodatkowo nowe usługi lokalizacyjne pozwalają na to, żeby nasi znajomi (oraz Google) zawsze wiedzieli gdzie się w danej chwili znajdujemy.

Obraz
© (fot. Jupiterimages)

To prawda. Każde zapytanie skierowane do wyszukiwarki Google jest zapisywane i przechowywane przez okres 9 miesięcy. To nie wszystko, wraz z każdą zapisaną informacją przechowywany jest odpowiadający jej adres IP komputera, z którego zostało wpisane zapytanie. Jednakże proceder ten nie jest aż tak straszny, jakby się mogło zdawać. Oprócz adresu IP naszego komputera nie są zapisywane żadne dane osobiste, które pozwoliłyby pracownikom Google na powiązanie danej adresu sieciowego z konkretną osobą. Na serwerach przechowywane są tylko i wyłącznie słowa kluczowe lub wpisywane przez nas w wyszukiwarce zapytania, a wszystko to ma na celu wyświetlanie nam reklam, które będą odpowiadały naszym zainteresowaniom. Co więcej, żaden pracownik Google nie ma prawa nawet próbować połączyć danego adresu IP z osobą fizyczną. Warto również dodać, że w przeszłości rząd USA niejednokrotnie zwracał się do Google z żądaniem udostępnienia danych osobowych ludzi, którzy zgłaszali w wyszukiwarce zapytania o konkretnej treści. Za
każdym razem korporacja była nieugięta i nie udostępniła żadnych danych.

Zawsze pozostaje jednak wątpliwość, że kiedyś może nadejść taki dzień, w którym Google ugnie się przed rządem swego kraju i umożliwi władzom amerykańskim wgląd do swoich baz danych o użytkownikach. Mamy jednak nadzieję, że pracownicy Google będą wierni jednej z zasad etycznych firmy, która brzmi: "można zarabiać pieniądze bez czynienia zła".

Mit 2: Program Google Earth to doskonałe narzędzie szpiegowskie

Pierwszy kontakt z programem Google Earth może być dla wielu osób dość szokujący. Wpisujesz adres swojego domu, wciskasz Enter, a kamera płynnym ruchem zdaje się niemal przelatywać nad wirtualnym obrazem naszej planety zatrzymując się na widoku Twojego domu. Wiele osób sądzi, że może za pomocą tego, niewątpliwie ciekawego, programu śledzić swoich sąsiadów i znajomych. Całości szpiegowskiego obrazu dopełnia kolejna usługa amerykańskiej korporacji - Google Street View. W ramach tego projektu użytkownikom z całego świata prezentowane są panoramiczne zdjęcia ulic całego wybranych zakątków naszego globu. Zdjęcia wykonywane są za pomocą aparatów montowanych na specjalnych autobusach, samochodach, a nawet rowerach przemierzających ulice naszych miast. Nic więc dziwnego, że co jakiś czas słychać głosy sugerujące, że Google "zagląda nam w okna".

Obraz
© Trójwymiarowy obraz Warszawy w Google Earth (fot. IDG)

Nic bardziej mylnego. Zdjęcia ziemskiego globu w usłudze Google Earth są publikowane ze znacznym opóźnieniem wynoszącym zazwyczaj od jednego do trzech lat. Korporacja kupuje fotografie od innych prywatnych firm, które wykorzystują satelity do fotografowania powierzchni Ziemi oraz od organizacji rządowych, w tym również od wojska. Bezspornym pozostaje jednak fakt, że aby znaleźć się na fotografii w Google Earth trzeba mieć bardzo dużo szcześcia (albo pecha, zależnie od naszej chęci "pokazania się światu").

Ostatnio wiele kontrowersji wzbudzał fakt publikowania w usłudze Google Street View twarzy osób przypadkowo sfotografowanych przez przejeżdżający pojazd z aparatami. Z tego powodu usługa została nawet zakazana w Szwajcarii. Amerykański gigant szybko zareagował na powstałą sytuację i obecnie wszystkie twarze przypadkowych przechodniów na zdjęciach Google Street View są rozmazane - również, te wykonane przed wprowadzeniem poprawek w usłudze.

Z drugiej strony okazuje się, że Google Earth świetnie sprawdza się jako szpiegowskie narzędzie stosowane do podglądania dużych obiektów w krajach, które normalnie ściśle strzegą swego terytorium, takich jak Korea Północna lub Iran.

Mit 3: Google jest niedochodowe

Większość użytkowników co najmniej słyszała, a wielu korzystało z licznych usług firmy Google. Zaczynając od motoru napędowego całej korporacji, jakim jest wyszukiwarka internetowa, poprzez pocztę Gmail, Kalendarz Google, Dokumenty Google, Mapy Google, Google Earth, komunikator Google Talk, a kończąc na serwisach takich jak YouTube lub Picasa. Wszystkie te usługi mają jedną wspólną cechę - są darmowe. Na tej podstawie wiele osób formułuje wniosek, że Google nie zarabia żadnych pieniędzy, ponieważ za żadną z oferowanych przez firmę usług nie trzeba płacić.

Obraz
© Siedziba Google nie wygląda na budynki firmy, która nie przynosi zysków (fot. Google)

Prawdą jest, że wymienione powyżej usługi Google dostarcza nam za darmo, ale to nie na tych produktach firma zbudowała swoje "sieciowe imperium". Pierwszym produktem oferowanym kilka lat temu przez, małą jeszcze wtedy, firmę Google była reklama spersonalizowana, skierowana do konkretnego odbiorcy. To właśnie na oferowaniu reklamy uwzględniającej upodobania potencjalnego klienta, mała firma z Google zbiła majątek, dzięki któremu stała się w pewnym okresie najszybciej przybierającą na wartości firmą świata i osiągnęła dzisiejsze rozmiary. Mylą się Ci, którzy sądzą, że usługa reklamy targetowej została przez Google porzucona. Obecnie firma oferuje dwa sztandarowe produkty w branży reklamowej: AdWords i AdSense. Pierwsza z tych usług to wyświetlanie reklam przy wynikach wyszukiwania w najpopularniejszej wyszukiwarce internetowej świata. Druga polega na umieszczeniu reklam oferowanych przez Google na stronach internetowych. Tym co stanowi o atrakcyjności oferty Google jest cena dla reklamodawcy. W usłudze AdWords
opłata pobierana jest jedynie za kliknięcie w daną reklamę, a nie za czas trwania kampanii reklamowej, dodatkowo cena za jedno kliknięcie zależy od popularności powiązanych z reklamą słów kluczowych i waha się w granicach od kilku groszy do kilku złotych za kliknięcie. W przypadku AdSense, za każde kliknięcie na reklamę reklamodawca płaci Google określoną stawkę, ponownie niewysoką i zależną od słów kluczowych. Google natomiast oddaje niewielką część tych pieniędzy właścicielowi strony, na której widnieje reklama. Grosz do grosza... i uzbierały się miliardy. W roku 200. przychód Google wyniósł około 22 miliardy dolarów, z czego 4 miliardy dolarów zysku. Twierdzenie, że wyszukiwarkowy, albo może raczej reklamowy gigant nie zarabia pieniędzy jest więc bardzo dalekie od prawdy.

Mit 4: Google sprawia, że jesteśmy głupsi

Czasy, w których odnalezienie informacji o najdłuższej rzece Australii zajmowało kilka minut i wymagało przejrzenia przepastnego tomu encyklopedii mamy już daleko za sobą. Dzisiaj prawie każdy młody człowiek zapytany o to, gdzie szukałby odpowiedzi na podobne pytanie, odpowie: "w Google". Dożyliśmy dni, w których coraz częściej słyszymy powiedzenie "jeśli czegoś nie ma w Google, to nie istnieje". Nikt już się dzisiaj nie trudzi zapamiętywaniem faktów, dat, czy liczb ponieważ każdy wychodzi z założenia, że potrzebne informacje znajdzie w kilka sekund wpisując zapytanie w Google. Taka sytuacja powoduje, że pojawia się wiele głosów ostrzegających przed ogłupiającym działaniem internetowego giganta.

Obraz
© (fot. Jupiterimages)

Powyższe ostrzeżenie zawiera zapewne wiele prawdy, nie trzeba udowadniać, że dzisiejsi internauci, a w szczególności ludzie młodzi są przytłoczeni informacjami. W związku z tym, zamiast zagłębiać się w długie teksty, przeglądają oni tylko pobieżnie zawarte w nich informacje (w tym miejscu pragnę zauważyć drogi Czytelniku, że jeśli dotarłeś z uwagą do tego miejsca artykułu to jest jeszcze dla Ciebie nadzieja), a nawet możemy posunąć się do stwierdzenia, że obserwujemy początki epoki, w której umiejętność czytania zaczyna zanikać na rzecz zwięzłych i szybszych form przekazu, jak filmy oraz pliki audio.

Jednakże, czy to wszystko sprawia, że stajemy się głupsi? Niekoniecznie. Łatwy i szybki dostęp do ogromnej ilości informacji powoduje, że nasza wiedza staje się bardziej ogólna, a w interesujących nas zagadnieniach możemy się specjalizować nie wychodząc z domu. Pamiętajmy również, że w czasach, kiedy wynaleziono druk, wynalazek ten był szeroko oprotestowany pod hasłami mówiącymi, że wiedza pisana zostania zbyt zdemokratyzowana i stając się powszechnie dostępną, przestanie być jednocześnie atrybutem elit umysłowych. Google jest więc postrzegane przez niektórych jako „globalna biblioteka”. wolna od ograniczeń przestrzennych i posiadająca nieskończone zbiory, których autorami są wszyscy obywatele świata.

Mit 5: Google chce zawładnąć Internetem

Na koniec zostawiłem mit, który wiąże się z pewnymi zakupami, które dokonuje firma Google. Mianowicie amerykański koncern od jakiegoś czasu kupuje gigantyczne ilości ciemnych włókien światłowodowych (ang. dark fiber). Wykonane z tego materiału przewody światłowodowe pozwalają na transmisję danych z ogromną szybkością - technologia ta istnieje, ale nie jest jeszcze szeroko wykorzystywana. Według niektórych źródeł Google posiada największe ilości ciemnych włókien światłowodowych na świecie. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że firma dokonuje zakupów bez żadnego rozgłosu medialnego, nigdzie się tym nie chwaląc.

Obraz
© (fot. Jupiterimages)

Niczego więcej nie było trzeba twórcom teorii spiskowych. Natychmiast pojawiły się sensacyjne spekulacje na temat przeznaczenia tak ogromnych ilości bardzo szybkich światłowodów. Teoria spiskowa głosi, że Google zamierza zbudować własną, wysoce wydajną sieć szkieletową. Wraz ze wzrostem popularności filmów, gier i innych zasobów Internetu, które będą pobierane przez użytkowników wzrośnie również zapotrzebowanie na przepustowość łączy dostawców. W pewnym momencie dostawcy Internetu nie będą w stanie zapewnić wymaganej szybkości połączenia swoim użytkownikom. Wtedy nie będą mieli innego wyjścia, jak tylko przekierować swój ruch sieciowy przez szybka i wydajną infrastrukturę Google. W ten sposób internetowy moloch ma stać się naszym dostawcą Internetu, telewizji, telefonu, będzie obecny w naszych telewizorach, komputerach i sprzęcie hi-fi. Przerażające?

Posłuchajmy drugiej strony. Wytłumaczenie przedstawicieli Google jest trochę mniej opiewające w apokaliptyczne wizje. Twierdzą oni, że potrzebują duże ilości nowoczesnych światłowodów, aby połączyć swoje centra obliczeniowe oraz farmy serwerów, które są obecnie rozsiane po całym świecie. Tak więc Google nie jest Wielkim Bratem XXI wieku... jeszcze.

Źródło: howstuffworks.com / Grzegorz Barnik - WP

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (50)