Muzyka w kokonie, test Roth Audio MC4 Music Cocoon
Przenośne odtwarzacze i telefony firmy Apple od wielu lat
znajdują się na liście najbardziej pożądanych gadżetów. Ich popularność
skłania coraz więcej firm do tworzenia i produkowania
najprzeróżniejszych dodatków. Od pokrowców po wzmacniacze lampowe
Do naszej redakcji trafił właśnie taki wzmacniacz, zaprojektowany i wyprodukowany przez brytyjską firmę Roth Audio. Do niedawna firma zajmowała się głównie produkcją wzmacniaczy i głośników estradowych, z wyraźnym ukierunkowaniem na sprzęt dla gitarzystów. Ten sprzęt ma zupełnie inne wymagania i inne oczekiwania użytkowników, niż w przypadku domowego audio. Wzmacniacz gitarowy lub basowy ma zupełnie inna charakterystykę, niż ta której oczekujemy od domowego sprzętu grającego. Czy inżynierom Roth Audio udało się stworzyć wzmacniacz i głośniki, które dobrze zabrzmią w średniej wielkości pokoju? Przekonajmy się.
Na początek małe sprostowanie - Roth Audio MC4 Music Cocoon nie jest wzmacniaczem lampowym. Przedwzmacniacz, regulacja głośności i selektor wejść są sterowane cyfrowo. Na lampach, podwójnych triodach, skonstruowano stopnie wejściowe wzmacniacza mocy. Jednak końcówka to tranzystory polowe MOS-FET. Takie rozwiązanie stara się połączyć zalety obu technik i zminimalizować ich wady. Proste sterowanie, minimalizację przesłuchów i duże wzmocnienie prądowe zapewniają półprzewodniki. Lampy w stopniach wstępnych wzmacniacza mocy "ocieplają” dźwięk dzięki naturalnej kompresji i łagodnej charakterystyce przenoszenia.
Z zewnątrz wzmacniacz prezentuje się bardzo ładnie. Czarna podstawa z srebrną płytą górną, osłony ze szkła organicznego. Na pierwszy rzut oka sprzęt robi wrażenie luksusowego. Przy bliższym poznaniu niewiele traci. Obudowa jest precyzyjnie zaprojektowana i wykonana, gałki obracają się z lekkim, przyjemnym oporem. Oldschoolowe diody LED przy pokrętle wzmocnienia i selektorze wejść nawiązują odrobinę do minimalistycznych konstrukcji firmy NADa.
Gniazda przyłączeniowe budzą zaufanie. Potężne, złocone gniazda wejściowe, zaciski głośnikowe na wtyczki "bananowe”. Wyjście S-Video. Piękny kawałek sprzętu. Jedyne co może odrzucać to zewnętrzny zasilacz. Kawał czarnej blachy z wielkim czerwonym włącznikiem. Ale ten element zestawu można schować przed wzrokiem postronnych.
Po włączeniu jest gorzej. Tutaj, niestety, Roth pojechał na całego. Producent najwyraźniej doszedł do wniosku, że delikatne żarzenie się lamp, to za mało by wywołać uśmiech zadowolenia na twarzy dumnego właściciela. Po włączeni zasilania całość zaczyna się świecić. Świecić w kolorze zjadliwej czerwieni zmieszanej z delikatnym różem. Nie mam pojęcia skąd wytrzasnęli diody LED o takim kolorze. By było ciekawiej zamontowano je w podstawkach tak, że oświetlają lampy. W jasnym pomieszczeniu podświetlenie nie razi tak mocno, gorzej gdy zapada zmierzch. Roth Audio MC4 zaczyna przypominać mały, tani, sztuczny kominek. Szkoda. Choć ma to w sobie pewien delikatny urok.
Podobnie, bardzo pozytywne pierwsze wrażenie psują pokrętła. Spodziewałem się klasycznego potencjometru i mechanicznego przełącznika wejść. Niestety. Wzmocnienie jest sterowane elektronicznie, podobnie przełącznik wejść. Do momentu gdy nie włączymy zasilania możemy kręcić gałkami w koło. Po włączeniu położenie wirtualnych regulatorów pokazują zielone diody LED.
MC4 przeznaczony jest głównie do współpracy z urządzeniami Apple, wyposażono go w złącze dokujące do iPodów i iPhone’a. Jednak producent wyposażył go także w wejście audio przeznaczone dla odtwarzacza CD/DVD-Audio oraz innego niż iPod odtwarzacza MP3. To ostatnie wejście potraktowano lekko po macoszemu. O ile gniazda do podłączenia sprzętu audio to masywne, złocone cinche, dodatkowe gniazdo MP3 to biedny, zwykły, chromowany mini-jack. Mimo tych mankamentów całość prezentuje się bardzo sympatycznie.
Wraz ze wzmacniaczem dotarły do mnie kolumny głośnikowe OLi 1. Również produkcji Roth Audio. To ich najmniejsza konstrukcja "domowa". Miniaturki typu "bookshelf" z obudową bass-reflex wentylowaną od tyłu. Głośnik wysokotonowy to miękka, jednocalowa, polimerowa kopułka. Głośnik niskotonowy to 4 calowa membrana pleciona z włókna szklanego. W centrum głośnika znajduje się solidny, metalowy stożek. To korektora fazy. Złocone, zaciskowe, gniazda do kabli umożliwiają podłączenie za pomocą wtyków bananowych. Nad otworem bass-reflex zamocowano uchwyty, które mają być pomocne przy wieszaniu kolumienek na ścianie.
Do wzmacniacza dołączono pilota. I to jakiego! Wygląda jak wyrwany ze ściany sterownik windy albo też pancerny panel zamka szyfrowego. Górna część panelu wykonana jest ze szczotkowanego aluminium, a przyciski ze stali szlachetnej. Waży to wszystko dobrze ponad 0.2kg. Za to budzi zaufanie, gdy bierze się go do ręki. Za pomocą pilota możemy sterować wszystkimi funkcjami wzmacniacza, a także włożonym w stację iPodem.
W komplecie są także proste kable połączeniowe i białe, bawełniane rękawiczki które mogą się przydać przy wymianie lamp.
Fajnie, ale jak to gra? Po wstępnym rozgrzaniu całego zestawu (jakieś 3 godziny muzyki przeróżnej) czas na konkretniejsze testy. Na pierwszy ogień idzie muzyka odtwarzana z iPoda, w końcu wzmacniacz posiada stacje dokującą dla odtwarzaczy Apple. Mocujemy iPoda touch. Muzyka to pliki skompresowane w formacie AAC 256VBR, później z wiekowego lecz przyzwoicie brzmiącego odtwarzacza Sony CDP-XA30ES.
Na pierwszy ogień idzie Pink Floyd - "Wish You Where Here". Szczęka nie opada, ale jak na takie małe głośniczki jest całkiem nieźle. Przy 3/4 mocy nominalnej nie słychać żadnych niepokojących zjawisk. Dźwięk jest czysty, klarowny ale... Brakuje mu podbudowy basu, nie oznacza to, że go nie ma. Brakuje najniższych rejestrów. Trzeba wziąć poprawkę na rozmiary membrany niskotonowej. Fizyki się nie przeskoczy. Średnie częstotliwości wydają się lekko "wypchnięte"do przodu. Wysokie czyste, jednak tez jakby ich było ciut za mało. Wygląda na to, że coś jest nie tak. Oczywiście - zdejmuję maskownice. Radykalna poprawa. Dźwięk staje się jasny i krystaliczny. Basu nie ubyło, za to wysokie tony zyskały znacząco. Poprawiła się także przestrzenność dźwięku.
Zaczynam wędrówkę przez style i gatunki muzyczne. Buena Vista Social Club - hicior "Chan, Chan" z płyty "At Carnegie Hall" - zupełnie poprawnie. Atmosfera koncertu oddana na wysokim poziomie. Dźwięki żywe i naturalne. Słucha się z prawdziwa przyjemnością. Można wyraźnie zidentyfikować gdzie stoją wykonawcy. Choć by prawidłowo ustawić głośniki trzeba odrobinę poeksperymentować. Jako, że są to zestawy "regałowe" powinny nieźle sprawować się w bliskim sąsiedztwie ściany. Do tej pory stały oddalone od niej o ponad 1 metr. Gdy ustawiłem je bliżej, w odległości około 20 centymetrów dało się odczuć większą ilość basu. Dźwięk stał się bardziej mięsisty i pełny. Gdy ustawiam je jeszcze bliżej ilość basu wzrasta, lecz staje się on lekko dudniący i spowolniony. Przy dłuższym słuchaniu staje się to męczące.
Najnowszy album Madonny tez brzmi dobrze. A nawet lepiej. Większość współczesnych nagrań realizowanych jest w ten sposób, że bas jest "poprawiany" za pomocą procesorów psychoakustycznych. Dzięki czemu mamy wrażenie, że nasz sprzęt schodzi o rejestr niżej z niskimi tonami, niż jest to w rzeczywistości. A na zestawie MC4 + OLi1 wychodzą takie smaczki jak na dłoni. Źle czy niedbale zmasterowane płyty brzmią źle lub gorzej. Tam gdzie realizator postarał się bardziej, jest miło. Nawet bardzo miło. Na przeciętnej klasy sprzęcie, tych różnic tak nie słychać. Wszystko jest przeciętne.
Labach - "Volks", cała płyta brzmiała z pełną mocą. Podobnie utwory "Morgenstern" - Rammstein czy "Halt Mich" Lacrimosy. Bardzo rzadko zdarza się, że słuchając moich ulubionych kawałków jeżą mi się włosy na rękach i karku. Rzadko, gdy słucham nie swojego sprzętu ;-)
Zestawik Rith MC4 i OLi1 całkiem zgrabnie radził sobie także z Biohazard i Tool. Na tyle dobrze, że z wielką ciekawością puściłem "Time Stands Still" Emmy Kirkby. Powiem tylko jedno słowo - Nieźle.
Niestety, sprzęt gościł w naszej redakcji bardzo krótko. Nie było czasu by na spokojnie sprawdzić jak brzmi wzmacniacz z innymi kolumnami oraz jak OLi1 radzą sobie z innym wzmacniaczem. Za to wiemy na pewno, że jako zestaw MC4 + Oli1 jest bardzo dobrze zestrojony. Gra dobrze prawie z każdym rodzajem muzyki. Choć dużo fajniej niż muzyki industrialnej słucha się na nim nagrań z małych klubów jazzowych, niewielkich grup z klasycznymi instrumentami i wokalem prowadzącym czy muzyki kameralnej. Byłby to idealny zestaw do sypialni, gdyby nie świecił tak mocno i w tak wściekłym kolorze.
Na koniec zostawiłem najmniej przyjemną sprawę. Cenę.
Sam wzmacniacz Roth Audio MC4 Music Cocoon kosztuje w iSource 1998zł. Za komplet z kolumnami OLi 1 trzeba wyłożyć 2199zł. Za podobną cenę można kupić całkiem porządny amplituner kina domowego oraz pokusić się by w cenie zmieścić jeszcze zestawy głośnikowe. Fakt, nie będzie to tak efektowna konstrukcja. Ale zagra co najmniej tak poprawnie jak recenzowany sprzęt. Za to będą to typowe klocki hi-fi, a nie sprzęt z "duszą” do miana którego Music Cocoon stara się pretendować. I bardzo blisko jest sukcesu. Miłośnik eksperymentów może pokusić się o dobranie lepszych lamp, te z którymi otrzymaliśmy MC4 to chińskie "No Name". A gdyby tak wsadzić tam JJ, RFT lub Golden Dragon… mogłoby być ciekawie.
Specyfikacja techniczna:
Moc wyjściowa: 2x 13W* Pasmo przenoszenia:* 20Hz~30KHz
Zniekształcenia harmoniczne: < 0.5%
Stosunek sygnał/szum: > 90dB
Oporność wejściowa: 100kOhm
Pobór mocy: 50 V/A
Typ Lamp: 12AX7, 12AU7
Wymiary: 187 (długość) x 174 (wysokość) x 108 (głębokość) mm
Waga: 1.8 kg (sam wzmacniacz)
dardzo przyjemne brzmienie i wysoka jakość dźwięku
zgrabna i zwarta konstrukcja, ciekawy projekt
zintegrowana stacja dokująca iPoda z wyjściem wideo
pilot zdalnego sterowania współpracujący z iPodem
dziwny pomysł z podświetleniem lamp
cena