Zagraniczne kleszcze nie takie groźne. Już lokalne powinny napędzić nam strachu

Nie dość, że kleszcze już spędzają sen z powiek grzybiarzom i leśnym wycieczkowiczom, to teraz pojawiły się doniesienia o ich gigantycznych kuzynach z tropików. Na razie u naszych zachodnich sąsiadów, ale czy mamy się czego obawiać?

Zagraniczne kleszcze nie takie groźne. Już lokalne powinny napędzić nam strachu
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Grzegorz Burtan

I tak, i nie. Bo z jednej strony kleszczy z rodzaju Hyalomma jest dosłownie kilka, z drugiej mogą przenosić naprawdę groźne dla zdrowia choroby. Polakom nie powinny grozić, głównie dlatego, że nasze przenoszą niebezpieczną boreliozę, która pozostaje zagrożeniem sama w sobie.

Kleszcze w odwiedzinach

Ale od początku. Według naukowców z Monachium i Uniwersytetu w Hohenheim w Niemczech pojawiły się tropikalne kleszcze – łatwe do odróżnienia od tych zwykłych, bo znacznie większe (rosną do 2 cm) i z prążkowanym ubarwieniem.
Według badań przeprowadzonych na siedmiu osobnikach, kleszcze z rodzaju Hyalomma mogą przenosić gorączkę krwotoczną krymsko-kongijska. Jej objawami są ostre bóle mięśni, wymioty, biegunka, krwawienie oraz niewydolność wątroby. Ryzyko zgonu wśród osób dotkniętych chorobą wynosi od 10 do nawet 40 procent. W chwili obecnej nie zarejestrowano jeszcze zgonu na terytorium Niemiec.

Skąd w środku Europy kleszcze, które zasiedlają głównie Azję i Afrykę? Na to pytanie odpowiedział WP Tech dr Klaudiusz Szczepaniak z Zakładu Parazytologii i Chorób Inwazyjnych Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie.

- W kwestii monitoringu egzotycznych gatunków kleszczy trzeba zaznaczyć, że one zawsze "przyjeżdżają" na innych zwierzętach, które są przywożone do Europy, co wiąże się bezpośrednio z ich obrotem i sprzedażą w krajach UE. Ta sama sytuacja dotyczy zarówno Niemiec, jak i innych państw. – mówi. - W Polsce szczegółowy monitoring nie jest przeprowadzany, mamy jednak spis nowych pasożytów, które pojawiały się w faunie naszego kraju. Każda jednostka parazytologiczna, zarówno weterynaryjna jak i medyczna, informuje o pojawianiu się nowych gatunków. Kleszcze są przewożone wraz z egzotycznymi zwierzętami takimi jak np. gady, a popularność tych zwierząt jest stosunkowo duża. Część kleszczy które trafią do Polski znajduje żywiciela wśród naszych rodzimych gatunków. Problemem są tutaj również zmiany klimatyczne, które poszerzają areał występowania poszczególnych zwierząt na innych terenach. – podkreśla.

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY | Przemysław Jahr

Cudzego się boimy, a swego?

Egzotyczne kleszcze nie są czymś totalnie nieznanym w Polsce, podkreśla ekspert. Kwestia rozbija się o monitoring gatunków. W Niemczech badania i nauka są bardzo wysoko rozwinięte, ale w ostatnich latach w Polsce również pojawiło się kilka publikacji dotyczących kleszczy, zaznacza dr Szczepaniak.

- Pamiętajmy również, że kleszcz sam w sobie nie jest zagrożeniem tylko choroby, jakie może przenosić. Pod tym względem zagrożenie i tak jest duże ze strony krajowych kleszczy – borelioza i kleszczowe zapalenie mózgu są powszechnie znane – mówi. A z punktu widzenia lekarza weterynarii, warto również dodać, że zwierzęta towarzyszące są również narażone na choroby odkleszczowe - zaznacza.

W perspektywie lat wydaje się że będzie rosło zagrożenie ze strony pasożytów przenoszonych przez stawonogi takie jak komary i kleszcze, uważa dr Szczepaniak. Niewykluczone, że podobnie jak w okresie międzywojennym na naszym terenie pojawi się endemicznie malaria. Warto przypomnieć, że w 1921 roku odnotowano blisko 52 tysiące zachorowań na tę chorobę.

- Od paru lat obserwujemy też duży wzrost zarażeń nicieniami z rodzaju Dirofilaria wśród psów i ludzi – zaznacza ekspert.

Nie jest dobrze, nawet bez eksportowych kleszczy. Idąc na grzyby warto pamiętać o ubraniu się tak, by zasłonić nasze ciało i wziąć ze sobą czapkę, a po powrocie sprawdzić, czy nie mamy jakichś nowych kropek na ciele. Inaczej możemy gorzko żałować.

- Nagłówki prasowe straszą informacjami o kleszczach-gigantach i nowej epidemii, która niewątpliwie nastąpi. Czy słusznie? - pyta w komentarzu dla WP Tech dr n. med. Marta Hajdul-Marwicz z Katedry i Zakładu Biologii Ogólnej i Parazytologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. - Faktem jest, że skutkiem ocieplania klimatu jest poszerzanie zasięgów występowania różnych zwierząt. Dobrym przykładem są tu komary czy kleszcze pospolite, które są w stanie przeżyć w warunkach do tej pory niedostępnych – w wysokich górach lub na dalekiej północy w Skandynawii. Kleszcze z rodzaju Hyalomma potrzebują dość wysokich temperatur do przeżycia i założenia stałych populacji – do tej pory nie były one obserwowane na terenach Europy środkowej i północnej (na północ od Karpat) - odpowiada.

Dodatkowym czynnikiem ich występowania jest wilgotność – minimum 75 proc., zaznacza ekspertka. Warunki optymalne do przeżycia i rozwoju tych kleszczy to temperatury 22 – 27 stopni i wilgotność na poziomie 75 – 100 proc. W temperaturach powyżej 30 stopni (przy gruncie powyżej 45 stopni) chowają się i czekają na lekkie ochłodzenie. Wiosenną aktywność kleszcze zaczynają, gdy średnie temperatury dobowe przekraczają 10,5 stopnia. Biorąc pod uwagę coraz cieplejsze lata i brak mroźnych zim warunki temperaturowe potrzebne do założenia stałych populacji już są. A baza żywicielska, czyli gatunki zwierząt odpowiadające kleszczom – też są w Europie obecne, podkreśla dr Hajdul-Marwicz.

- Jedynym czynnikiem mogącym ograniczyć występowanie kleszczy z rodzaju Hyalomma jest wilgotność, która w tym roku jest zdecydowanie zbyt niska, by rozród tych kleszczy był udany. Nie mniej w żaden sposób nie można lekceważyć zdolności do przetrwania i dostosowania się kleszczy do nowego środowiska - tłumaczy. - Jednak, przynajmniej na razie, nie ma powodu do paniki – proces zajmowania nowych terytoriów musi trochę potrwać, nie będzie tak, że w 2019 roku będziemy mieć epidemię kleszczy tropikalnych. Ale jeśli ten proces się rozpoczął, to prawdopodobnie trudno będzie go zatrzymać - ostrzega.

technologie i naukawiadomościkleszcze
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)