Za dużo Photoshopa w Julii Roberts
Skóra modelek w reklamach kosmetyków musi być zupełnie nieskazitelna, więc w przypadku promocji podkładu, kremów i tuszu do rzęs, oglądamy zdjęcia pań pozbawionych porów. Brytyjska organizacja nadzorująca rynek reklam doszła jednak do wniosku, że sprawy poszły za daleko.
Chodzi o reklamę podkładu Lancôme (marka należy do koncernu L'Oréal), w której wystąpiła Julia Roberts. Aktorka nadal wygląda naprawdę pięknie, ale graficy musieli ją oczywiście jeszcze bardziej "podrasować". Przesadzili do tego stopnia, że reklama przypomina obraz namalowany od początku w programie komputerowym, nawet nie zmodyfikowane zdjęcie.
Brytyjska Advertising Standards Authority ogłosiła, że reklamy nie można już publikować, ponieważ jest myląca. Taki sam los spotkał reklamę "cofającego czas" podkładu Maybelline, w której występuje Christy Turlington.
Wniosek do ASA złożyła posłanka Jo Swinson. Przedstawicielka Liberalnych Demokratów uważa, że zdjęcia celebrytek zostały zmienione cyfrowo do takiego stopnia, że w ogóle "nie oddają prawdziwych rezultatów zastosowania kosmetyków". Rada zajmująca się standardami w reklamie wystąpiła do L'Oréala i Maybelline o zdjęcia "przed" i "po", a następnie orzekła, że nie posiada wystarczających informacji, by ocenić, ile w zdjęciach prawdy i urody, a ile Photshopa.
Stało się tak po części dlatego, że kontrakt firmy z Julią Roberts zabrania koncernowi ujawniania zdjęć sprzed retuszu.
Pozbawieni materiału porównawczego specjaliści ASA przyznali:
_ Na podstawie przestawionych dowodów nie potrafimy stwierdzić, czy zdjęcie z reklamy wiarygodnie ilustruje skutki tego, jaki efekt daje zastosowanie kosmetyku i czy zdjęcie nie zostało zmienione cyfrowo do tego stopnia, że przedstawia przekłamany wizerunek skutków działania produktu. _
Ciekawe, czy teraz spece od reklamy będą dawali grafikom nowe wytyczne. Ponieważ kryterium niemożności oceny, czy to produkt sprawia, że gwiazda wygląda tak nieskazitelnie, ma zastosowanie dokładnie do każdej reklamy.