Wysoki koszt walki z dronami. F-35 nie jest optymalną bronią
Część z co najmniej kilkunastu bezzałogowców, które 10 września wtargnęły nad terytorium Polski, została zestrzelona. Zaangażowane do tego środki można uznać za pokaz siły, jednak wysyłanie F-35 do niszczenia prostych dronów to gra na warunkach narzuconych przez Moskwę.
Po serii rosyjskich prowokacji Polska zareagowała, zestrzeliwując - prawdopodobnie – cztery z co najmniej 19 rosyjskich bezzałogowców, które wtargnęły nad terytorium kraju. Przeciwko dronom wysłano, poza śmigłowcami, także parę polskich F-16 i parę holenderskich F-35. To właśnie te ostatnie miały zestrzelić bezzałogowce przy pomocy pocisków powietrze-powietrze. Szczątki odnalezione na ziemi wskazują, że co najmniej jednym z nich był AIM-120 AMRAAM.
Choć w wyniku rosyjskiego nalotu nikt nie odniósł obrażeń to sposób, w jaki zwalczano drony może budzić wątpliwości. Użycie w tym celu samolotów F-35 przypomina strzelanie z armaty do wróbla - F-35 to jeden z najbardziej wyrafinowanych systemów uzbrojenia, jakim dysponuje NATO. Wysłano go do zwalczania prymitywnych bezzałogowców - prawdopodobnie wabików Gerbera.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Doświadczanie wydarzeń muzycznych w XXI w. | Historie Jutra
Nie chodzi tu o lekceważenie zagrożenia. Nawet wabik może przenosić kilka kilogramów ładunku bojowego albo aparaturę rozpoznawczą, a upadek maszyny, która - m.in. za sprawą silnika – waży co najmniej 20 kg, może być groźny. Gdyby mieszkańcy jednego z domów w Wyrykach, na który spadł rosyjski dron, przebywali wówczas na poddaszu, zdarzenie mogłoby mieć tragiczny finał.
Cenny samolot, mało pocisków
Eksperci, jak Konrad Muzyka z Rochan Consulting, podnoszą kwestię efektywności kosztowej użycia F-35 - zaangażowania obsługi naziemnej, pilotów, których szkolenie pochłania całe lata czy niszczenia prymitywnych dronów pociskami przeznaczonymi do zwalczania samolotów.
Wysyłanie F-16 czy F-35 do przechwytywania dronów nie ma żadnego związku z efektywnością ekonomiczną użycia sił. Jeśli nie dysponujemy odpowiednimi środkami, sięgamy po platformy, których godzina lotu kosztuje setki tysięcy złotych, a dodatkowo wymagają użycia kosztownych rakiet. Asymetria pomiędzy rosyjskimi zdolnościami a naszymi środkami przeciwdziałania jest bardzo wyraźna.
Nawet gdyby było to konieczne, warto zauważyć, że F-35 nie jest optymalnym narzędziem do walki z dronami – samolot w konfiguracji zapewniającej trudnowykrywalność, a zatem z uzbrojeniem w wewnątrzkadłubowych komorach, przenosi maksymalnie sześć pocisków powietrze-powietrze. Można wprawdzie podwiesić pod skrzydłami dodatkowe (powstała nawet specjalna wersja AIM-9X dla F-35), ale oznacza to pogorszenie właściwości stealth (trudnowykrywalności) samolotu.
Do sześciu pocisków powietrze-powietrze przenosi także F-16 (do ośmiu w wersji F-16 Block 70/72 i V), ale jego możliwości można zwiększyć doborem właściwej broni. W przypadku zastosowania niskokosztowych pocisków APKWS II F-16 może przenosić ich 42 lub więcej, co zmienia go w prawdziwego łowcę dronów. Niestety, na razie Polska nie dysponuje takim uzbrojeniem.
Jaka jest cena życia?
Nie liczy się wartość rakiety, liczy się wartość tego, co dron może zniszczyć. Jeśli chodzi o życie Polaka, ono nie ma ceny. (...) Naszą misją jest obrona polskich obywateli, to jest dobro nadrzędne. Choćby ta rakieta kosztowała 100 mln dol., jeśli uznamy, że zagraża życiu, miastu czy miejscowości, to palec pilotowi nie drgnie, kiedy ją odpali.
Komentujący całą sytuację gen. Wiesław Kukuła w jednym z wywiadów stwierdził, że życie Polaka jest bezcenne i jest gotów użyć nawet najdroższej broni, by go bronić. To piękne i szlachetne słowa, jednak Szef Sztabu Generalnego WP wydaje się pomijać fakt, że w warunkach hipotetycznej wojny czy choćby nasilania rosyjskich prowokacji takie obietnice mogą okazać się niemożliwe do spełnienia.
Na szczęście Polska i NATO nie są w stanie wojny. Dzięki temu mogą pozwolić sobie na luksus zwalczania mało wartościowych, wycenianych na 10-30 tys. dol. bezzałogowców systemami uzbrojenia za - łącznie - setki milionów dolarów. W przypadku pełnoskalowego konfliktu, zwłaszcza rozciągniętego w czasie, będzie to jednak niemożliwe.
Oznacza to, że w warunkach ewentualnej wojny politycy i dowódcy wojskowi będą musieli podejmować dramatyczne decyzje dotyczące priorytetów: chronić przed atakiem elektrownię, miasto czy zgrupowanie wojska? Takie wybory będą koniecznością w sytuacji, gdy Polska nie zbuduje spójnego, efektywnego systemu antydronowego.
Kto stoi w miejscu, cofa się
Polska armia dysponuje bronią, która pozwala na zwalczanie dronów - jak choćby zestawy Pilica/Pilica+ czy Poprad. To skuteczne rozwiązanie, jednak zapewnia jedynie punktową ochronę - w obecnej konfiguracji na dystansie kilku kilometrów.
Również systemy SKYctrl – nowoczesne, opracowane przez polską firmę i produkowane w Polsce - są zbyt nieliczne, aby skutecznie chronić większy obszar kraju. Co więcej, SKYctrl to broń walki radioelektronicznej – oznacza to konieczność ciągłego aktualizowania jej oprogramowania i modernizowania systemów tak, aby były skuteczne wobec nieustannie zmieniającego się zagrożenia.
To niezbędne, bo wojna w Ukrainie pokazuje, że rosyjskie drony stale ewoluują - bez ciągłej modernizacji systemy antydronowe, które są skuteczne dziś, mogą za kwartał przestać spełniać swoją rolę albo działać ze znacznie mniejszą efektywnością.
System zamiast doraźnych działań
To wnioski kluczowe w kontekście planów związanych z budową Tarczy Wschód. Ambitne przedsięwzięcie, które ma zapewnić bezpieczeństwo wschodniej granicy Polski, a tym samym wschodniej granicy UE i NATO, tylko częściowo ma polegać na fizycznych zaporach, przeszkodach czy umocnieniach. Jego integralnym elementem, co podkreśla gen. Kukuła, mają być właśnie systemy antydronowe.
Tymczasem Polska wciąż jest daleka od zbudowania spójnego, efektywnego systemu, który pozwalałby na skuteczne zwalczanie rosyjskich zagrożeń, a jednocześnie nie wymagałby - jak 10 września - angażowania nieproporcjonalnie wielkich zasobów. To ważne, bo wojna - zwłaszcza długotrwała - to starcie nie armii, ale gospodarek.
Podrywając przy każdej prowokacji Kremla bezcenne samoloty, zużyjemy ich uzbrojenie, wyczerpiemy resursy i przeciążymy pilotów. Polska ma 47 F-16, cała europejska część NATO - łącznie - nie więcej niż 1,9 tys. maszyn bojowych. Tymczasem Rosja jest w stanie produkować nawet 60-70 tys. dronów z rodziny szahid rocznie. Chcąc z nią wygrać - a zwycięstwem będzie samo zniechęcenie Moskwy do dalszych agresji – nie możemy grać na warunkach narzuconych przez Putina.