Wybory korespondencyjne 2020: Polska nie zasługuje na chaos, ale skuteczne metody wymagają lat

10 maja Polacy mają wybierać prezydenta. W tym celu w nieco ponad miesiąc polski rząd chce zorganizować korespondencyjne wybory. Tymczasem nawet Szwajcaria na taki zabieg potrzebowała o wiele więcej czasu.

Wybory korespondencyjne 2020: Polska nie zasługuje na chaos, ale skuteczne metody wymagają lat
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Kamionka/REPORTER

07.04.2020 | aktual.: 13.04.2020 12:08

Poczta Polska miałaby zająć się przesyłaniem głosów do komisji wyborczej. Głosów, czyli konkretniej - tzw. pakietu wyborczego. - Zawiera on kilka elementów, w tym: kopertę zwrotną (większą), kartę do głosowania, kopertę na kartę do głosowania (mniejszą) oraz imienne oświadczenie o osobistym i tajnym oddaniu głosu - mówi Mateusz Radajewski z Katedry Prawa Uniwersytetu SWPS.

Po wypełnieniu karty wyborca wkłada ją do mniejszej koperty i zakleja. Potem do większej koperty wkłada mniejszą kopertę oraz wypełnione oświadczenie. Tak przygotowany pakiet wyborczy wysyła pocztą - po wrzuceniu go do specjalnie wyznaczonej skrzynki pocztowej na terenie gminy. Komisja wyborcza po otwarciu pakietu i zweryfikowaniu oświadczenia, mniejszą kopertę wrzuca do urny, tak by nie można było powiązać konkretnej mniejszej koperty z konkretnym wyborcą. Koperty te są otwierane dopiero później. Wyjmuje się z nich karty wyborcze i – wtedy już normalnie – liczy się umieszczone w nich głosy.

Nadrzędną zasadą jest ta, że do urny wrzucane są tylko mniejsze koperty dostarczone wraz z prawidłowo wypełnionym oświadczeniem. To ma zapewnić bezpieczeństwo i tajność. - Ponadto w trakcie liczenia głosów nie uwzględnia się kart, jeżeli w danej kopercie było ich więcej niż jedna. Komisja wyborcza nie ma jednak możliwości upewnienia się, że wspomniane oświadczenie zostało wypełnione przez właściwą osobę. Ale dany wyborca może ten fakt zgłosić później odpowiednim służbom, a także skierować w związku z tym protest wyborczy do Sądu Najwyższego - wyjaśnia ekspert.

Pierwotna wersja ustawy zrodziła zresztą kolejne problemy. Posłanka Agnieszka Pomaska z PO zwraca uwagę na sytuację, gdy ludzie będą prosili innych o doniesienie głosu. W przypadku zniszczenia bądź zagubienia kart, osoba prosząca mogłaby trafić do więzienia. Ten aspekt jednak usunięto z ustawy.

Wybory korespondencyjne. Ile to kosztuje?

Prawo do obowiązkowego głosowania wyborczego jeszcze nie zostało wprowadzone, a Senat ma 30 dni na ustosunkowanie się do ustawy, zanim miałaby wejść w życie. Jednak póki nie ma gwarancji na to, że ustawa zostałaby przyjęta w obecnym kształcie, infrastruktura stworzona na potrzeby głosowania, może się okazać niepotrzebna lub nieodpowiednio zbudowana - jeśli politycy zmienialiby jeszcze coś w ustawie.

A to przecież ogromne koszty.

Spiker (osoba przewodnicząca) Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych Nancy Pelosi szacuje, że aby w USA przeprowadzić w taki sposób wybory prezydenckie i aby było to bezpieczne, potrzeba aż 4 miliardy dolarów. Robert Biedroń szacuje, że w Polsce ich koszt będzie wynosił 1,1 mld zł. Dla porównania - tradycyjne wybory miały, według tegorocznych szacunków, kosztować nieco ponad 300 mln zł.

Wybory korespondencyjne mają być sposobem na bezpieczne elekcję w czasie pandemii. Tym tropem poszła też Bawaria, gdzie 29 marca odbyły się wybory korespondencyjne. Tydzień po głosowaniu korespondencyjnym w często wymienianej jako argument "za" takim głosowaniem Bawarii (jeden z najbardziej dotkniętych epidemią regionów), liczba przypadków zakażenia koronawirusem wzrosła dwu-, a liczba zgonów – czterokrotnie.

W Polsce te statystyki pewnie byłby większe. Według założeń projektu rządowego, głosowanie wymaga przejścia się do specjalnie wyznaczonej skrzynki pocztowej na terenie gminy. A to powoduje ryzyko zarówno zakażenia koronawirusem, jak i budzi poważne wątpliwości odnośnie tego, czy głos za pośrednictwem innej osoby będzie faktycznie doręczony.

Mimo to głosowanie korespondencyjne w Polsce znajduje zwolenników. Jednym z argumentów jest pogląd o podatności tradycyjnych wyborów na manipulacje i fałszowanie wyników.

"Tradycyjne wybory są fałszowane". Nie, nie są

Jednak to tylko mit. Pokazują to badania. W 2014 "The Washington Post" opublikował wyniki badania, które w latach 2000 a 2014 w USA prześwietliło ponad miliard oddanych głosów. Zaledwie 31 z nich zostało sfałszowanych. Niezależna organizacja Brennan Center ustaliła, że odsetek fałszerstwa w USA mieści się między 0,0003 a 0,0025 proc. Mikroskopijną skalę zjawiska potwierdza ogromna liczba innych opracowań.

Wiedząc, jak skonstruowane są wybory na poziomie logistycznym w Polsce, możliwości dokonania masowego fałszerstwa są praktycznie żadne. W komisjach zasiadają osoby wytypowane przez wszystkie komitety wyborcze. Aby dokonać fałszerstwa w skali, która mogłaby odmienić wynik wyborów, należałoby skoordynować działania kilkuset komisji wyborczych. A przecież każdy każdemu może tam patrzeć na ręce, a nawet nagrywać poczynania członków komisji wyborczych.

Głosowanie korespondencyjne. Nawet Szwajcaria by nie zdążyła

Mająca ponad 4 razy mniej mieszkańców od Polski Szwajcaria potrzebowała 2 lat na wprowadzenie opcjonalnego głosowania korespondencyjnego. Aż tyle czasu zajęło tamtejszej poczcie przetworzenie danych wyborców z ponad dwóch tysięcy samorządów terytorialnych i znalezienie stosownych rozwiązań.

W Polsce jest na to 40 dni. A jeżeli Senat w ostatnim regulaminowym terminie przyjąłby ustawę, to do wyborów zostanie... 2 dni.

Głosowanie internetowe. Estonia... też by nie zdążyła

Alternatywą jest głosowanie internetowe. Zanim jednak ktoś nadmiernie się tym pomysłem podekscytuje, trzeba pamiętać, że na to rozwiązanie potrzeba jeszcze więcej czasu niż na głosowanie drogą pocztową. W Szwajcarii z tym eksperymentowano, ale projekt w końcu zawieszono. Pojawiło się wiele wątpliwości co do bezpieczeństwa. Adrian Aulbach z tamtejszej partii Zielonych, który jest zarazem deweloperem oprogramowania, sądzi, że 5 lat to za mało, by w pełni przemyśleć i stworzyć bezpieczny system głosowania internetowego.

Udało się za to w Estonii, gdzie pierwsze oficjalne wybory parlamentarne drogą elektroniczną odbyły się sześć lat od utworzenia tej inicjatywy. W przypadku Estonii mamy do czynienia z siecią naczyń połączonych, gdzie między innymi wprowadzono wcześniej elektroniczne dowody osobiste w 2007 roku. Są one obowiązkowe dla wszystkich i konieczne do uwierzytelnienia takiego głosowania.

U nas e-dowody wydaje się na żądanie dopiero od marca 2019 roku. Przykład cyfryzacji Estonii to fascynująca lektura, ale również doskonały dowód na to, jak kraj o populacji równej Warszawie potrzebował wielu lat na takie zmiany, a nie kilku tygodni czy miesięcy.

Polska zasługuje na wybory, ale przeprowadzone w zarówno w zorganizowany sposób, jak i z poszanowaniem litery prawa. Przede wszystkim jednak – z troską o zdrowie i życie obywateli, którzy są szczególnie narażeni. Przykłady Szwajcarii i Estonii pokazują, że do tego jeszcze długa droga.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (106)