Wojna na serwisy muzyczne. Ucierpimy wszyscy?
Według najnowszych plotek, za 400 mln dolarów Apple przejmie aplikację do rozpoznawania muzyki Shazam. Jej zasady są bardzo proste - jeżeli nie znamy piosenki, która leci w tle, wystarczy włączyć program, który szybko poinformuje nas, co to za utwór. Transakcja to nie tylko kolejny przykład korporacyjnej dżungli, kiedy to większy zjada małego. Konsekwencje odczuć mogą wszyscy miłośnicy cyfrowej muzyki.
Jak zauważył Miron Nurski, przyjaźń pomiędzy twórcami Shazam a Applem kwitła od dawna. Już w 2014 roku obie firmy nawiązały współpracę, w ramach której Shazam został zintegrowany z wirtualnym asystentem Siri. Po wypowiedzeniu komendy "co to za utwór?", Siri używa algorytmów wspomnianej aplikacji do zidentyfikowania lecącego w tle kawałka.Z czasem współpraca tylko się zacieśniała. W przypadku aplikacji na system iOS, na liście rozpoznanych utworów znajduje się przycisk "kup w iTunes", a po kliknięciu w daną pozycję można ją dodać do playlisty w Apple Music. Aplikacja zachęca też do wykupienia subskrypcji w tym serwisie.
Ale Shazam jest też zintegrowane ze Spotify. Miron Nurski przypomniał, że pierwszą rzeczą, którą Apple zrobiło po niedawnym przejęciu aplikacji Workflow, było usunięcie kompatybilności z konkurencyjnymi dla siebie platformami. Shazam może - choć nie musi - być wykorzystany, by ponownie uderzyć w Spotify i inne konkurencyjne dla Apple Music platformy.
Ponownie, bo Apple już wojowało ze Spotify. Twórcy muzycznej aplikacji zarzucali gigantowi, że ten nie dopuszczał nowej wersji aplikacji do App Store. To miał być odwet za to, że Spotify sprzedawało subskrypcje taniej na swojej stronie niż za pośrednictwem App Store’a. W ten sposób Spotify rozwiązywało problem prowizji, które żąda Apple za wystawienie się w ich cyfrowym sklepie. Droższa wersja w AppStorze była więc konsekwencją tego, że Apple pobiera od twórców opłatę wynoszącą 30 proc. od sprzedaży. Spotify nie chciało dzielić się zyskami, więc… użytkownicy iOS kupujący w AppStorze mieli płacić więcej.
Jeszcze nie wiemy, do czego Apple jest Shazam. Czy chodzi o wykorzystanie technologii, czy może uderzenie w rywali, zaklepując sobie ciekawą usługę? Ten drugi scenariusz może okazać się prawdopodobny, bo na rynku cyfrowej muzyki robi się coraz ciaśniej.
O serwisie od YouTube’a słyszymy już od dawna. Teraz pojawiają się kolejne plotki, jakoby w marcu miało ruszyć YouTube Remix, czyli nowy konkurent dla takich graczy jak Spotify czy Apple Music.
Nie jest jasne, jak Remix miałoby działać, ale nie da się ukryć, że pomysł na kolejny serwis streamingowy wydaje się szalony. Tym bardziej, gdy stać będzie za nim YouTube, a więc portal kojarzony głównie z materiałami darmowymi. I mającymi olbrzymi problem z piractwem.
Ale też właśnie dlatego YouTube'owi może zależeć na wejściu z przytupem.
Ciasnota na tym rynku wcale nie jest dobrą informacją dla fanów muzyki. Zwykle im większa konkurencja, tym lepiej dla klientów, ale tu wcale ten scenariusz nie musi się powtórzyć. Serwisy streamingowe już podbierały sobie artystów, przez co niektóre albumy popularnych muzyków nie były dostępne np. na Spotify, za to dało się posłuchać ich na Apple Music. Albo trzeba było przenieść się na inny, jak w przypadku Tidala, który na jakiś czas podebrał reszcie Prince’a, JAY’a Z czy Beyonce.
Pamiętajmy, że wielu wydawcom muzycznym wbrew pozorom streaming nie bardzo się podoba. Branża muzyczna narzeka na niskie stawki, jakie otrzymują artyści za odtwarzanie ich utworów. Każdy, kto zaoferuje więcej, może skusić do transferu i przeniesienia albumów do innego serwisu, który pozyska je na wyłączność.
To nie byłoby takie dziwne, biorąc pod uwagę fakt, jak wygląda dziś np. branża filmowa. Coraz więcej seriali i filmów obejrzymy wyłącznie u danego dostawcy. Widzowie Showmax nie zobaczą netfliksowego “Stranger Things”, zaś ci opłacający Netflix mogą zapomnieć o “Opowieści podręcznej”. No, chyba że opłacą dwa abonamenty. Na rynku muzycznym jak na razie posiadanie jednej usługi pozwala zapoznać się z niemal wszystkimi nowymi albumami i klasyką. Ale im więcej graczy, im ostrzejsza rywalizacja, tym o to może być trudniej.
A przykład Apple pokazuje, że usługodawcy będą rywalizować nie tylko o artystów, ale też o dodatkowe muzyczne usługi.
Oczywiście niewykluczone, że karty i tak rozdawać będą operatorzy. I to oni na muzycznej rywalizacji zyskają najwięcej. Coraz większą popularnością cieszą się oferty, w których dana usługa jest nielimitowana. Czyli nie pobiera transferu danych. Np. Showmax od niedawna dostępny jest w Supernet Video od T-Mobile. To oznacza, że oglądanie filmów i seriali w Showmax nie pomniejszy miesięcznej paczki danych. Oczywiście w ramach tej oferty znajdziemy też... nielimitowanego Netfliksa.
Nieważne więc, którego dostawcę wybierze klient, operator i tak zyska. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta?