Wojenne wynalazki. To miały być rozwiązania przyszłości

Wojenne wynalazki. To miały być rozwiązania przyszłości

21.02.2016 | aktual.: 28.02.2017 11:17

Stulecia w sztuce wojennej przynosiły kolejne wynalazki, które przywódcom pozwalały na osiągnięcie cennej przewagi technologicznej nad przeciwnikiem. Ostatnie, burzliwe stulecie obfitowało w wiele takich osiągnięć, głównie z powodu ciągłych napięć między mocarstwami. II Wojna Światowa, czy okres tzw. "zimnej wojny" to nie tylko zwyczajowe nazwy czasów, w których dochodziło do tarć między zwaśnionymi krajami, ale również obserwowało się znaczny postęp w uzbrojeniu. Wiele z tych projektów używanych jest do dziś - o innych mówimy tylko w kontekście tajnych projektów wojskowych.

Stulecia przynosiły kolejne wynalazki sztuki wojennej, które przywódcom pozwalały na osiągnięcie cennej przewagi technologicznej nad przeciwnikiem. Ostatnie burzliwe stulecie obfitowało w wiele takich osiągnięć, wynikających z ciągłych napięć między mocarstwami. II wojna światowa i zimna wojna to okres znacznego postępu w uzbrojeniu. *Wiele z tych projektów używanych jest do dziś, o innych mówimy tylko w kontekście tajnych projektów wojskowych. *

Nad jaką bronią pracowano podczas wojny? Oto wyjątkowo śmiałe konstrukcje inżynierów, a wśród nich widoczny na zdjęciu latający spodek Hitlera, rozwijający prędkość 12 tysięcy km/h i zdolny do nieprzerwanego lotu przez 8 tygodni. Innym pomysłem była nazistowska instalacja o wielkości 3 tysięcy metrów kwadratowych, umieszczona na orbicie ziemskiej, która miała być zdolna do niszczenia całych miast z kosmosu. Sowieci pracowali nad stworzeniem _ nadczłowieka _ - hybrydy małpy i istoty ludzkiej. Amerykanie, aby rozprawić się w czasie wojny z Japonią, konstruowali swoją własną wersję bomby atomowej. Wielka Brytania także nie próżnowała. Ich lotniskowiec miał zdystansować wroga, przede wszystkim swoją odpornością na uszkodzenia. Planowano wykonanie go z... lodu i trocin. Czy udało się zrealizować te projekty?

Kliknij i dowiedz się o nich więcej

_ JS _

1 / 5

Latające spodki Hitlera

Obraz
YouTube / Thisisparanormaltube

Trzonem sił zbrojnych III Rzeszy, oprócz wojsk pancernych, było lotnictwo. Ważnym aspektem działalności Luftwaffe były badania nad zupełnie nowymi typami statków powietrznych, mających na celu osiągnięcie przewagi nad siłami wroga. Stąd też w zapisach historycznych znajdują się wzmianki o konstrukcjach dość niekonwencjonalnych maszyn.

Haunebu, znane też jako V-7, maszyny przypominające bardziej latające spodki, niż typowe myśliwce czy bombowce, miały wkupić się w ideę "cudownej broni" (niem. Wunderwaffe). Sam Hitler był przekonany, że wdrażanie tego typu uzbrojenia do potencjału wojskowego III Rzeszy, stanowi gwarant zwycięstwa nad aliantami. Pojazd latający miał kształt dysku i, według niepotwierdzonych do dziś informacji, miał być on następcą typowego myśliwca hitlerowskich Niemiec. Podstawową różnicą między Haunebu a ówczesną flotą nazistów - oprócz budowy - było rozwiązanie, którego na próżno szukać również we współczesnych maszynach bojowych. Statek miał poruszać się za pomocą napędu antygrawitacyjnego, niestety nie wiadomo dokładnie jak wyglądał ten mechanizm. Spekuluje się, że chodziło o użycie napędu wodorowego lub jądrowego. W przypadku pierwszej hipotezy problemem jest niewystarczające wtedy jeszcze zaawansowanie technologii paliwowej, a w drugiej - trudności w pracach nad programem jądrowym III Rzeszy.

*Szybko obracające się pierścienie na wzór żyroskopu miały wznosić maszynę w górę oraz pozwalać na swobodną nawigację w każdym kierunku. *Podstawowymi zaletami takiego napędu miały być nieosiągalne - nawet dla ówczesnych samolotów odrzutowych - prędkości, a ponadto niesamowita zwrotność oraz możliwość wykonywania sztuczek powietrznych, pozwalających na zmylenie przeciwnika.

Według niektórych historyków, powstało kilka projektów pasujących do Haunebu. Późny prototyp był niezwykle okazałą machiną wojenną - dzięki ponad 70 metrom średnicy mógł zmieścić załogę liczącą sobie około 30 osób. Ponadto, był w stanie rozwinąć prędkość aż do 12 tysięcy kilometrów na godzinę, a pojedynczy lot mógł trwać aż... 8 tygodni.

2 / 5

"Gwiazda Śmierci" nazistów

Obraz
YouTube / Hazard TV

Seria filmów "Gwiezdne Wojny" odcisnęła swoje piętno na popkulturze i niemal każdy choćby w minimalnym stopniu wie, czym była tzw. "Gwiazda Śmierci". Instalacja orbitalna z uniwersum Georgea Lucasa stanowiła broń ostateczną - taką, która była zdolna niszczyć całe planety. Okazuje się, że prawdopodobnie *nie był to pomysł twórcy gwiezdnej sagi, lecz daleko idąca inspiracja koncepcją powstałą jeszcze przed II wojną światową. *

Kolejny projekt nazistów, wpisujący się w ideę Wunderwaffe, dotyczy bardzo podobnej do "Gwiazdy Śmierci" maszyny, która miała stanowić broń orbitalną o globalnym zasięgu. Dzięki Sonnergewehr III Rzesza miała objąć panowanie nad całym światem, mając możliwość spopielenia dosłownie każdego obiektu na Ziemi. Była to koncepcja niemieckiego fizyka, Hermanna Obertha - uczonego, ojca rakiet V2, który, jak się obecnie wydaje, miał wiele szalonych pomysłów na zwiększenie potencjału wojskowego III Rzeszy.

W książce "Podróż w przestrzeń kosmiczną" opisał on projekt stacji orbitalnej umieszczonej 1000 kilometrów nad powierzchnią globu, wytwarzającej własną grawitację za pomocą ruchu rotacyjnego. Według pierwotnego założenia, miała być to instalacja będąca elementem wizji pozyskiwania energii wprost ze Słońca, jednak idea luster Obertha zaciekawiła nazistów potencjałem bojowym. Jedna taka konstrukcja o wielkości 3 tysięcy metrów kwadratowych, umieszczona na orbicie ziemskiej, miała być zdolna do niszczenia upraw, zbiorników wodnych, a nawet całych miast. Stacja miała zostać wyniesiona w przestrzeń kosmiczną dzięki odpowiednio zmodyfikowanym rakietom V-2. Jednak - jak później dowiedli Amerykanie - koszt takiej operacji byłby ogromny i III Rzesza prawdopodobnie nie miałaby zbyt wiele czasu na przygotowanie takiej broni - nawet przy założeniu, że II wojna światowa przeciągnęłaby się o kilka dekad.

3 / 5

Sowiecki gatunek "nadludzki" - skrzyżowanie człowieka i małpy

Obraz
Fotolia / shantihesse

Dla Związku Radzieckiego, szczególnie w wojskowości, człowiek nie liczył się zupełnie. Najniżsi w hierarchii piechurzy byli nazywani wprost "mięsem armatnim" i zawsze przewagą sowieckich sił uderzeniowych była liczebność - wyszkolenie oraz wyposażenie grały rolę absolutnie drugorzędną. Od żołnierzy wymagało się absolutnego posłuszeństwa, a nie było to do osiągnięcia w przypadku zwykłych ludzi. *Lekarstwem na słabości czerwonoarmistów miał być projekt "nadczłowieka" - hybrydy małpy i istoty ludzkiej. *

Ilia Iwanow - radziecki uczony, specjalizujący się w hodowli hybryd - został wyznaczony przez Stalina na twórcę batalionów złożonych z krzyżówek szympansów i ludzi. Według słów dyktatora, takie połączenie miało pozwolić na stworzenie żołnierza odpornego na ból, nieustępliwego i mało wybrednego, jeśli chodzi o jakość i objętość racji żywnościowych. Korespondowało to z ówczesnymi problemami Związku Radzieckiego - w latach 20. XX wieku kraj borykał się z niedoborem żywności, co skutkowało głodem w mniej rozwiniętych regionach.

Otrzymawszy rozkaz z Politbiura, Iwanow udał się do Afryki, gdzie zajął się inseminacją kobiet nasieniem pozyskanym od szympansów Bonobo. Rzecz jasna, te eksperymenty zakończyły się klęską - wcześniej Iwanow przeprowadzał swoje eksperymenty na dużo mniej skomplikowanych organizmach i jego pierwotne założenia w przypadku naczelnych, okazały się absolutnie błędne. Mimo wysokiego podobieństwa kodu genetycznego obydwu gatunków, nie udało się dokonać udanego połączenia gamet Bonobo oraz człowieka. Iwanow postanowił zmienić "kierunek" swoich badań i postanowił inseminować szympansice Bonobo ludzkim nasieniem - ten pomysł również okazał się być nietrafionym.

4 / 5

Brytyjski lotniskowiec z lodu i... trocin

Obraz
YouTube / USAMM Studios

Brytyjczycy, jako jeden z bardziej zaangażowanych w II wojnę światową narodów, mają na swoim koncie niesamowicie śmiały projekt lotniskowca, który miał zdystansować wroga, przede wszystkim swoją odpornością na uszkodzenia. Projekt przypominał najzwyklejszy statek do przenoszenia floty powietrznej, jednak podstawową różnicą miał być materiał, z którego zamierzano go zbudować. Planowano wykorzystanie pyrketu - mieszaniny lodu (86 proc.) oraz trocin (14 proc.). Przewidywano, że pyrket pozwoli na uzyskanie trwałości żelbetu, przy zachowaniu bardzo wysokiej wyporności na poziomie 2 milionów ton.

Podstawową obawą konstruktorów było możliwe stopienie się warstwy lodu połączonej z masą drzewną - toteż pracowano nad systemami chłodniczymi, połączonymi z rurociągami oziębiającymi. Ponadto, wewnętrzne części burty miały być izolowane materiałem z tworzywa sztucznego, dzięki czemu znacznie powinna podnieść się wartość wspomnianego systemu. Lotniskowiec miał posiadać dwa zespoły śrub (13 na każdą burtę), które miały być napędzane dwoma oddzielnymi silnikami elektrycznymi. *Hangary na pokładzie HMS Habbakuk miały zmieścić aż 300 samolotów, a potencjał obronny lotniskowca pozwalał na umieszczenie na nim aż 80 podwójnych armat kalibru 5,2 cala oraz kilkuset zespołów armatek kalibru 40 mm. *

Projekt został jednak zawieszony, rzekomo na polecenie samego Churchila, który wyraził zaniepokojenie obawami konstruktorów, co do niezawodności systemu chłodniczego. Ogromne koszty badań oraz samej budowy lotniskowca, połączone z wysokim ryzykiem awarii, były podstawowymi powodami, dla których zaniechano prace - mimo ich relatywnie wysokiego zaawansowania.

5 / 5

Amerykańska alternatywa dla bomby atomowej

Obraz
fotolia / fotogenix

Amerykanie, którzy włączyli się do II wojny światowej po ataku na Pearl Harbor, za swój nadrzędny cel postawili sobie absolutne rozprawienie się z państwami tzw. "osi zła". Najpoważniejszym wrogiem USA wbrew pozorom nie była III Rzesza, lecz Japonia, która mogła zagrozić granicom mocarstwa. Plany budowy bomby atomowej zainicjowane pośrednio przez Einsteina (ten wystosował list do ówczesnego Prezydenta Stanów Zjednoczonych, Franklina Roosvelta) były przeplatane w placówkach wojskowych alternatywnym wykorzystaniem ładunków wybuchowych o dużej sile - w tym wypadku chciano wykorzystać nie tyle potencjał burzący bomby, lecz jej zdolność do modulowania i nakierowywania fal tsunami na konkretne cele strategiczne. Do planów rozprawienia się z Japonią pomysł ten znakomicie pasował - wystarczy przypomnieć sobie, że ów kraj to rozległy zespół wysp leżących na Pacyfiku.

Project Seal zakładał stworzenie bomb detonowanych głęboko pod powierzchnią wody, w taki sposób, aby eksplozja doprowadziła do stworzenia fal, nawet większych od tych, które potocznie nazywa się "tsunami". Warto wspomnieć o tym, że ostatnie takie zjawisko w Japonii w 2011 roku spowodowało awarię elektrowni atomowej w Fukushimie. Biorąc pod uwagę celowy charakter działań w użyciu tego rodzaju broni, można jedynie wyobrażać sobie ogrom zniszczeń, których mogli dokonać Amerykanie.

Projekt spotkał się z typowymi dla takiego przedsięwzięcia problemami - okazało się, że badania pochłaniają zbyt dużo pieniędzy, a ponadto dyskusyjna jest skuteczność takich działań, również biorąc pod uwagę ewentualne wymknięcie się broni spod kontroli. Ponadto, bomba atomowa przeszła pomyślne testy i wydawało się, że dalsze rozwijanie Projektu Seal jest bezcelowe.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)