Więzienny rynek istnieje. Możesz mieć wszystko, ale musisz wiedzieć, do kogo uderzyć
Telefony komórkowe wśród więźniów były, są i będą. Osadzeni domykają w ten sposób sprawy, których nie udało im się zakończyć... na wolności. - Telefony? Za moich czasów jeden z więźniów miał okulary z kamerą i nagrywał nimi klawiszy - śmieje się Jacek, który więzienne mury opuścił we wrześniu.
Gaśnie światło. Gady już w kryjówkach. Jacek sprawdza, czy go nie obserwują i zbliża się do obudowy telewizora. Raz-dwa! Zdejmuje wysłużony plastik i wyciąga swój najcenniejszy skarb – telefon komórkowy.
Dzwoni do bliskich, wspólników, adwokata. Po wszystkim, jak gdyby nigdy nic, kładzie się na więziennej pryczy i zasypia w oczekiwaniu na kolejny dzień za więziennymi murami. Fikcja literacka? Nie. Więzienne realia.
Zakłady karne oraz areszty śledcze powinny być miejscami, w których tymczasowo aresztowani i skazani czują ciężar swojej kary. Jak podkreśla strażnik prowadzący popularny profil na Facebooku "Służba Więzienna Okiem Klawisza", więzienie nie może być Ciechocinkiem. Słusznie zauważa: - Kara z definicji powinna być uciążliwa, gdy taka nie jest, przestaje być karą.
Więzienny czarny rynek
Osoby w zakładach karnych i aresztach śledczych nie są całkowicie odcięte od technologii. Co legalnie mogą mieć? Piotr, strażnik działu ochrony jednego z aresztów śledczych na południu Polski, wymienia m.in. telewizor w celi (bądź na świetlicy), radio, konsolę.
- Więźniowie mogą korzystać również z budki telefonicznej, która powinna znajdować się na każdym oddziale. Mają możliwość 5-minutowej dziennej rozmowy z innymi osobami. Osoby tymczasowo aresztowane na taką rozmowę muszą dostać specjalną zgodę – zaznacza Piotr.
Z kolei strażnik prowadzący fanpage "Służba Więzienna Okiem Klawisza" wspomina również o skrajnych przypadkach, w których osadzony może mieć dostęp do komputera w celi. – Słyszałem o osadzonym, który miał dostęp do akt w formie elektronicznej, jak również internetu – wyznaje.
Z bliskimi na Skype
Komputery znajdują się także w bibliotekach. Większość z nich zapewnia dostęp wyłącznie do rządowych stron. Niektórzy z osadzonych mają przywilej skorzystania z komunikatora Skype. Odbywa się to jednak na ściśle określonych regułach. Zgodę na rozmowę wydaje dyrektor jednostki i trwa ona od 15 do 30 minut.
- Takie zgody dyrektor często wydaje osobom, które rodzinę mają daleko i nie mogą jej zobaczyć na widzeniach. Oczywiście na taką zgodę osadzony musi sobie zasłużyć poprzez przyzwoite zachowanie. Osadzeni mogą także napisać o zgodę na możliwość przeglądania stron internetowych, też określoną czasowo – informuje Piotr z aresztu z południa Polski.
"Słuchawa" – największy przedmiot pożądania
Strażnicy Służby Więziennej zapytani o to, co jest technologicznym przedmiotem pożądania wśród osadzonych, zgodnie odpowiadają - "słuchawa". Czyli telefon komórkowy. Daje naprawdę wiele możliwości. Wśród osadzonych trafiają się zarówno standardowe smartfony, jak i telefony wielkości pięciozłotówki. Ale… Jak? Skąd?!
- Mówi się o tym, że klawisz przyniesie z wolności, ale to ciemna strefa, która według mnie istnieje już tylko w wyobraźni. Jeśli jakikolwiek strażnik dokonuje takich rzeczy, swoim zachowaniem zasługuje przynajmniej na brak szacunku ze strony kolegów z pracy, ponieważ nie szanuje ich bezpieczeństwa. Przecież wystarczy, że osadzony zrobi zdjęcie strażnikowi i wyśle dalej lub znajdzie jego konto na portalu społecznościowym. To bardzo ryzykowne. Często pracujemy z naprawdę niebezpiecznymi przestępcami – podkreśla strażnik ze "Służby Więziennej Okiem Klawisza".
Strażnik Piotr dodaje natomiast, że osadzeni często podejmują próby przemycenia telefonów komórkowych. Zazwyczaj ma to miejsce w trakcie widzeń. Zdarzają się przypadki, w których telefony chowane są w odbycie. Innym sposobem jest przemycanie ich w trakcie tzw. "intymniaków", czyli intymnych widzeń z partnerkami. Znane są sytuacje, kiedy zakochane kobiety ukrywały telefony w… pochwie.
Technologia okiem byłego osadzonego
Jacek na wolności przebywa od września. Po 50-tce, wysoki, dobrze zbudowany. Spotykam się z nim w centrum Warszawy. Popija latte i wspomina ostatnie lata, które spędził w więzieniu. Wśród postawionych mu zarzutów znajdował się m.in. ten o kierowaniu zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze zbrojnym. Ma więc dość "świeżą" wiedzę na temat tego, co dzieje się za więziennymi murami.
Na moje pytania o telefony wśród osadzonych odpowiada, że to żaden wyczyn. Sam miał smartfona – Samsunga. Razem z ładowarką chował go w obudowie telewizora, który posiadał w celi.
- Normalnie ktoś z rodziny przynosił i gad wnosił. Wszystko miało swoją cenę. Na Białołęce takie coś kosztowało 500 zł. W aresztach śledczych były telefony. Ci, co tam siedzieli, to zdążyli pozałatwiać swoje sprawy – mówi.
Handel nielegalnymi towarami w więzieniach kwitł zawsze. Od alkoholu, przez sterydy i strzykawki po wspomniane już telefony. Wszystko zależy od gadów.
- Są mendy, z którymi nie dogadasz się w żadnej sprawie, zwykłe chłopki. Ale są tacy, co przynoszą jedzenie, ciasto na Boże Narodzenie. Był taki jeden, miał upośledzone dziecko. Moja kobieta mu nawet 1% podatku przekazała. Chciał sobie dorobić – mówi Jacek, jakby rozgrzeszał klawisza.
I dodaje: - Ja przez dwa lata normalnie jarałem zioło. Pies, co sprawdzał, był głupszy od swojego właściciela.
Jacek uważa, że załatwienie jakiejkolwiek sprawy w więzieniu wymaga czasu i pieniędzy. Trzeba wiedzieć, do kogo uderzyć. W zależności od tego, o co prosisz, czekasz od jednego do kilku tygodni. Liczy się też twój więzienny status – trzeba mieć znajomości.
- Jak wchodziłem, to byłem zwykłą szmatą, nikogo nie znałem. Ale potem wiedzieli już, kim jestem, jaki jestem. Dało się wiele spraw załatwić – mówi Jacek.
Kary za telefon
Owszem, są. – Ale tylko dla osób, które same przyznają się do tego, że telefon, modem czy smartfon należy do nich – zaznacza strażnik ze "Służby Więziennej Okiem Klawisza". Kary wymienione są w Kodeksie Karnym Wykonawczym. To m.in. zakaz korzystania z zakupów w kantynie, umieszczenie w celi izolacyjnej czy nagana.
Jacek, cieszący się wolnością od września, potwierdza. Sam za posiadanie telefonu trafił na 14 dni do izolatki. Stracił też możliwość widzeń z synem oraz córką. Rodzice widywali się z nim za tzw. "pleksą", czyli za szybą uniemożliwiającą bezpośredni kontakt.
Sprzęt szpiegowski w celi
Kontrowersyjnym tematem jest szpiegowanie wśród więźniów. Zdobywanie zaufania w celu wyciągnięcia cennych wiadomości, nagrywanie rozmów, szantażowanie itp. Strażnik ze "Służby Więziennej Okiem Klawisza": - Często powiązania osadzonych z ważnymi osobami w więzieniu są tak duże, że jak najbardziej to możliwe.
Zdaniem Jacka, co drugi osadzony donosi. Za jego czasów za kratami siedział Marek, który posiadał telefon komórkowy i okulary do nagrywania. Wszyscy o tym wiedzieli. Strażnicy również.
- Taki z Legionowa ch.. był, frajer urzędowy. On był skazany. Znają go na Białołęce. Świnia taka. Okulary miał do nagrywania, telefon. Byłemu dyrektorowi groził. Bali się go. Powiązany był. Nagrał kilka osób. Non stop pisał skargi – opowiada Jacek.
Nagrania pozwoliły Markowi na szantażowanie wychowawców oraz wymuszanie określonych działań. Jacek: - Inne gady mówiły, żeby zrobić z nim porządek.
W końcu Markowi zabrano sprzęt i trafił do izolatki. Jak to możliwe, że tak długi czas korzystał z telefonu, a nawet internetu? Gady wcześniej ostrzegają przed kipiszem, czyli sprawdzaniem celi.
- Są gady, które mówią, kiedy będzie kipisz. Mają wcześniej grafik i wiedzą, co i kiedy. A po drugie, jak nic nie znajdują, to po co szukać – twierdzi były osadzony Jacek. Dodaje: - Czym dłużej siedzisz, tym więcej gadów znasz.
Wykluczeni technologicznie
Problem nielegalnych telefonów komórkowych czy innych sprzętów, które posiadają osadzeni to czarna strefa. Jeden z ciekawszych przypadków to modem USB ukryty za lustrem, zasilany z lampki, który osadzony restartował w przypadku braku internetu przez niewielki otwór w ścianie. Przy pomocy igły.
Technologia powinna postępować. Również w przypadku urządzeń montowanych w aresztach śledczych i zakładach karnych. Ich celem jest wykrywanie nielegalnych przedmiotów, w tym telefonów, smartwatch'y i innych urządzeń. Póki co, wydaje się, że momentami bywa zawodna.
A czy oficjalnie więzienia robią cokolwiek, by osoby opuszczające więzienie, często po wielu latach nie czuły się wykluczone technologicznie? Nie, i to jest problem, na który zwracają uwagę zarówno strażnicy, jak i sami osadzeni. Oczywiście, każdy ubiera to w inne słowa.
- Powiem ci tak, tam zamykasz się w sobie. Wcześniej miałem dwa iPhone'y, miałem Samsunga, iPada, Mac'a, a po wyjściu… do dnia dzisiejszego mam problem z wysłaniem wiadomości, zdjęć, korzystaniem z niektórych aplikacji. Bo w więzieniu jest co innego. Jest dzicz – wyznaje Jacek.
W porównaniu do innych osób, Jacek siedział "stosunkowo" krótko. Raz 5, innym razem 3 lata. Bywało różnie. Ale są też tacy, co siedzą po 25 lat. Dla nich dzień wejścia i wyjścia z więzienia jest jak zderzenie ze ścianą.
- Taki co ma ćwiarę, powinien być uczony obsługi telefonu, komputera. Bo on jak wyjdzie, to pierd.... pod samochód – mówi Jacek.
Tożsamość niektórych osób została zmieniona ze względu na ich bezpieczeństwo i dobro toczących się spraw.