WD MyBook - dyski na każdą okazję

WD MyBook - dyski na każdą okazję

WD MyBook - dyski na każdą okazję
20.10.2008 12:37, aktualizacja: 01.03.2022 13:11

Kupując nowy komputer zazwyczaj zamawiamy do niego
najpojemniejszy dysk, jaki jest w tym momencie produkowany. A jeśli
zasobność portfela ogranicza nasze możliwości kupujemy odrobinę
mniejszy dysk. Niezależnie jednak od pojemności kupionego dysku, dość
szybko okazuje się on za mały

Rosnąca kolekcja zdjęć z 20-megapikselowej cyfrówki, filmów z Internetu i naszej, świeżo kupionej, kamery HD. Nie wspominając o tysiącach empetrójek. To wszystko potrafi “zagracić” praktycznie każdy dysk.

Niewielki problem, gdy mamy komputer stacjonarny w obudowie mogącej pomieścić kilka dysków. Kupujemy dysk i problem z głowy. Przynajmniej na jakiś czas. Gorzej, gdy nasz komputer zamknięty jest w niewielkiej, kompaktowej obudowie, do której nie możemy dołożyć drugiego czy trzeciego dysku. Równie nieciekawie przedstawia się sytuacja, gdy zmieniliśmy komputer stacjonarny na laptopa. Nie ma szans by pomieścić się z rosnącą ilością cyber-śmieci na dysku głównym.

Obraz
© Dyski Western Digital w naszej galerii (fot. wp.pl)

Możemy sukcesywnie wypalać dane na płytach CD-R, DVD-R lub Blu-Ray. Nie jest to rozwiązanie bez wad. Nie licząc czasu, który trzeba poświęcić na taką operację - zapisanie 500GB filmów to ponad 660 płyt CD-R lub ponad 100 jednowarstwowych płyt DVD-R. Nawet trzymane w pudełkach po butach, zapakowane jedynie w papierowe koperty, płyty zajmują sporo miejsca. Do tego dochodzi dość uciążliwy proces wyszukiwania potrzebnego nam w jakiejś chwili krążka. Nawet przy starannym katalogowaniu i oznaczaniu płyt potrafi to zająć kilka minut. Milczeniem pomińmy trwałość danych zapisanych na płytkach, szczególnie tych nie najlepszej marki. A nawet kupując najtańsze nośniki, przy większych ilościach danych składowanie okazuje się kosztowną inwestycją.

Cóż pozostaje, kryształy pamięci ze StarTreka? Jak na razie, niestety, nie. Alternatywa są zewnętrzne dyski twarde. Do naszej Redakcji dotarły trzy takie urządzenia firmy Western Digital. Każde odrobinę inne i zaspokajające odmienne potrzeby. W 100% uniwersalnego rozwiązanie jak na razie nie ma.

Pierwsze z nich to zewnętrzny dysk *MyBook Mirror. *
To prawie idealne rozwiązanie dla zbieraczy i archiwizerów wszelkiej maści plików. W stosunkowo niewielkiej obudowie upchnięto dwa dyski o pojemności 1TB każdy. Na jakiś czas powinno wystarczyć. Obudowa wykonana jest z czarnego, lustrzanego plastiku. Nazwa urządzenia nawiązuje jednak do sposobu konfiguracji dysków.

MyBook Mirror posiada sprzętowe wsparcie dla macierzy dyskowych RAID. Wewnętrzny kontroler, domyślnie konfigurowany jest do pracy w trybie RAID 1 - mirroring. Dane zapisywane są na obydwu dyskach jednocześnie. Wada rozwiązania jest brak wzrostu pojemności macierzy. Mimo że dysponujemy dwoma dyskami 1TB, system operacyjny widzi jedynie 1TB. Zalety ujawniają się w momencie awarii jednego z dysków. W normalnych warunkach jest to mała tragedia, można stracić wszystkie pracowicie gromadzone dane. Tu, dzięki macierzy RAID 1 mamy idealną kopię naszych danych na drugim dysku. A prawdopodobieństwo jednoczesnej awarii dwóch napędów jest minimalne.

Kontroler MyBook Mirror możemy przekonfigurować także do pracy w trybie NRAID Spanning. W tym przypadku tracimy na bezpieczeństwie danych. Po uszkodzeniu któregokolwiek z dysków tracimy wszystkie dane. Zyskujemy za to na pojemności, gdyż pojemność dysków użytych do stworzenia macierzy sumuje się. W tym trybie pracy nasz komputer zobaczy jeden dysk o pojemności 2TB.

Obraz
© MyBook Mirror (fot. wp.pl)

Niestety, nie możemy swobodnie przełączać macierzy w trakcie pracy między trybami mirror i spanning, w zależności od naszych potrzeb. Zmiana wymaga przeformatowania dysków, co wiąże się z utratą zapisanych danych. Na samym początku użytkowania urządzenia musimy zdecydować co jest dla nas ważniejsze. Bezpieczeństwo danych czy to ile ich możemy zapisać. Nie jest to wada tego konkretnie rozwiązania. To cecha praktycznie wszystkich prostych macierzy dyskowych.

Western Digital zdecydował się na w pełni programowe sterowanie kontrolerem RAID w MyBook Mirror. Jeśli chcemy zmienić tryb pracy macierzy, musimy zainstalować dedykowane oprogramowanie producenta. W mojej skromnej ocenie jest to minus. Nie lubię instalować softu, którego użyję może 2 razy w okresie “życia” komputera. Choć oprogramowanie, prócz zmiany trybu pracy macierzy potrafi dokonać jej prostej diagnostyki wydaje mi się być przerostem formy nad treścią.

Podczas testów Mirror sprawował się dość dobrze. Tylna, dolna i górna część obudowy jest ażurowa, zapewnia swobodny przepływ powietrza. A dyski wewnątrz nie rozgrzewają się zbytnio oraz pracują bardzo cicho. Dlatego producent zrezygnował z instalacji wentylatorów chłodzących, dzięki temu urządzenie jest ciche i nie wznosi tumanów kurzu z nad biurka. Jedyne o czym musimy pamiętać, to by zapewnić swobodny przepływ powietrz przez obudowę. Nie wskazane jest stawianie je na niskich półkach czy przykrywanie stosem dokumentów. Jeśli trzymamy się tych wytycznych nie musimy przejmować się temperatura dysków. Podczas ciągłego kopiowania około 300GB danych obudowa MyBook Mirror pozostał praktycznie zimna, z lekko wyczuwalnym ciepłem unoszącym się przez otwory wentylacyjne.

Jednak by nie było za różowo, MyBook Mirror przyprawił mnie parę razy o brzydki grymas na twarzy. Szczególnie po kopiowaniu dużej ilości danych zdarzały mu się nieprzyjemne wpadki. Niezależnie czy rzecz działa się na komputerze pracującym pod kontrolą WindowsXP, Vista czy MacOS X, po przekroczeniu jakiejś magicznej bariery w ilości kopiowanych danych nie można było ich znaleźć na dysku. W katalogu, do którego się je kopiowało było pusto! Mimo że system operacyjny nie meldował o żadnych nieprawidłowościach, a proces kopiowania dobiegał końca bez niespodzianek. Nie pomagało odświeżenie widoku zawartości folderu. Pustka. Choć z ogólnej pojemności dysku znikały gigabajty wolnego miejsca. Rada na to zjawisko była tylko jedna. „Wysiąść i wsiąść” - Odłączyć urządzenie, wyłączyć zasilanie i podłączyć wszystko na nowo. Dane „cudownie” pojawiały się na swoim miejscu. Wszystkie i nie uszkodzone. Nie mniej bywało to dość stresujące zjawisko. Szczególnie, gdy po skopiowaniu plików na MyBook Mirror od razu skasowaliśmy
ich oryginały.

Kolejnym minusem jest wielka, niebieska dioda na obudowie. W zasadzie jest to wielosegmentowy wyświetlacz informujący o stanie urządzenia. Zdobyłby zapewne serca wielbicieli Davida Hasselhoffa i serialu „Nieustraszony” (Knight Rider), gdyby nie kolor wyświetlacza. Podczas transferu danych na i z dysków mamy piękna namiastkę “skaner light” z samochodu K.I.T.T

Za to fajną i pożyteczną funkcją jest automatyczne włączanie zasilania dysku, gdy wyłączymy współpracujący z nim komputer. Włącza się również automatycznie.

MyBook Mirror to typowy “magazyn danych”, nie przewidziano go do pracy w systemach, które wymagają szybkiego i stałego transferu danych. Macierz zbudowana jest w oparciu o “ekologiczne”, energooszczędne dyski z linii GreenPower. Charakteryzują się one obniżonym poborem mocy, niewielką emisja ciepła. Lecz ich parametry, a w szczególności szybkość zapisu i odczytu nie są oszałamiające aczkolwiek wystarczające do typowych zadań domowo-biurowych. Być może dlatego MyBook Mirror wyposażono tylko w jeden, stosunkowo powolny intefejs - USB 2.0. Zupełnie wystarczający do odczytu filmów w formacie full HD czy przeglądania bibliotek fotografii liczących dziesiątki tysięcy zdjęć. Jednak jako dysk medialny dla systemu montażu wideo może się nie sprawdzić.

To pole do popisu dla MyBook Studio.
Wersja która do nas dotarła wyposażona była w jeden dysk o pojemności zaledwie 500GB. Western Digital produkuje te dyski zewnętrzne także o większych pojemnościach. Również w wersji macierzowej, jak MyBook Mirror.

Czym różni się Studio od Mirror? Na pierwszy rzut oka widać różnicę obudową. MyBook Studio wykonano z aluminium. Jest jakby bardziej "pro". Diabeł, jak zwykle tkwi w szczegółach. O ile MyBook Mirror z racji relatywnie powolnego interfejsu nadał się głównie na magazyn danych, Studio może być dyskiem medialnym w systemach montażu A/V. Ten model wyposażono w dwa porty FireWire 800 gwarantujące transfer na poziomie 800Mb/s oraz jeden port eSATA o przepustowości 3Gb/s. Do kompletu jest taż port USB 2.0 480Mb/s, dość blado wypadający przy konkurentach.

Obraz
© MyBook Studio (fot. wp.pl)

Z braku komputera z portem eSATA nie miałem okazji przetestować zachowania się dysku podczas pracy z maksymalną przepustowością. Jednak na FireWire 800 zachowywał się bardzo poprawnie. Nie ustępując osiągom dyskom wewnętrznym na magistrali SATA w komputerach stacjonarnych.

Aluminiowa obudowa z licznymi otworami wentylacyjnymi sprawdza się doskonale przy odprowadzaniu ciepła z dysku. Podobnie jak w MyBook Mirror nie zastosowano wentylatorów. Dysk chłodzony jest konwekcyjnie. Dzięki czemu urządzenie jest ciche. Jedynie w bardzo cichych pomieszczeniach, podczas pracy dysku słychać delikatny terkot głowic.

Nie było także żadnych niespodzianek ze “znikającymi” plikami. MyBook Studio, mimo że o nie nadzwyczajnej pojemności i bez wsparcia dla macierzy RAID przypadł mi najbardziej do gustu. Być może dla tego, że projektem obudowy i użytymi materiałami jakby nawiązywał do wzornictwa mojego laptopa. Nie bez znaczenia dla tej oceny był też fakt, że mogłem po raz pierwszy podłączyć cokolwiek do portu FireWire800 mojego MacBooka Pro ;-)

Studio, podobnie jak Mirror wyposażono w wielką, wielosegmentową diodę LED. Po jakimś czasie można się do niej przyzwyczaić. Całe szczęście nie jest tak jasna jak w niektórych konkurencyjnych produktach. Choć w ciemnym pomieszczeniu też można by przy niej czytać książki.

Dysk wyposażono także w system SmartPower, który automatycznie wyłącza i włącza zasilanie, gdy włączamy bądź wyłączamy komputer. Funkcja niedostępna jest, gdy używamy interfejsu eSATA.

Oba dyski, MyBook Mirror i MyBook Studio mimo stosunkowo niewielkich rozmiarów i masy nie są przeznaczone do używania jako dyski przenośne. Obudowy ich wyposażono w mocowanie linki systemu Kensington do zabezpieczenia urządzenia przed kradzieżą z biurka. W instrukcji obsługi znalazło się także ostrzeżenie: “Do not use My Book as a portable device”. Producent nie przewiduje używania ich w rozwiązaniach mobilnych, ani do przenoszenia dużych ilości danych. Co zrobić, gdy nasz projekt zajmuje więcej niż pomieścić może płyta Blu-Ray?

Pomocny może okazać się najmniejszy członek rodziny zewnętrznych dysków Western Digital - Passport Elite. W obudowie niewiele większej od kasety magnetofonowej zamknięto szybki dysk 2.5”. Konstrukcja dysku przeznaczonego do laptopów gwarantuje podwyższoną odporność na przeciążenia i wibracje. Obudowę wykonano z anodyzowanego aluminium. Passport Elite dostępny jest w czterech kolorach. Do mnie trafiła wersja “tytanowa“. Jest jeszcze niebieska, brązowa i wiśniowo-czerwona.

Producent, podobnie jak w MyBook Mirror oszczędził na interfejsach. Do dyspozycji mamy jedynie USB 2.0. W przeciwieństwie do MyBook Mirror zastosowano szyki dysk. Sprawdza się to w większości zastosowań. Redakcyjny kolega parający się montażem wideo bez większych kłopotów użył tego dysku jako zewnętrznego źródła materiału do montowanych sekwencji wideo.

Obraz
© WD Passport Elite (fot. wp.pl)

Niestety, dysk ten jest też przyczyną masy kłopotów z Passportem. A nawet nie tyle dysk, co jego zapotrzebowanie na energię. Obudowa dysku nie posiada dodatkowego gniazda zasilania, a producent nie dostarcza wraz z dyskiem kabla typu “Y”, pozwalającego czerpać energię z dwóch portów USB jednocześnie. Zasilanie z jednego portu nie zawsze wystarczało by dysk mógł pracować poprawnie. Co gorsza działo się tak nawet przy próbach współpracy z najnowszymi modelami laptopów. Passport okazywał się bardzo kapryśny.

Przez pewien czas dzielnie współpracował z moim komputerem. Niby wszystko OK. Kłopoty zaczęły się, gdy pożyczyłem koledze kabel USB i podpiąłem dysk innym kabelkiem. Dysk odmówił współpracy. Kable, przynajmniej “na oko” były identyczne. Takiej samej długości i grubości. Nawet jeśli na konkretnym kablu USB dysk pracował z jednym komputerem, to odmawiał współpracy z innym. Zdarzały się też bardziej irytujące sytuacje. Jednego dnia dysk pracował, a kolejnego dnia podpięty tym samym kablem, do tego samego komputera, złośliwie odmawiał współpracy. Wpierw podejrzenie padło na kabel - być może jest uszkodzony. Jednak inne urządzenia podpinane za jego pomocą działały poprawnie. Również przenośne dyski zewnętrzne innych producentów.

Jedynym wyjściem z sytuacji było użycie kabla bardzo krótkiego, dwucalowego kabla miniUSB od innego dysku przenośnego. W moim przypadku był to 160GB dysk S2 firmy Samsung. Z tym kabelkiem dysk działał ze znakomitą większością komputerów, w dodatku bez trudnych do przewidzenia “fochów”, które zdarzały mu się na dłuższych kabelkach. Gdy to nie pomagało, ostatnia deska ratunku był kabel USB “Y”, który również był dołączony do dysku Samsunga. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Western Digital nie pomyślało o umieszczeniu takiego kabla w zestawie.

Z całej trójki Passport wywołał u mnie najmniej pozytywne odczucia. Gdybym chciał używać ten dysk jedynie z okablowaniem dostarczonym przez producenta musiałbym uznać, że dysk jest uszkodzony lub działa jedyne z wybranymi modelami komputerów, co dyskwalifikowałoby go jako mobilne urządzenie do przenoszenia danych.

Wszystkie modele dysków zewnętrznych Western Digital dostarczane są do użytkownika z oprogramowaniem diagnostycznym. Pozwala ono sprawdzić stan dysku oraz wykorzystanie jego powierzchni. W przypadku modelu Mirror skonfigurować kontroler RAID. Prócz tego użytkownicy systemu Windows otrzymują oprogramowanie do backupu danych, które pozwala wykonać kopię bezpieczeństwa całego dysku systemowego lub wybranych folderów.

Użytkownicy MacOS X otrzymują podobny zestaw oprogramowania, z wyłączeniem programu WB Backup. Jednak od wersji MacOS X 10.5 oprogramowanie do backupu - TimeMachine, jest zintegrowany z systemem operacyjnym. Tak więc nie trzeba instalować obcych programów by zabezpieczyć się przed utratą danych lub odzyskać projekty sprzed tygodnia czy miesiąca.

Podsumowując - dyski zewnętrzne firmy Western Digital, z którymi mieliśmy okazję się zapoznać (rodzina produktów jest dużo szersza) nie sprawiały większych kłopotów podczas testów redakcyjnych. Czasami potrafiły zirytować zachowując się w sposób nieprzewidywalny, w szczególności Passport Elite. Lub lekko wystraszyć (MyBook Mirror i “znikające” pliki). Jedynie MyBook Studnio nie potrafię niczego zarzucić, poza niebieską diodą. Ale cóż taki “dizajn”. Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Wszystkie problemy, jakie napotkałem można obejść za pomocą drobnych sztuczek lub niewielkich, dodatkowych inwestycji (zakup kabelków).

Na plus zaliczyć należy cenę i długie okresy gwarancji producenta. Od 5 lat dla Passport i Studio, do 3 lat dla Mirror. Orientacyjne ceny, bo wciąż spadają to: WD Passport Elite 320 GB kosztuje 360 złotych, WD My Book Studio 500 GB – 350złotych, a WD My Book Mirror Edition 2 GB - 1080 złotych.

Zwarte, niewielkie obudowy
Brak wentylatorów, cicha praca
Szeroka gama modeli i pojemności

Drobne lecz irytujące kłopoty ze "znikającymi" plikami w WD MyBook Mirror
WD Passport Elite - Spore wymagania dotyczące zasilania
Brak kabla USB "Y" który rozwiązałby większość problemów

[k-o]

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)