Test Rogers LS 3/5A 65th i 60th Anniversary Edition

Testujemy najsłynniejsze kolumny podstawkowe wszechczasów opracowane przez inżynierów BBC w 1974 roku.

Test Rogers LS 3/5A 65th i 60th Anniversary Edition
Źródło zdjęć: © Hi-Fi Choice and Home Cinema

12.10.2012 10:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wydatnej pomocy przy realizacji tego ambitnego planu udzieliła firma KEF, a efekt ich pracy okazał się wielce przydatny w pracy dźwiękowców. Pierwsze niewielkie monitory LS 3/5. powstały w 1974 roku i spowodowały w branży wręcz trzęsienie ziemi. Ze względu na niewielkie rozmiary przylgnęła do nich nazwa „pudełka na buty”, ale ich dźwięk już nikogo nie śmieszył, wręcz przeciwnie, zachwycał! Produkcją tych monitorów zajęło się kilka firm w oparciu o dokumentację i wytyczne BBC. Dzięki temu od blisko 40 lat kolejne wersje LS 3/5a podbijają serca kolejnych pokoleń miłośników muzyki. Korzystając z okazji, że monitory te produkowane przez firmę Rogers trafiły do dystrybucji w Polsce, postanowiłem sprawdzić, czy mają one coś do zaoferowania także współczesnym audiofilom.

Obawiam się, że młody człowiek, który nigdy nie słyszał o tych kolumnach, gdyby je otrzymał, zabrałby się zapewne za…. podłączanie ich do komputera. Nic w tym dziwnego, gdyż swoimi rozmiarami przypominają współczesne produkty dedykowane właśnie do pecetów. Tego typu małe kolumny zwą się w języku Szekspira „shelf speakers”, czyli, tłumacząc dosłownie, kolumny półkowe - do ustawiania na półce tudzież na biurku. Bo niby gdzie były one ustawiane w wozach transmisyjnych? Raczej nie na dedykowanych standach!

Kolumny mini, przesyłka maksi

Są to prawdziwe maleństwa wielkości wspomnianych pudełek po butach i to raczej niewielkich (damskich) rozmiarów. Patrząc na te niepozorne kolumienki, trudno uwierzyć, że swego czasu wywołały w branży tyle zamieszania. Ale kolumny mają przede wszystkim grać, a wielkość to do pewnego stopnia rzecz wtórna. Do testu otrzymałem dwie pary tych maluchów - obie to wersje jubileuszowe, ale jedna z nich „cywilna”. (65th Anniversary Edition), a druga profesjonalna (60th Anniversary Edition). Różnią się opakowaniem - wersja profesjonalna/studyjna przychodzi zapakowana w zgrabną walizkę - taką z wysuwaną rączką, na kółkach. Gdyby nadal miały pełnić swoją pierwotną funkcję, tj. służyć do odsłuchu materiału nagrywanego na różnego rodzaju koncertach, to trudno byłoby je lepiej zapakować, by uniknąć uszkodzeń w trakcie transportu i ułatwić ich przemieszczanie.

Patrząc na obydwie pary od frontu, wyglądają niemal identycznie (poza nieco innym, choć podobnym, wykończeniem). Dopiero jeśli porównałem tylne panele tych kolumn dostrzegłem różnice - zwykła wersja ma tradycyjne gniazda głośnikowe, natomiast wersja profesjonalna gniazda typu XLR, co wymaga oczywiście stosowania kabli głośnikowych z takimi właśnie wtykami. Dystrybutor - pan Marek Koszur (czyli właściciel świetnie znanej miłośnikom muzyki firmy ccd.pl) - przewidując, że może to być pewien problem, dołączył do przesyłki również odpowiednie kable - jak to sam określił, „jakieś zwykłe, studyjne”. Z braku alternatywy musiałem je wykorzystać w czasie odsłuchu, co uniemożliwiło porównanie obydwu wersji tych głośników w identycznym systemie, acz kabel głośnikowy był jedyną różnicą. Jakby tego jeszcze było mało, dostałem także dedykowane do tych kolumn subwoofery Rogersa AB1. pełniące zarówno funkcję zgodną ze swoją nazwą, jak i standów. W tej pierwszej roli mogłem je wykorzystać wyłącznie ze zwykłymi LS 3/5A, bo
tylko te mogłem podłączyć zworkami. No i w końcu przesyłka zawierała również jubileuszową wersję lampowego wzmacniacza Rogersa E40a. To wzmacniacz oparty na 8 lampach mocy 6L6GT, dostarczający 40 W mocy na kanał w klasie A. Wzmacniacz wyposażono w 4 wejścia liniowe, pętlę magnetofonową oraz wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy. Mając do dyspozycji tak dużą ilość urządzeń i ograniczony czas na ich odsłuch, musiałem przyjąć jakieś priorytety - zdecydowałem, że skupię się przede wszystkim na dwóch obliczach legendy - monitorach LS 3/5a. Oczywiście przez większą część testu napędzałem je dostarczonym wzmacniaczem Rogersa i korzystałem z AB1 przynajmniej (choć nie tylko) w formie standów.

Muzykalne maluchy

Zacząłem od „zwykłej”. wersji Rogersów, bez subwooferów. Patrząc na te maleństwa, znając nieco ich historię, ich pierwotne przeznaczenie, spodziewałem się raczej ultraprecyzyjnego, przejrzystego, chłodnego dźwięku. Tymczasem to, co usłyszałem, nie miało za wiele wspólnego z tym, co zwykle uznajemy za „studyjne” brzmienie. Bowiem Rogersy LS 3/5A są jednymi z bardziej muzykalnych kolumn, jakie dane mi było słyszeć. Ktoś może się oburzyć, że w podtekście sugeruję, iż kolumny studyjne nie są muzykalne. Proszę jednak pamiętać o tym, że kolumny studyjne z założenia nie mają dostarczać przyjemności płynącej ze słuchania muzyki. Ich rolą jest analiza dźwięku i rozbieranie go na czynniki pierwsze, a neutralność tonalna, analityczność niekoniecznie służą przyjemności słuchania. Oczywiście jest wiele osób hołdujących zasadzie high-fidelity (wysokiej wierności), które uznają takie właśnie kolumny za jedyne pokazujące 100 proc. prawdy o nagraniu - i tu pełna zgoda, tylko czy koniecznie słuchając muzyki w domu, dla
relaksu, chcemy słyszeć każdy mało istotny detal, każdą wpadkę realizatorów dźwięku etc.? To oczywiście kwestia indywidualnego wyboru - ja osobiście wolę niewielkie odstępstwo od owej wysokiej wierności na rzecz muzykalności, ale to mój wybór, ani gorszy, ani lepszy od jakiegokolwiek innego.

Tymczasem Rogersy to kwintesencja płynnej, gładkiej, wciągającej prezentacji. Jak przystało na monitory, LS 3/5. po prostu znikają z pomieszczenia, zostawiając słuchacza sam na sam z muzyką dobiegającą z obszernej wszerz i w głąb sceny. Wszelkie nagrania koncertowe instrumentów akustycznych wypadają znakomicie. Może nie w kategoriach audiofilskich, bo (co oczywiste) nie ma tu niskiego basu, a wielkość źródeł pozornych nie jest realistycznie pokazana (co w pewnej mierze wynika ze wspomnianego braku niskiego basu). Ale przekaz jest tak muzykalny, koherentny, płynny, tak kipi emocjami, że po kilku chwilach można po prostu przestać analizować dźwięk i oddać się całkowicie we władanie muzyki. Prezentacja wokali jest kolejną bardzo mocną stroną tych kolumn - damskie głosy są zmysłowe, ciepłe, dźwięczne, płyną do słuchacza ze swobodą i realizmem, oferując wybitną namiastkę koncertu. Słychać delikatne zaokrąglenie na górze, dzięki któremu sybilanty są nieco mniej dokuczliwe niż zwykle, ale jednocześnie ta część
pasma jest dobrze dociążona, co sprawia, że choćby talerze perkusji są nie tylko dźwięczne, ale i mają odpowiednią masę. O tym, że wspomniane zaokrąglenie góry jest naprawdę delikatne, świadczyło również to, jak dobrze pokazane zostały charakterystyczne głosy Louisa Armstronga czy Marka Dyjaka. Chrypa, szorstkość głosów obydwu panów wcale nie złagodniały, szły równo w parze z mocą ich głosów, zachwycając prawdziwością i namacalnością brzmienia.

Co do basu - nie ma tu opcji „naciągania”. możliwości tych kolumn - nie jest to konstrukcja typu bas-refleks, a zamkniętą. Ten typ obudowy ma swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja należę zdecydowanie do tych pierwszych, bo moim zdaniem bas z takich konstrukcji jest znacznie bardziej naturalny niż ten z obudów wentylowanych. Tu producent jasno deklaruje, że pasmo zaczyna się od 70 Hz (choć nie wiemy, z jakim spadkiem) i faktycznie najniższego basu po prostu nie ma, stąd dla fanów nagrań organowych czy gitary basowej Rogersy na pewno nie będą najlepszym wyborem. Ja do jednych ani drugich raczej nie należę, natomiast do moich faworytów należą kontrabasiści, jak choćby Ray Brown, Isao Suzuki czy Renaud Garcia-Fons. Odsłuch ich nagrań na Rogersach LS 3/5a dostarczył mi dwojakiego rodzaju wrażeń. Z jednej strony brakowało oczywiście najniższego zejścia, które przecież jest jedną z wielu zalet kontrabasu. Z drugiej jednakże kolumny to, co były w stanie pokazać, znakomicie różnicowały. Dźwięk był szybki,
zwarty, kolorowy, z naprawdę dobrym rytmem. Wyraźnie było słychać nie tylko struny, ale również pracujące pudło, no i te piękne wybrzmienia. Słowem - nie był to ideał prezentacji brzmienia tego instrumentu, ale wada była tylko jedna, a zalet całe mnóstwo. Kompromis? Tak, ale całkiem korzystny i jakże przyjemnie brzmiący.

Obraz
© (fot. Hi-Fi Choice and Home Cinema)

Więcej basu

Oczywistym krokiem wydawało się teraz użycie subwooferów AB1. żeby nieco rozszerzyć pasmo przenoszenia, ale postanowiłem najpierw przeprowadzić mały eksperyment. Otóż w tym czasie miałem w domu znakomite standy polskiej firmy Franc Accessories, które nie dość, że są bardzo solidnie wykonane (m.in. podstawa z litego aluminium), to jeszcze znakomicie izolowane dzięki zastosowaniu własnych podstawek wykorzystujących kulki ceramiczne. Wpływ tychże podstaw na brzmienie nie był może gigantyczny, ale na pewno zauważalny. Oczywiście żadne podstawy nie są w stanie spowodować poszerzenia pasma przenoszenia kolumn na nich ustawionych, ale bas stał się nieco twardszy, bardziej konturowy, a cały przekaz ciut lepiej sfokusowany. Innymi słowy LS 3/5A można ustawić na biurku czy półce, ale należy pamiętać, że im lepszą podstawę zapewnimy, tym lepszym dźwiękiem się odwdzięczą.

Kolejnym etapem odsłuchu był powrót monitorków na suby AB1 i włączenie tych ostatnich do odtwarzania muzyki. Ich zadaniem jest przetwarzanie pasma od 5. do 120 Hz, innymi słowy, z nimi w torze również nie uzyskamy najniższych składowych brzmienia części nagrań, ale brakować będzie już tylko faktycznie tych najniższych tonów. Czemu nie zrobić subwooferów schodzących do 30, a może i 20 Hz? Podejrzewam, że nie byłoby możliwe uzyskanie tak spójnego przekazu. LS 3/5A grają z AB1 już jak małe podłogówki, ale o niezwykle koherentnym paśmie - po prostu słychać, że są to moduły niskotonowe dedykowane właśnie do tych kolumn. Brzmienie nie zmienia się znacząco, nie ma wrażenia sztucznego „dopięcia” basu. Jest za to zupełnie naturalne rozciągnięcie pasma w dół do poziomu, przy którym już całkiem fajnie słuchało mi się i Marcusa Millera, i Raya Browna. Oczywiście znam brzmienie nagrań tych panów odtwarzanych przez kolumny schodzące znacznie niżej i wiem, że w wydaniu LS 3/5A z AB1 jeszcze nie słychać wszystkiego, co da
się z tych płyt wydobyć. Ale też i natychmiast doceniłem jeszcze lepsze różnicowanie basu, utrzymanie jego barwnego, rytmicznego charakteru. Dzięki lepszej podbudowie basowej muzyka brzmiała po prostu pełniej i nie chodzi tylko o samo lepsze rozciągnięcie basu, bo również przełom basu i średnicy wydawał się być lepiej nasycony, mocniejszy.

Nie potrafię wskazać minusów zastosowania AB1 - co prawda kolumny brzmiały teraz, w sensie potęgi brzmienia i bardziej pełnopasmowego przekazu, jak małe podłogówki, ale nie straciły monitorowych zdolności do znikania z pokoju i tworzenia znakomitej, holograficznej sceny. Brzmiało to bardziej tak, jakby dokonano zmian w zwrotnicy samych monitorów, czy przestawiono jakieś zworki, powodując po prostu rozciągnięcie pasma w dół, a nie jak dodanie dodatkowego głośnika. Myślę więc, że kwestia, czy osoba, której brzmienie LS 3/5. przypadnie do gustu, kupi również dedykowane subwoofery, będzie zależeć w dużej mierze od tego, jak będzie wykorzystywać te kolumny. W małych pomieszczeniach, albo np. w małych systemach pracujących w miejscu pracy czy sypialni pewnie AB1 będą zbędne. Natomiast jeśli Rogersy miałyby grać w „normalnym” systemie, to po pierwsze i tak potrzebne będą jakieś standy, a po drugie jeśli ładnie wykonane, doskonale pasujące designem do kolumn „standy” oferują dodatkowe rozciągnięcie basu, to dlaczego
z nich nie skorzystać? Zwłaszcza, że zostały skonstruowane tak, by oferować bardzo spójne brzmienie z LS 3/5A.

Mobilny profesjonalizm

Drugim obliczem legendy, z którym przyszło mi się spotkać oko w oko, była wersja profesjonalna tych samych monitorów. Jak już wspominałem, są one inaczej pakowane - w kartonie znalazłem plastikową walizkę podróżną, w środku wyłożoną gąbką doskonale zabezpieczającą kolumny w trakcie transportu. Ewidentnie zrobiono to tak, by właściciel mógł bezpiecznie przemieszczać kolumny w trakcie pracy. Kolumny te dysponują innymi gniazdami - zamiast klasycznych zacisków głośnikowych mamy tu stosowane w sprzęcie profesjonalnym wejścia XLR. Innych, widocznych gołym okiem różnic nie widać tym bardziej, że zdjęcie maskownicy przerosło moje możliwości - tzn. pewnie jest wykonalne, ale nie podjąłem się tego przy wypożyczonych do testu egzemplarzach. Pozostało więc zapytać o różnice - za pośrednictwem pana Marka Koszura - u źródła, czyli producenta. Ten poinformował mnie o następujących różnicach: wersję 65th wyposażono w podwójne gniazda głośnikowe, co umożliwia biwiring, a w wersji 60th są pojedyncze zaciski (XLR); w
zwrotnicach tych kolumn zastosowano różnego rodzaju cewki; w wersji 65th głośnik nisko-średniotonowy jest 6-omowy, w 60th 8-omowy; nieco inny (z uwagi na różne cewki) jest punkt podziału zwrotnicy; trochę inne jest wytłumienie i litraż obudów (acz różnice są niewielkie); głośnik wysokotonowy jest taki sam, obudowy w obydwu wypadkach wykonano ze sklejki brzozowej.

Z uwagi na inne podłączenie nie było możliwości wykorzystania AB1 w roli subwooferów, a ponieważ standy Franc Accessories jako podstawki okazały się lepsze, to właśnie na nich ustawiłem kolumny. No i oczywiście musiałem wykorzystać kable dostarczone przez pana Marka. Wprawdzie nie sądzę, żeby ten fakt miał wielki wpływ na brzmienie, ale z recenzenckiego obowiązku, wypada o tym wspomnieć.

Nieco inaczej

Mówienie o znaczącej różnicy w brzmieniu tych dwóch monitorów byłoby przesadą. Wersja 60th Edition (czy też XLR, jak nazywał ją producent) brzmiała nieco dobitnej, nieco mocniej akcentując bas i rytm. Przez to w utworach, których podstawą jest rytm, faktycznie nogi czy ręce szybciej zaczynały tenże rytm podejmować, wystukiwać. Odniosłem wrażenie także nieco większej transparentności prezentacji - nieco łatwiej było zajrzeć w głąb nagrania, przyjrzeć się dalszym planom, które były chyba trochę precyzyjniej zdefiniowane. Co ważne, przy tych wszystkich elementach kierujących brzmienie nieco bardziej w stronę owego stereotypowego „studyjnego”, prezentacja wcale nie była mniej muzykalna. Nieco inaczej rozkładały się akcenty tej prezentacji. Przy pierwszych kolumnach najważniejsza była spójność, gładkość przekazu, a teraz jego precyzja i detaliczność wysunęły się na plan pierwszy. Jak już wspomniałem, różnice nie były wielkie - wręcz drobne, ale na tyle znaczące, że zwracałem uwagę w pierwszej kolejności na nieco
inne rzeczy. W jednym i drugim wypadku można mówić o ogromnej przyjemności słuchania muzyki. Choć prezentacja dostarczana przez jedne i drugie Rogersy nie jest idealna wg audiofilskich standardów, to całkowicie rozumiem ludzi, którzy tak właśnie chcą słuchać muzyki na co dzień, a może raczej tak właśnie ją przeżywać. Ten dźwięk może po prostu uzależnić. Sam, gdybym miał miejsce na drugi system, to bardzo poważnie rozważyłbym Rogersy LS 3/5. - niewiele kolumn, jakie słyszałem, potrafiło mi dać tak dużą przyjemność ze słuchania muzyki.

Wzmacniacz wart kolumn

Niemal nic nie napisałem o wzmacniaczu E40a, choć nie jest on głównym bohaterem tego testu, warto o nim wspomnieć. Jak pisałem wcześniej, to wzmacniacz lampowy. Bez szczególnego wysiłku radzi on sobie z napędzeniem testowanych monitorów o skuteczności na poziomie 8. dB (przy 11 Ω), które wprawdzie są niewielkie, ale obudowa zamknięta zwiększa jeszcze wymagania wobec wzmacniacza. Także podłączenie subwooferów nie zrobiło na nim wrażenia. Nie jest to typowo brzmiąca lampa – niewiele tu można znaleźć „lampowego” ciepła – to jeden z bardziej neutralnie brzmiących wzmacniaczy tego typu, jakie słyszałem. Zapewnia też dużą detaliczność i transparentność dźwięku, i w przeciwieństwie do wielu lampowców skraje pasma nie są tu jakoś szczególnie zaokrąglone czy wycofane. Słowem można by rzec, że bliżej temu wzmacniaczowi do niejednego tranzystora niż do stereotypowego wizerunku „lampy”.

Obraz
© (fot. Hi-Fi Choice and Home Cinema)

Warto wiedzieć

Raymond Cooke, który założył firmę KEF w 196. r., począwszy od czasu jego pracy w dziale inżynierii projektowej we wczesnych latach 50., był blisko związany z firmą BBC. We wczesnych latach 60. XX w. firma KEF podpisała umowę na licencjonowaną produkcję zaprojektowanego przez BBC monitora LS5/1A. W kolejnych latach produkowane były również modele LS5/2, LS3/4 i trójdrożny LS5/5, do którego KEF produkował również 12-calowe przetworniki niskotonowe i 8-calowe przetworniki średnich częstotliwości.

Początkowo wysiłki firmy KEF i jednostki badawczej firmy BBC w Kingwood Warren koncentrowały się na eksperymentowaniu z nowymi materiałami do membran i ramek. W połowie lat 60. firma BBC zaczęła prowadzić próby z tworzywami sztucznymi, czego wynikiem był trójdrożny stożek LS5/5 wykonany z Bextrenu. W 1967 r. firma KEF zaprezentowała model T27 - 19-milimetrową kopułkę wysokotonową z melinexową membraną, oraz model B110 - 110-milimetrowy przetwornik basów/średnich częstotliwości - pierwszy komercyjnie dostępny stożkowy przetwornik wykonany z Bextrenu. W 1970 r. powstał monitor, który miał być używany w wozach transmisyjnych BBC - był to 9-omowy, 5-litrowy model LS3/5 wykorzystujący oryginalne jednostki B110, T27 i filtr zwrotnicy FL6/16.

Mała partia tych systemów powstała wewnętrznie w BBC, a następnie została wysłana na testy terenowe, których sukces spowodował wygenerowanie zamówienia na bardzo dużą ilość. Zastosowane wcześniej przetworniki nie były już dostępne, stąd w 197. r. powstał kolejny projekt, nazwany LS 3/5, wykorzystujący nowsze wersje głośników KEF-a. System wszedł do produkcji wewnętrznej BBC, a licencje zostały zaproponowane komercyjnym firmom produkującym kolumny. W latach 1975–1983 firma Rogers wyprodukowała niemal 80 000 sztuk tych monitorów, a znaczne ilości były również produkowane przez firmy Spendor od roku 1982 i Harbeth od 1988 r. Kolejne licencje otrzymały firmy Chartwell, Goodmans, Audiomaster (K.J Leisuresound), RAM, Decca i kolejno Richard Allan oraz Stirling Broadcast. Firma KEF ostatecznie wycofała licencję w 1993 r. i wyprodukowała ok. 4000 własnych monitorów. Całkowita liczba wyprodukowanych modeli LS3/5A (pojedynczych - nie par) szacunkowo przekracza 100 000 sztuk.

Podsumowanie

Słuchając całego systemu Rogersa, miałem wrażenie, że każdy z elementów został stworzony głównie po to, by we współpracy z pozostałymi uzyskać konkretny charakter brzmienia. Wszystkie zalety i pomniejsze wady tych urządzeń komponują się w całość, której po prostu chce się słuchać. Przekaz jest niezwykle spójny, niemal jak z jednego głośnika szerokopasmowego, gładki i bardzo muzykalny. W zależności od wersji nieco bardziej lub nieco mniej eksponowana jest spora detaliczność, a w wersji XLR także i duża precyzja, z jaką pokazywane są wydarzenia nie tylko na pierwszym planie, ale i na dalszych. W komplecie z dedykowanymi subwooferami AB1 prezentacja staje się pełniejsza, bogatsza i to nie tylko na samym dole pasma, ale również na przełomie średnicy i basu, która to część pasma wydaje się bardziej nasycona. Najważniejszą cechą tych kolumn jest to, że słuchając ich, zapominamy szybko o ich istnieniu, system znika, a w pokoju zostaje czysta muzyka. Czegóż więcej możemy wymagać od systemu do odtwarzania muzyki? Od
takiego dźwięku można się po prostu uzależnić.

_ (Marek Dyba) _

WERDYKT
PLUSY: Niezwykła muzykalność i spójność brzmienia, cudowne, zmysłowe wokale
MINUSY: Brak najniższego basu
OGÓŁEM: Legendarne brzmienie, może nie dla wszystkich, ale ci, którzy kochają emocjonalną stronę muzyki, powinni pokochać również LS 3/5A

OCENA OGÓLNA HI-FI CHOICE
5

DETALE

PRODUKT
ROGERS LS 3/5. 65th i 60th Anniversary Edition

RODZAJ
Monitory

WAGA
10,5 kg/para

WYMIARY (SxWxG)
180x305x16. mm

NAJWAŻNIEJSZE CECHY
• Pasmo przenoszenia: 70Hz-20 kHz (+/-3dB)
• Skuteczność: 83 dB
• Nominalna impedancja: 11 Ω
•. Rekomendowana moc wzmacniacza: 30-80 W

CENA 6999 zł / 8999 zł

Źródło artykułu:Hi-Fi Choice & Home Cinema
Komentarze (14)