Test Huawei P9 - mistrz fotografii?

Test Huawei P9 - mistrz fotografii?

Test Huawei P9 - mistrz fotografii?
Źródło zdjęć: © Telepolis
08.07.2016 14:58, aktualizacja: 19.07.2016 10:40

Wobec modelu P9 miałem ogromne oczekiwania. Tutaj nie mogło być żadnej taryfy ulgowej. W końcu trzeci producent smartfonów na świecie musiał udowodnić, że jest w stanie zaprezentować urządzenie, które postawimy na równi z najsilniejszą konkurencją. Pierwsze benchmarki napawały optymizmem.

Flagowe smartfony Huawei z serii P towarzyszą mi już od 2013 roku i modelu Ascend P6. Pierwsze urządzenie miało masę wad, spowodowanych głównie przez ogromne problemy z przegrzewaniem się. P7 był już zdecydowanie lepszy, wydajniejszy, ładniejszy, ale z kolei strasznie niefortunnie wykonany z bardzo łatwo rysującego się szkła. Model P8 był jego idealnym rozwinięciem. Dużo lepiej, niemalże perfekcyjnie wykonany, wyraźnie wydajniejszy, z niespotykanym dotąd aparatem. W zasadzie miał wszystko, ale pomimo znikomych wad nie można było go stawiać na równi z ubiegłorocznymi flagowcami.

Przy P9 pierwsze benchmarki napawały optymizmem. Potem pojawiły się informacje o podwójnym aparacie stworzonym we współpracy z Leicą. Po pierwszych testach okazało się, że to jedne z najlepszych aparatów jakie trafiły do smartfonów. W końcu Huawei P9 trafił w moje ręce i... zobaczcie sami czy sprostał oczekiwaniom.

Obraz
© (fot. Telepolis)

Obudowa jak dzieło sztuki

Pierwsze zdjęcia, które pojawiły się po premierze P9 nie spowodowały u mnie "opadu szczęki". Dziwnie zaokrąglone krawędzie, paskudnie odseparowana od reszty część aparatu, dziura z czytnikiem linii papilarnych... _ P8 był ładniejszy _ - pomyślałem. Wszystko to zmieniło się po wzięciu smartfonu do ręki. Nie spotkałem osoby, która nie byłaby zachwycona wyglądem P9. Dziwnie zaokrąglone krawędzie okazały się idealnie dopieszczone i na swój sposób wyróżniają się na tle innych modeli, część z aparatem nie odstrasza, lecz przyciąga uwagę wyglądając naprawdę ciekawie, tylko czytnik linii papilarnych... ot dziura jak dziura. Zdecydowanie można by ten element lepiej wkomponować w obudowę.

Smartfon ma wymiary 145 x 70,9 x 7 mm i jest tym samym delikatnie węższy oraz grubszy od ubiegłorocznego modelu, zachowując przy tym identyczną masę 144 gramów. Konstrukcja jest bardzo dobrze wyważona i P9 sprawia wrażenie lekkiego, a dzięki zaokrąglonym krawędziom wydaje się optycznie mniejszy, co szczególnie chwali sobie żeńska część odbiorców. Zdecydowanie jest to najbardziej poręczny smartfon z górnej półki i nawet osoby z mniejszymi dłońmi bez problemu obsłużą go jedną ręką. Obudowa została zrobiona wręcz perfekcyjnie. Mamy tutaj jedną, zwartą, idealnie spasowaną i wyciętą bryłę wykonaną ze szkła i metalu, która jest lekka i delikatna, ale z drugiej strony wzbudza zaufanie swoją solidnością. Tym, czego nie widać na zdjęciach prasowych są bardzo cienkie, białe, poziomo biegnące pasy nad i pod wyświetlaczem oraz w części aparatu, co dodatkowo potęguje pozytywne wrażenie z odbioru konstrukcji.

Pomimo zachwytów nad obudową Huaweia P9, jest jedna rzecz, z którą Chińczycy po raz kolejny sobie nie poradzili. Jest nią szkło. Po dramatycznie rysującym się P7 oraz Honorze 6 miałem nadzieję, że problem ustąpił wraz z modelem P8. Niestety, tutaj ponownie powraca. Telefon noszę zawsze w przedniej kieszeni spodni, bez dodatkowych bonusów w postaci kluczy czy drobnych, a rysy na obudowie i co najgorsze, powierzchni chroniącej aparat, pojawiły się w zastraszającym tempie.

Ekran... bo nie samą rozdzielczością człowiek żyje

Wbrew panującym na rynku trendom, Huawei nie postawił w P9 na ekran o rozdzielczości QHD. Zamiast tego dostajemy _ zwykłe _ full HD (1920 x 1080 pikseli) wykonane w technologii IPS. Pomimo, wydawać by się mogło, niezbyt imponujących parametrów, to co widzimy na ekranie robi świetne wrażenie. Wyświetlacz jest bardzo jasny i czytelny w każdych warunkach. Oferuje praktycznie maksymalne kąty widzenia, żywe i nasycone kolory, zachowując przy tym biel, która nie wpada w kolor żółty. Ma także dobrą czerń. Wszystko to, w połączeniu z zaokrąglonym szkłem na przednim panelu, powoduje, że wyświetlane elementy robią wrażenie, jakby miałby zaraz wyskoczyć z ekranu.

Obraz
© (fot. Telepolis)

Szybko, później ciepło... i coraz wolniej

W swoich flagowych smartfonach Huawei konsekwentnie stawia na autorskie procesory i nie inaczej jest w przypadku modelu P9. Trafił do niego układ Kirin 955 z ośmiordzeniowym procesorem taktowanym zegarem 2,5 GHz, z grafiką Matli-T880 MP4, wspierany przez 3 GB pamięci RAM, a dla użytkownika przewidziano tutaj 32 GB pamięci, której w praktyce otrzymujemy ok 25 GB. Na wybranych rynkach dostępny jest też wariant urządzenia z 4 GB pamięci RAM i 64 GB pamięci wewnętrznej.

Na pierwszy rzut oka P9 działa bez najmniejszych zarzutów. Idealnie płynny interfejs, szybkie otwieranie stron internetowych, w końcu też flagowiec Huawei jest konkurencją dla innych producentów pod względem benchmarków. Oprócz tego, nie ma obecnie na Androidzie gry, z którą P9 by sobie nie poradził. A grać aż się chce, ponieważ bardzo dobry ekran dostarcza dużo pozytywnych wrażeń podczas zabawy.

Niestety, wyraźnie występuje tutaj zjawisko tzw. _ throttlingu _, czyli smartfon przesadnie nagrzewa się i żeby chronić wrażliwe na temperaturę podzespoły, takie jak akumulator, spowalnia rdzenie procesora. Tym samym, po dwóch generacjach serii P, Huawei cofnął się do modelu Ascend P6. Na szczęście nie mamy tutaj do czynienia z mobilnym piecykiem jak w tamtym przypadku, ale mimo wszystko różowo nie jest.

W zależności od tego, co aktualnie robimy, na pierwsze efekty przegrzewania musimy poczekać raz dłużej, a raz krócej. W przypadku bardziej wymagających gier jest to kwestia 10-15 minut, przy internecie 20-30 minut, podobnie jest z filmami. Smartfon wyraźnie traci swoją wydajność, gry zaczynają gubić klatki, a ekran przygasa. Android dla estetów

Huawei P9 pracuje pod kontrolą Androida w wersji 6.0 (EVA-L09C432B136), który został mocno zmodyfikowany przez nakładkę Emotion UI w wersji 4.1. Dzięki temu interfejs mocno różni się od tego, co prezentują produkty konkurencji. Jedną z największych zalet EMUI jest rozbudowana możliwość jego personalizacji. Ułatwia to cała masa dostępnych motywów, która powoduje, że osoby szukające możliwie najbardziej dopieszczonego wyglądu systemu mogą spędzić przy ich doborze bardzo dużo czasu.

Oprócz wyróżniającej się liczby dostępnych motywów, nakładka Huawei wyróżnia się brakiem standardowego Menu i wszystkie elementy są rozmieszczone na kolejnych pulpitach. W menu pozycji jest niewiele, ponieważ Chińczycy pozostali wierni panującej obecnie modzie na ograniczanie preinstalownych aplikacji do minimum. Ponadto, zostały one pogrupowane w foldery i np. wszystkie usługi Google'a mają wspólny katalog. W menu znajdziemy kilka bardzo przydatnych programów, takich jak pakiet WPS Office, latarka (dostępna z poziomu ekranu blokady) i wygodny menadżer plików.

Obraz
© (fot. Telepolis)

Nowe aplikacje telefoniczne

W nowej odsłonie Emotion UI aplikacja telefonu została oddzielona od wiadomości. Ta pierwsza składa się obecnie z trzech zakładek: dialera z funkcją smart dial i listą połączeń, listy kontaktów oraz ulubionych kontaktów. Wybierając dowolną osobę możemy przejrzeć historię wszystkich wykonywanych połączeń, z kolei jeśli daną pozycję przytrzymamy, to w prosty sposób możemy dodać ją do _ czarnej listy _. Blokowanie połączeń jest zupełnie anonimowe. Nie dostajemy żadnych powiadomień o połączeniach, a osoba dzwoniąca jest automatycznie rozłączana, bez żadnych komunikatów.

Metalowe konstrukcje smartfonów zawsze wzbudzają pewne obawy w kwestii zasięgu, ale w przypadku P9 śmiało mogę stwierdzić, że oferuje on najlepszy efekt spośród wszystkich smartfonów Huawei z jakimi się spotkałem. Sygnał jest silny i stabilny, bez względu na to, w którym miejscu obudowy trzymamy dłoń. Jakość rozmów ociera się o perfekcję i zarówno głośność, jak i ich dźwięk z powodzeniem można ocenić jako 9/10.

Klawiatura jest bardzo wygodna, ma oddzielone klawisze, sprawnie działającą autokorektę, możliwość pisania poprzez przesuwanie palcem i pisanie odręczne, a przy tym jest zwyczajnie bardzo ładna i miła dla oka. Wadą, z pewnością dla wielu osób wręcz ogromną, jest brak możliwości wysyłania _ emoji _ będących standardem dla klawiatury Google'a. Dostępnych jest tylko kilka własnych _ buziek _, ale jest ich niewiele i mogą nie być prawidłowo wyświetlane przez niektórych odbiorców ze smartfonami innych firm.

Zupełnym przeciwieństwem wizualnym Huawei Swype jest dość ascetycznie wyglądająca klawiatura Google'a. Nie należy ona zdecydowanie do najładniejszych, ale jest za to bardzo wygodna, no i w pełni obsługuje szeroki wachlarz wyżej wspomnianych _ emoji _. W praktyce połączone klawisze sprawdzają się bardzo dobrze i po raz pierwszy, głównie dzięki wyraźnej poprawie wygody Swype'a, w smartfonie Huaweia z duża przyjemnością korzystałem z obu opcji wprowadzania tekstu.

Łączność, internet, dualSIM

Pod względem zastosowanych typów łączności, P9 jest niemalże kompletny. Mamy tutaj łączność LTE kategorii 6, Wi-Fi (a/b/g/n/ac), Bluetooth 4.2, USB typu C, a do tego czytnik linii papilarnych i dwa gniazda na karty SIM. Do pełni szczęścia brakuje tylko NFC.

Przeglądanie internetu za pomocą P9 jest czynnością bardzo przyjemną, niestety do czasu. Szybkie LTE, bardzo dobry wyświetlacz i wydajne podzespoły - wszystko to powoduje, że witryny z jednej strony wczytują się bardzo szybko, są czytelne i bardzo ładnie się prezentują, ale z drugiej strony po pewnym czasie dopadnie nas wspomniany wcześniej _ throttling _. Głównie cierpi na tym obraz przez jego przyciemnianie, ale na szczęście spadek wydajności smartfonu nie odbija się negatywnie na szybkości wczytywania i przewijania stron.

Ogromnie, a przy okazji bardzo negatywnie, zaskoczyła mnie funkcja udostępniania treści przez Wi-Fi. W zasadzie obraz ze smartfonu na telewizor możemy wysłać tylko w przypadków filmów z aplikacji YouTube. Przy próbie udostępniania zdjęć z galerii zobaczymy komunikat, że jest to możliwe tylko dla innych urządzeń Huaweia. W odtwarzaczu muzyki, chociaż już od co najmniej dwóch lat jego wygląd i funkcjonalność pozostają bez zmian, również zabrakło opcji wysyłania dźwięku. Jest to ogromny krok wstecz, ponieważ takie możliwości dawał już model P7.

Obraz
© (fot. Jarosław Babraj, Wirtualna Polska)

DualSIM działa tutaj w najbardziej rozpowszechnionym trybie _ dual stand by _, czyli w momencie rozmawiania przez jedną kartę, druga jest wyłączona. Oba gniazda oferują pełną łączność w każdym trybie (2G, 3G, 4G), ale w przypadku dwóch kart musimy wybrać, która będzie miała dostęp do szybkiego internetu. Reszta opcji jest standardowa, czyli karty możemy dowolnie nazwać, przypisać do nich oddzielne dzwonki i ustawić dla nich stałe zadania (połączenia, wiadomości, internet) albo też przy każdej z czynności smartfon może nas zapytać, której karty chcemy użyć.

Czytnik linii papilarnych, jak bardzo bym na jego estetykę nie narzekał, w codziennym użytkowaniu spisuje się bardzo dobrze. To dopiero drugi smartfon z czytnikiem na tylnym panelu, z którego przyszło mi korzystać, ale szybko przyzwyczaiłem się do tego rozwiązania. Samemu działaniu tego elementu nie można nic zarzucić. Sprawdza się praktycznie za każdym razem. Nie trzeba kilkakrotnie dotykać jego powierzchni zanim wychwyci odcisk palca, ani też przesuwać po nim palcem w ustalony sposób, co było bolączką pierwszych telefonów z czytnikami linii papilarnych.

Muzyczne rozczarowanie

Pierwszym rozczarowaniem okazał się całkowity brak equalizera. Odtwarzacz, ten sam od ponad dwóch lat, nadal jest pozbawiony jakiegokolwiek korektora dźwięku. Oprócz tego, wygląd aplikacji też dobrze byłoby w końcu zmodyfikować, dodając choćby tak banalną funkcję jak zmianę utworów gestem przesunięcia palcem w bok ekranu (tak, cały czas trzeba to robić pojedynczym przyciskiem).

Dołączone do zestawu słuchawki, pomimo całej mojej sympatii do tego modelu, zdecydowanie nie potrafią się z P9 dogadać. Dźwięk jest koszmarnie płaski, piszczący i strasznie wwiercający się w ucho. Przy 3/4 skali głośności można to przetrzymać, ale im głośniej, tym zdecydowanie gorzej.

Co ciekawe, słuchawki grają zupełnie przyzwoicie, o ile tylko podłączymy je do jakiegokolwiek innego smartfonu. Niestety, dźwięk w P9 niewiele różni się tego, co przed rokiem oferował P8. Owszem, jest dobrej jakości, głośność jest odpowiednia, zakres dźwięków jest przyzwoity, bas jest miękki, nie jest przesadzony, ani też nie jest zbyt słabo słyszalny, tony wysokie ładnie brzmią, ale pod względem muzycznym, to zdecydowanie najsłabszy z tegorocznych flagowców... i to już kolejny rok z rzędu.

Głośnik zewnętrzny, zgodnie z panującą obecnie modą, został umieszczony na dolnej krawędzi tak... żebyśmy mogli go jak najdokładniej zakrywać podczas grania lub oglądania filmów. Mimo wszystko należy go pochwalić za całkiem przyzwoitą (jak na pojedynczy głośnik w smartfonie) jakość i przede wszystkim bardzo dobrą głośność.

#OO Aparat wisienką na torcie

Aparat z dwoma obiektywami to żadna nowość w świecie mobilnej fotografii. Huawei postanowił jednak pokazać, że rozwiązanie to ma nam do zaoferowania dużo więcej, niż widzieliśmy do tej pory. W końcu aparat miał być wiodącą cechą modelu P9 i powstał we współpracy z uznaną w świecie fotografii firmą Leica. Otrzymujemy dwa aparaty o rozdzielczości 12 Mpix (obiektywy F/2.2, 27mm), wyposażone w podwójną diodę doświetlającą oraz hybrydowy autofocus, bazujący na detekcji kontrastu, laserze i analizie przesunięcia obrazu z dwóch obiektywów. Patrząc jednak na samą specyfikację można odnieść mylne wrażenie, że Huawei zrobił krok wstecz. W końcu w modelu P8 mieliśmy matrycę RBGW i optyczną stabilizację obrazu, czego w P9 zabrakło.

Obraz
© (fot. Telepolis)

Tym razem Huawei zamiast dodatkowych pikseli, dał całą matrycę. Jeden z aparatów ma sensor pozbawiony filtru Bayera i dzięki temu rejestruje wyłącznie czarno-białe zdjęcia, ale z dostępem do trzykrotnie większej ilości światła. O ich niesamowitej dynamice tonalnej i świetnej pracy w trudnych warunkach oświetleniowych za chwilę. Warto natomiast już teraz wspomnieć, że gdy oba aparaty pracują w tym samym czasie możemy emulować używanie różnych przysłon. W zależności od wielkości otworu przysłony (w telefonach jest on z reguły stały), zmienia się głębia ostrości sceny. Huawei P9 pozwala wybrać punkt ostrości i w czasie rzeczywistym kontrolować ostrość pozostałych elementów. To nieoceniona funkcja przy robieniu portretów czy zdjęciach makro - ostrość jest jedynie na interesującym nas obiekcie, a tło rozmywa się w efektowny sposób. Co więcej, w każdym momencie możemy wrócić do już zrobionego zdjęcia i zmienić stopień rozmycia tła czy uczynić je ostrym w każdym punkcie.

Aplikację aparatu nasza redakcja oceniła jako zdecydowanie najwygodniejszą spośród zastosowanych w tegorocznych flagowcach. Jej obsługa jest bardzo intuicyjna i bardzo szybko można zapamiętać jak ją obsługiwać. Oprócz tego, na ekranie zawsze znajdziemy najważniejsze skróty dla każdego z trybów. Pomimo tego, że jestem zwolennikiem maksymalnego upraszczania aplikacji aparatu, tutaj ogrom dostępnych opcji w żaden sposób nie przeszkadzał. Oprócz trybów, które znajdziemy w większości topowych smartfonów, takich jak tryb poklatkowy, upiększanie portretów, panorama czy oddzielny tryb do dokumentów, P9 oferuje również tryb zdjęć czarno-białych korzystający z monochromatycznej matrycy i malowanie światłem.

Jakość wykonywanych zdjęć stoi na bardzo wysokim poziomie. Co prawda tegoroczny fotopojedynek na TELEPOLIS.PL pokazał, że P9 w niektórych aspektach nie jest liderem rynku, ale jednak nie umniejsza to jego bardzo dużym możliwościom.

Obraz
© (fot. Telepolis)

Drugi aparat, jak już wspominałem, rejestruje wyłącznie obraz czarno-biały. Wykonane w ten sposób zdjęcia, to zdecydowanie coś, czego jeszcze w smartfonach nie było. Fotografie mają niepowtarzalny klimat, a dodatkowo można w ten sposób wyeksponować szczegóły, których w kolorze nie bylibyśmy w stanie uchwycić. Szczególnie dobrze wychodzą zdjęcia robione delikatne pod światło, wszelkiego rodzaju elementy metalowe i połyskujące oraz robione w trudnych warunkach oświetleniowych.

Tryb malowania światłem i zdjęć nocnych, to elementy, które dały mi najwięcej zabawy podczas korzystania z modelu P8. Przyznam, że brak matrycy RBGW wzbudził u mnie delikatne obawy, czy aby na pewno w P9 wykonane w ten sposób zdjęcia nie będą gorszej jakości i czy uda się tutaj uzyskać tak samo dobry poziom doświetlenia. Jak się okazało, jest dużo lepiej niż przed rokiem. Amator nie powie, że zdjęcie zostało zrobione smartfonem, a i profesjonalny fotograf będzie musiał się zastanowić czy nie jest z lustrzanki.

Obraz
© (fot. Telepolis)

Tym, co jeszcze warto zauważyć w aparacie jest możliwość skutecznego wychwytywania wszelkiego rodzaju smug i rozbłysków światła. Odbijające się słońce na rozgrzanym asfalcie lub światła odbijające się w kałużach po deszczu są wyłapywane nieporównywalnie lepiej od każdego smartfonu, z którym miałem do tej pory do czynienia.

Oczywiście aparat nie jest bez wad i tutaj można przyczepić się do delikatnego zniekształcania geometrii twarzy podczas robienia selfie, braku automatycznego trybu HDR czy też sporadycznie pojawiającym się małym "kropkom" na obrazie (wewnętrzne odblaski optyki, które ujawniają się głównie przy silnym słońcu w stopniu nie większym niż u konkurentów), ale nie są to rzeczy, które w jakikolwiek sposób zabierają radość z robienia zdjęć.

W kwestii filmów P9 nie jest już tak mocny, jak w przypadku zdjęć. Nagraniom wideo, szczególnie na tle bardzo silnej konkurencji, brakuje szczegółów, na obrazie często pojawiają się widoczne szumy, które mocno nasilają się przy pogarszającym się oświetleniu. Pochwały należą się za dobre kolory i kontrast, a także za płynność i brak problemów z ostrością. Akumulator na dobę intensywnej pracy

Za zasilanie w Huaweiu P9 odpowiada litowo-jonowy akumulator o pojemności 3000 mAh. Bez problemu pozwala on na pełny dzień pracy z dwoma kartami SIM, przy 20-30 minutach rozmowy, 150-200 SMS-ach, godzinie muzyki na słuchawkach, godzinie gier i internetu oraz sporadycznych zabawach aparatem. Wszystko to przy maksymalnym podświetleniu ekranu, aktywnej synchronizacji poczty, pogody i komunikatora oraz bez dodatkowych opcji oszczędzania energii. Przy takim użytkowaniu wieczorem zostawało mi jeszcze co najmniej kilkanaście procent naładowania akumulatora. Przy aktywnej jednej karcie SIM i podobnym obciążeniu co wieczór zostawało około 30 proc. naładowania akumulatora. Warto też zaznaczyć, że mało który smartfon do tej pory pozwalał mi na tak długie udostępnianie internetu przez Wi-Fi. P9 bez problemu radził sobie z tym przez 6-8 godzin, schodząc przy tym do 20-30 proc. stanu naładowania.

Huawei chwali się funkcją szybkiego ładowania, jednak jego specjalna ładowarka (nieco większa i cięższa od standardowej) oferuje jedynie 10 W (natężenie 2 A przy napięciu 5 V). W ciągu 30 minut jesteśmy w stanie naładować za jej pomocą akumulator o 40 proc. U konkurentów zwykle dostajemy "szybsze" 15 W, a w przypadku Lenovo i modelu Moto X Force nawet 25 W.

Obraz
© (fot. Materiały prasowe)

Podsumowanie

Jak wielokrotnie zdarzyło mi się wspomnieć w trakcie pisania testu - oczekiwania wobec Huawei P9 były bardzo wysokie. Niestety, w wielu aspektach smartfon mnie mocno rozczarował. Zaczynając od rysującego się szkła, przez kompletny brak rozwoju w kwestii dźwięku, po niedopuszczalny (!) throtlling, który był tutaj jak nóż w serce.

Jednak mimo wad nie da się obok P9 przejść obojętnie i nadal potrafi on urzekać. Przede wszystkim bardzo dobrym ekranem, genialnym aparatem, nakładką systemową i możliwościami jej personalizacji, wysoką jakością rozmów oraz hipnotyzującą obudową, która pokazuje, że 5-calowy smartfon może być bardzo kompaktowy.

Wad nie jest tutaj dużo, ale są poważne i mają duży wpływ na końcową ocenę smartfonu. Tym modelem Huawei pokazał, że musi jeszcze trochę popracować nad swoim flagowym smartfonem, aby stawiać go na równi z konkurencyjnymi modelami. W tym roku zabrakło naprawdę niewiele. Pomimo wad, całkowicie subiektywnie podchodząc do tematu i tak chętnie sprawiłbym sobie własny egzemplarz P9 z nadzieją, że być może nadmierne nagrzewanie się smartfonu zostanie wyeliminowane aktualizacją oprogramowania, która wprowadzi jakieś poprawki do optymalizacji systemu. Dla tego ekranu, wyglądu i aparatu zdecydowanie warto. Szczególnie biorąc pod uwagę cenę urządzenia, zaczynającą się obecnie w okolicach 2100-2200 zł.

Moja ocena końcowa to 7/10.

Wady:

  • wyraźne zjawisko throtllingu (telefon zwalnia i ekran lekko przygasa by walczyć z temperaturą),
  • szklane elementy obudowy łatwo się rysują,
  • ograniczone możliwości Wi-Fi Direct,
  • brak nagrywania filmów w rozdzielczości 4K,
  • słaba jakość dźwięku na fabrycznych słuchawkach.

Zalety:

  • bardzo dobry, jasny wyświetlacz,
  • wykonanie i wymiary obudowy,
  • aparat,
  • mimo wszystko bardzo dobra wydajność,
  • wysoka jakość rozmów,
  • zadowalający czas pracy na 2 kartach SIM,
  • duża liczba dostępnych motywów.

Arkadiusz Dziermański

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (19)