Śmierć z probówki. Tajne laboratorium biologiczne przy granicy z Polską

Śmierć z probówki. Tajne laboratorium biologiczne przy granicy z Polską

Śmierć z probówki. Tajne laboratorium biologiczne przy granicy z Polską
Źródło zdjęć: © Ministerstwo Obrony Republiki Czeskiej, Army.cz | Ales Rybka
Łukasz Michalik
11.12.2020 16:21, aktualizacja: 12.12.2020 13:00

BSL-4. Skrót ten wygląda niewinnie, ale oznacza największe zagrożenie, jakie tylko można sobie wyobrazić. Większe od bomby atomowej, wojny czy terroryzmu. BSL-4 to pewna śmierć. Na świecie jest niewiele tak oznaczonych obiektów. Jeden z nich znajduje się tuż przy granicy z Polską.

Rosyjski agent wie, że umiera. Podłączony do kroplówki, nafaszerowany lekami, urywkami zdań z wysiłkiem rozmawia z obserwującymi go agentami FBI. Ci, zza bezpiecznej szyby, usiłują wyłowić z pojedynczych słów cenne informacje. Mimowolnie towarzyszą umierającemu wrogowi – a w tej chwili przede wszystkim cierpiącemu człowiekowi - w długiej i bolesnej agonii.

Powyższa scena pochodzi z serialu "The Americans", ukazującego działalność radzieckiej siatki szpiegowskiej w Stanach Zjednoczonych w latach 80. To tylko filmowa fikcja. Broń biologiczna fikcją jednak nie jest, podobnie jak przypadki rzadkich, potencjalnie morderczych chorób, czy możliwość pojawienia się nieznanych patogenów.

Co robić z próbkami najgroźniejszych bakterii? Gdzie trzymać wirusy niezbędne do opracowania szczepionek? Jak leczyć, albo przynajmniej izolować chorych, którzy po infekcji stali się żywą – jeszcze – a przy tym śmiertelnie groźną bronią biologiczną?

Wojskowy obiekt przy granicy z Polską

Odpowiedzią na te problemy są obiekty oznaczone symbolem BSL-4. To najwyższy z możliwych poziom zabezpieczeń. W teorii to bariera nie do pokonania, limes chroniący naszą cywilizację. Po jednej stronie śmierć, brak nadziei i cierpienie. Po drugiej, naszej, życie.

Jeden z obiektów BSL-4 znajduje się w Těchonínie. Większości z nas niewiele to mówi, ale rzut oka na mapę rozwiewa wątpliwości. To Czechy. Tuż przy polskiej granicy. W linii prostej kilkaset metrów, drogą trochę dalej – do przejścia granicznego Kamieńczyk-Mladkov Petrovičky.

Obraz
© Mapy Google

Sam Těchonín na pozór niczym się nie wyróżnia. Niewielka, górska wioska, będąca domem dla nieco ponad pół tysiąca ludzi. Przy jednej z odnóg wąskiej drogi znak zakazu wjazdu. W oddali widoczny parking, za nim niewysokie budynki, które można by uznać za niezbyt urodziwy, za to rozległy pensjonat.

Współczesny labirynt

Ale pensjonaty nie mają zazwyczaj potrójnych, pancernych szyb. Zazwyczaj nie mają też uzbrojonej ochrony i lądowiska dla śmigłowców na dachu. Ani hermetycznych śluz. A otwarciu drzwi nie towarzyszy syk zasysanego powietrza, wciąganego do środka z powodu panującego wewnątrz kompleksu podciśnienia.

Wedle starej legendy kreteński król Minos kazał zbudować Labirynt. Była to sieć korytarzy i komnat tak skomplikowana, by nie umieszczone w niej zagrożenie dla świata – Minotaur – nie mogło wydostać się na zewnątrz. Kompleks w Těchonínie to współczesny odpowiednik takiego labiryntu. Powstał po to, by zagrożenie, które się w nim znajdzie, pozostało w środku bez szans wydostania się.

Obraz
© Ministerstwo Obrony Republiki Czeskiej, Army.cz | Ales Rybka

Lista potencjalnych niebezpieczeństw jest bardzo długa i liczy dziesiątki pozycji. Znajdziemy wśród nich m.in. wąglika, różne rodzaje gorączek krwotocznych jak Lassa czy gorączka krymsko-kongijska, różne rodzaje ospy, końskie zapalenie mózgu czy chorobę lasu Kyasanur.

Těchoníńskie Centrum pamięta czasy Układu Warszawskiego. Zostało wzniesione z inicjatywy Związku Radzieckiego jako laboratorium, gdzie podczas Zimnej Wojny prowadzono badania nad bronią biologiczną. O znaczeniu ośrodka dobitnie świadczy fakt, że przed laty zgromadzono tam największą – poza ZSRR – bazę zabójczych patogenów. Próbki najgroźniejszych wirusów i bakterii przechowywano w Czechosłowacji, a później w Czechach, aż do lat 90.

Tajne laboratorium

Czesi, pod naciskiem Światowej Organizacji Zdrowia, postanowili pozbyć się niebezpiecznego depozytu i próbki zostały zniszczone. Pozostał kompleks budynków, mieszczący jedno z najlepiej zabezpieczonych laboratoriów na świecie, gdzie nadal badane są najgroźniejsze patogeny znane ludzkości. Jest tam także szpital dla tych, którzy za życia stanowią śmiertelne zagrożenie nie tylko dla swojego otoczenia, co dla całej populacji. Przylgnął do niego ponury, eksploatowany przez media przydomek "szpitala, z którego się nie wraca".

Obraz
© Ministerstwo Obrony Republiki Czeskiej, Army.cz | Jan Kouba

Przyszłość ośrodka przez kilka lat była niejasna, ale po 11 września 2001 roku strach przed bronią biologiczną powrócił. Ryzyko, że jacyś szaleńcy zastosują tanią i skuteczną broń masowego rażenia uznano za wystarczająco realne, aby zainwestować w remont i doposażenie Těchonína.

W rezultacie Czesi mają jeden z nielicznych w tej części świata obiektów, których poziom izolacji biologicznej klasyfikowany jest jako BSL-4. Inne – poza europejskimi – rozsiane są po całym świecie, m.in. w chińskim Wuhan.

Bariera dla wirusów i bakterii

BSL-4 to synonim całkowitego odizolowania. Ma gwarantować, że najbardziej groźne bakterie i wirusy świata nie wydostaną się na zewnątrz. BSL-4 ma także zastosowanie w przypadku tego, co nieznane – do ośrodków o takim standardzie trafiają m.in. próbki, pozyskane z pozaziemskich obiektów, przyniesione na Ziemię przez różne sondy.

Poziom BSL-4 wymaga, aby laboratorium i pomieszczenia dla chorych znajdowały się albo w oddzielnym budynku, albo w części większego gmachu całkowicie odizolowanej od reszty. Musi mieć niezależny, filtrowany obieg powietrza i własne generatory prądu, zapewniające pełną autonomię.

Część laboratoryjna musi być także utrzymywana w podciśnieniu. Chodzi o to, aby jakakolwiek hipotetyczna nieszczelność powodowała, że ruch powietrza nastąpi tylko w jedną stronę – do wnętrza obiektu. Restrykcyjne wymogi dotyczą także komunikacji i specjalistycznego przeszkolenia personelu.

Odrębną kwestię stanowi fizyczne bezpieczeństwo: od wzmocnionej konstrukcji elementów budynku, jak choćby okna, po kontrolę dostępu, uniemożliwiającą nieautoryzowane wtargnięcie.

Procedury bezpieczeństwa

Szczególna jest także procedura wejścia i opuszczania części laboratoryjnej. Droga wiedzie przez szereg pomieszczeń. W pierwszym pracownik rozbiera się do naga, bierze pierwszy prysznic i zakłada pełny strój chirurgiczny. Po przejściu do kolejnego pomieszczenia ubiera hermetyczny skafander. W nim – w przeciwieństwie do budynku - utrzymywane jest nadciśnienie, co ma chronić użytkownika w razie jakiegoś wypadku, powodującego nieszczelność.

Kolejnym etapem jest odkażający, wielominutowy prysznic, po którym można wejść do strefy laboratoryjnej. Zazwyczaj – choć nie jest to regułą – tylko w towarzystwie, bo procedury zakładają zakaz samotnego przebywania w niebezpiecznej strefie.

Powrót do normalnego świata oznacza pokonanie tej samej drogi w odwrotnej kolejności. W praktyce tak długa i złożona procedura wejścia oznacza, że leżący wewnątrz pacjent w razie nagłego pogorszenia stanu zdrowia nie otrzyma natychmiastowej pomocy. Będzie musiał czekać na nią przez długie jak wieczność minuty, choć specjalistyczny personel będzie tuż obok, za szybą.

Sekcja zamiast operacji

Centrum Ochrony Biologicznej w Těchonínie może przyjąć na raz kilku pacjentów, zakażonych dowolnym patogenem. 4 izolatki to w praktyce odcięte od świata akwaria, z własnym obiegiem powietrza, wody i zamkniętym systemem gospodarowania odpadami.

Těchoníńskie Centrum to w pełni wyposażony szpital, w którym znajduje się m.in. sala operacyjna. Czeskie media nieco złośliwie zauważają, że jej przeznaczeniem jest raczej robienie sekcji, jednak nie sposób przecenić zalet takiego ośrodka. Jedną z nich jest bezpieczeństwo: chodzi o to, że w przypadku pacjenta ze szczególnie niebezpieczną chorobą, można go skutecznie odizolować i leczyć, bez narażania personelu medycznego z mniej wyspecjalizowanych ośrodków.

Poza izolatkami w obiekcie znajduje się także przestrzeń dla objętych kwarantanną, gdzie może przebywać do 30 osób. Jej standardowymi lokatorami są powracający z misji zagranicznych czescy żołnierze.

Polska bez własnego BSL-4

Tym, co budziło i nadal budzi spore kontrowersje, nie jest – wbrew pozorom – zagrożenie związane z mikrobami. Kontrowersyjny jest koszt działania ośrodka, w którym część specjalistycznego wyposażenia to sprzęt jednorazowy, który po użyciu musi zostać zutylizowany.

Pomimo tego Czesi – po odwołaniu planów zamknięcia lub sprzedania – postanowili nadal utrzymywać Centrum Ochrony Biologicznej w Těchonínie. Obecnie – poza podstawową funkcją szpitala i laboratorium – ośrodek pełni również rolę centrum szkoleniowego, gdzie szkoli się czeskie wojsko, w tym jednostki obrony terytorialnej. Pacjentami Centrum, na mocy podpisanego porozumienia, mogą być także polscy żołnierze.

W Polsce najwyższym dostępnym poziomem izolacji jest BSL-3. Spełniające jego wymogi laboratoria znajdziemy w Krakowie, Warszawie i Puławach. W 2008 roku szef inspektoratu wojskowej służby zdrowia wystąpił do ministra obrony narodowej z wnioskiem, by puławski wojskowy Ośrodek Diagnostyki i Zwalczania Zagrożeń Biologicznych podnieść do poziomu czwartego. Inwestycja, której koszt szacowano na 55 mln zł, do tej pory nie doczekała się realizacji.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (108)