Roboty zabierają pracę. Na pierwszy ogień idą sprzątacze
06.12.2018 16:02, aktual.: 12.12.2018 09:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Największy pracodawca USA – Walmart – niedługo będzie mógł "uwolnić" pracowników od obowiązków czyszczenia podłóg. Ludzi zastąpią testowane właśnie roboty sprzątające.
Myśl o tym, że już nigdy nie będziemy musieli sprzątać, jest marzeniem większości z nas. No chyba, że pracujemy właśnie jako osoba sprzątająca. W takim wypadku widmo pół-autonomicznych robotów, które sprzątają szybciej, lepiej i taniej od ludzi jest koszmarem, bo grozi utratą pracy.
Roboty kosztują mniej niż ludzie
Walmart zatrudnia w Stanach Zjednoczonych 2,2 mln ludzi, co czyni go największym pracodawcą w USA. Gigant sprzedażowy znany też jest z tego, że bardziej niż o swoich pracowników dba o minimalizację kosztów. Washington Post pisze, że tysiące pracowników Walmarta otrzymuje bony żywieniowe, które rząd USA wydaje najuboższym. Z punktu widzenia Walmarta wizja przerzucenia części obowiązków z ludzi na roboty, jest więc naturalnym rozwojem firmy. Dla pracowników ten "naturalny rozwój" oznacza utratę pracy.
Sam Walmart mówi, że pracownicy, którzy zostaną "uwolnieni' od sprzątania podłóg, będą delegowani do innych, ważniejszych zadań. Jednak łatwo sobie wyobrazić, że gdy "ważniejsze zadania" się skończą, a "uwolnionych" pracowników będzie przybywać, to pracodawca będzie ciął koszty związane z ich zatrudnieniem.
Koszty maleją, jakość rośnie
Za postępującą robotyzacją w biznesie stoi nie tylko chęć ograniczenia kosztów. Według raportu Deloitte najważniejszymi priorytetami są: zwiększenie produktywności, poprawa jakości obsługi klientów i zapewnienie automatyzacji na dużą skalę.
Przyszłość, w której roboty pozbawią ludzi pracy, nie jest już tylko wymysłem powieści science-fiction. Trend ten trwa już zresztą od lat i pokazuje, jak faktycznie wygląda walka ludzi z maszynami. Nie jest to wizja znana z "Terminatora", w której mordercze maszyny występują przeciwko swoim twórcom. To ludzie okazują się stroną agresywną, a ich pierwszymi ofiarami okazały się… czujniki zapełnienia koszy na śmieci.
- Okazało się, że dzięki czujnikom zapełnienia koszy, śmieciarze musieli opróżniać je rzadziej – mówi Miko Hypponen, szef rozwoju w F-Secure. – Ale ponieważ śmieciarze mieli płacone od wyjazdów, to zaczęli niszczyć czujniki, które pośrednio pozbawiały ich zarobku.
Producentem robotów, które niebawem zaczną jeździć po sklepach Walmarta jest amerykańska firma Brain Corp. Nie jest ona jednak ewenementem, firmy zajmujące się autonomicznymi robotami działają też w Polsce. Jest to np. krakowska firma Astor, start-up studentów Politechniki Warszawskiej Intellibot Robotics czy firma WObit z Dęborzyc.
- Pierwsze wprowadzane w Polsce rozwiązania są określane jako wózki AGV (automated guided vehicles) - mówi w rozmowie z WP Tech Piotr Buryło z portalu automatyka.pl - Pojazdy AGV poruszają się po ustalonych trasach, prowadzone są po liniach lub pasach magnetycznych. Napotykając przeszkody potrafią zatrzymać się i poczekać, unikając kolizji.
- Bardziej uniwersalne urządzenia mogą pracować, bazując na wcześniej zmapowanej przestrzeni zakładu i systemie nawigacji laserowej - kontynuuje Buryło. - Określane są często jako autonomiczne roboty mobilne AMR (automated mobile robots). Nie wymagają zewnętrznych systemów prowadzenia, a w przypadku przeszkód mogą samodzielnie znaleźć inną drogę. Do tego dochodzi oczywiście możliwość integracji z systemami zarządzania produkcją, zasobami przedsiębiorstwa i łańcuchem dostaw. Komercyjne rozwiązania w tym zakresie na polskim rynku oferuje między innymi firma WObit oraz firma Astor.
W Polsce z tego typu robotów najchętniej korzysta branża motoryzacyjna. Coraz chętniej po te rozwiązania sięgają też branże elektroniczna, meblarska, magazynowa i FMCG (towarów szybkiej rotacji jak np żywność czy kosmetyki). W Wałbrzychu z robotów WObit korzysta Zakład Toyota Motor Manufacturing Poland, a roboty MiR firmy Astor dostarczają surowce w procesie produkcji pasty do zębów.
Postępująca robotyzacja i automatyzacja procesów jest nieunikniona. Statystyki pokazują, że zastępowania ludzi robotami jest po prostu bardziej opłacalne. Na pierwszej linii ognia, do odstrzału, znajdują się zawody żmudne, powtarzalne, w niebezpiecznych warunkach i wymagające precyzji, np.: transport i logistyka (operatorzy wózków widłowych, komplementowanie zamówień w centrach logistycznych, sprzątanie czy wystawianie towaru na półki). Zagrożeni mogą się też czuć pracownicy fabryk i zakładów przemysłowych. Linie produkcyjne niebawem w całości będą obsadzać roboty. Jak się zatem przygotować do nadciągającej rewolucji w robotyzacji pracy?
- Faktem jest, że w pokoleniu obecnych 40-50 latków zawód średnio zmienia się 2-3 razy w życiu - komentuje Piotr Buryło z portalu automatyka.pl.- Wchodzące na rynek pracy pokolenia muszą stać się znacznie bardziej elastyczne, gdyż rozwój przyspiesza i dotyczy to każdej dziedziny życia – wymagając też szybkiej zawodowej adaptacji. Szczególnie warto rozwijać kompetencje w zakresie zawodów kreatywnych, w szczególności inżynierii.
- Z drugiej strony, człowiek zawsze będzie przeważał nad maszyną, póki będzie dało się ją wyłączyć przyciskiem „OFF”. Warto na pewno rozwijać w sobie te atrybuty, które związane są ściśle z człowieczeństwem: empatię, autorefleksję, umiejętność współpracy w różnorodnym środowisku. Te umiejętności będą przydatne nie tylko w życiu prywatnym, a są coraz bardziej cenione także na rynku pracy - dodaje Buryło.