Przepych aż razi w oczy. Oto największe, najdroższe, najbardziej luksusowe jachty na świecie
08.07.2017 | aktual.: 08.07.2017 15:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Te jednostki to prawdziwe dzieła sztuki. Zadziwiające, jak na pokładzie "zwykłego" jachtu można zmieścić bogactwa i technologie, które nie śniły się zwykłemu Kowalskiemu. W tej galerii zobaczycie jedne z największych, najdroższych i najodważniejszych pływających jachtów. Wśród nich pływająca tropikalna wyspa z wulkaniczną plażą czy jacht, który za pomocą jednego przycisku jest w stanie zamienić się w łódź podwodną. Gdyby tego było mało, zobaczycie także łodzie, które są w stanie rozświetlić taflę wody czy są wyposażone w laserowe systemy obrony (np. przeciwko... paparazii). Niektóre z nich to opancerzone bastylie, chronione lepiej niż niejedna rezydencja. Na pokładzie tych łodzi "luksus" odmienia się przez wszystkie przypadki. Zobaczcie jedne z największych, najdroższych, najbardziej luksusowych i ekstrawaganckich jachtów na świecie!
Te jednostki to prawdziwe dzieła sztuki. Zadziwiające, jak na pokładzie "zwykłego" jachtu można zmieścić bogactwa i technologie, które nie śniły się zwykłemu Kowalskiemu. W tej galerii zobaczycie jedne z największych, najdroższych i najodważniejszych konstrukcyjnie jachtów. Wśród nich pływająca tropikalna wyspa z wulkaniczną plażą czy jacht, który za pomocą jednego przycisku jest w stanie zamienić się w łódź podwodną. Gdyby tego było mało, zobaczycie także łodzie, które mogą rozświetlić taflę wody lub są wyposażone w laserowe systemy obrony (np. przeciwko paparazii). Niektóre z nich to opancerzone bastylie, chronione lepiej niż niejedna rezydencja. Na pokładzie tych łodzi słowo luksus odmienia się przez wszystkie przypadki.
Zobaczcie jedne z największych, najdroższych, najbardziej luksusowych i ekstrawaganckich jachtów na świecie!
Eclipse - laserowy system ochrony przed... paparazzi
Jeden z najdroższych i najbardziej interesujących jachtów na świecie należy do rosyjskiego magnata naftowego (i od 2003 roku właściciela klubu Chelsea F. C.) Romana Abramowicza. Dziewięciopokładowa jednostka została nazwana Eclipse (ang. zaćmienie) i pewnie nie jest to przypadek. Ten jacht może śmiało przyćmić swoim przepychem i technologiami inne konstrukcje.
Abramowicz na swoim pływającym pałacu-twierdzy ma do dyspozycji trzy helikoptery, którymi mogliby dostać się na pokład goście. Do swojej dyspozycji mieliby oni 24 kabiny wyposażone dziełami sztuki zakupionymi z myślą urozmaicenia ścian tej konkretnej jednostki. Przy maksymalnym obłożeniu, Eclipse obsługuje 70 członków załogi, których obowiązkiem jest - na przykład - podawanie ręczników czy drinków osobom kąpiącym się w jednym z dwóch basenów. Jeden z nich ma długość aż 16 metrów (i po spuszczeniu wody może służyć jako parkiet do tańczenia). Jednostka posiada rozsuwany dach, przez który Abramowicz ze swoją partnerką mogą podziwiać zachód słońca czy gwieździste niebo.
Abramowicz nie lubi paparazzi, o czym doskonale świadczą zastosowane na pokładzie jednostki zabezpieczenia. Słyszeliście kiedyś o systemie tzw. laserowej ochrony przed paparazzi? Nie, bynajmniej nikt nie będzie używał z pokładu Eclipse broni laserowej, żeby pozbyć się męczących i uciążliwych miłośników plotek i skandali. Prywatność Abramowiczowi zapewnia od jakiegoś czasu system wykrywania czujników światłoczułych (CCD). Działanie polega na wykryciu takiego czujnika (znajduje się on m.in. w aparatach fotograficznych) i wysłaniu w jego stronę skupionej wiązki światła. Ta niszczy zdjęcia. Na szczęście oligarcha pomyślał o przypadkowych turystach i swoich przyjaciołach, którzy znajdują się w pobliżu lub chcieliby sobie po prostu wykonać pamiątkowe zdjęcie, w związku z czym tarcza laserowa ma być uruchamiana dopiero po zlokalizowaniu fotoreporterów.
Eclipse - prawdziwa pływająca twierdza
Łódź posiada kuloodporne szyby. Gdyby tego było mało, jacht wyposażono również w... rakietowy system obronny. W przypadku ewentualnej "napaści" na jednostkę, Roman pewnie uciekałby pod wodę. I to nie w stroju płetwonurka, a będącą na wyposażeniu jachtu łodzią podwodną.
Eclipse powstał w prestiżowej stoczni Blohom + Voss w Hamburgu. Zaćmienie ma ok. 167 metrów długości.
Ile Roman Abramowicz musiał zapłacić za Eclipse? Tutaj źródła podają bardzo różne dane. Szacuje się, że jednostka warta była 450 mln do 1,2 mld dolarów - przyjmijmy więc średnią cenę 825 mln dolarów.
Moonstone - świetlny spektakl pod gwiazdami
Moonstone jest jeszcze w fazie projektu i czeka na swojego pierwszego kupca. Jeśli taki się znajdzie, ta "łajba" będzie prawdopodobnie jedną z najbardziej zjawiskowych, jakie zobaczymy na morskich wodach.
Wykonana z aluminium jednostka ma mieć długość prawie 300 stóp, czyli ok. 90-95 metrów (należący do Abramowicza Eclipse jest dłuższy o ok. 60 metrów), 27 metrów wysokości całkowitej i 15 metrów szerokości. Według pomysłodawców, jej wygląd będzie się charakteryzował przede wszystkim "hipnotyzującym pięknem". Moonstone (z ang. kamień księżycowy) ma rozwijać prędkość - według producenta - 18,5 węzła, dzięki dwóm silnikom MTU 20V4000 M73L (3 600 kW). Ale to nie dlatego Moonstone będzie zwracać naszą uwagę. Otóż kadłub zostanie wyłożony trzystoma białymi trójkątami oświetlanymi diodami LED. Do czego miałyby one służyć?
Oświetlane na zmianę będą dawać niezły pokaz nocą. Szczególnie zachwycający może być widok odbijających się od tafli wody refleksów migoczącego kadłuba. Jak twierdzi _ Oceanco _ (firma zajmująca się budowaniem "pływających pałaców"), właściciel jachtu będzie mógł - dzięki dedykowanej aplikacji na smartfonie - ustawiać własne sekwencje świetlnego pokazu.
Kadłub może bez przerwy świecić przez trzy godziny. Energię dostarczają mu panele słoneczne zamontowane na dachu. Mało tego, na pokładzie mają znaleźć się także i takie panele, które będą wyświetlać - załóżmy - zarejestrowany w czasie rzeczywistym obraz, przedstawiający niebo nad jachtem. Byłoby to możliwe dzięki szeregowi szerokokątnych kamer zainstalowanych wokół łodzi. Mogłoby to być rozsiane gwiazdami nocne niebo, wschód czy zachód słońca.
Moonstone - piękno za nieznaną cenę
_ Światło posiada siłę, która pozwala wyjść z codziennego biegu i hałasu, pozwala wprowadzić człowieka do świata stabilnego, spokojnego i pełnego zadumy _ - tak twierdzą projektanci.
Na pokładzie świetlnego jachtu mogłoby znajdować się jednocześnie 12 pasażerów i aż 29 członków załogi. Ci mieliby do dyspozycji np. basen, siłownię, kino i spa, znajdujące się na pokładzie Moonstone. Warto zaznaczyć, że także ściany basenu mają posiadać swoje własne oświetlenie.
Dodajmy jeszcze, że na pokładzie znajdzie się też lądowisko dla helikopterów, które miałoby być zlokalizowane na dziobie, a wnętrze Moonstone'a byłoby urządzone w sposób modułowy. Projektantom przyświeca wizja rearanżacji wyposażenia zgodnie z życzeniem właściciela. Pracownia nie podaje póki co kwoty, jaką należałoby sobie zarezerwować na taki luksus.
Kolejna "droga zabawka" w rękach Melniczenki
Jeden z najbogatszych ludzi na świecie, rosyjski przedsiębiorca Andrej Melniczenko, postanowił kupić sobie drugi jacht. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na jego zakup przeznaczył 400 milionów dolarów (około 1,5 mld złotych). W zamian otrzymał jedną z największych na świecie, bardzo luksusowych jednostek.
Osiem pięter, podwodny pokład obserwacyjny i maszty wysokie na ponad 90 metrów - tak podróżują możni tego świata.
Łódź mierzy 143 metry długości, a jej trzy maszty są wyższe niż londyński Big Ben. Uzyskały one także tytuł najwyższej wolnostojącej jednostki zbudowanej z włókna węglowego. Dla porównania, długość największego samolotu pasażerskiego - Airbusa A380 - wynosi "zaledwie" 73 metry. Aby dorównać rozmiarom jachtu, można też zaparkować jeden za drugim 8 przegubowych autobusów miejskich Solaris Urbino 18.
Jacht to także jedno z największych osiągnięć technologicznych inżynierii morskiej. Sam pokład przeznaczony do obserwacji toni wykorzystuje jeden z największych na świecie pojedynczych i jednocześnie wykrzywionych kawałków szkła. Mierzy on 58 metrów kwadratowych i waży niespełna dwie tony. Pasażerowie mogą z podwodnego pokładu podziwiać wszystko to, co dzieje się w otoczeniu jednostki. Kadłub to nowatorskie połączenie stali oraz włókien węglowych, co zapewnia lekkość konstrukcji przy jednoczesnej wysokiej odporności na uszkodzenia. Zamontowane w kadłubie okna są kuloodporne, a za bezpieczeństwo pasażerów odpowiada między innymi 40 kamer monitoringu.
Technologiczne pływające cudo Melniczenki
Załoga tego kolosa liczyć będzie aż 54 osoby, ale liczba gości, którą można przyjąć na pokład to zaledwie 20 osób. Zadaniem obsługi będzie raczej opieka nad wypoczywającymi na jachcie osobami niż sterowanie jednostką. Jacht został wyposażony bowiem w najnowsze zdobycze techniki i jego obsługa jest możliwa poprzez dotykowy panel sterujący. Zdalnie będzie można stawiać i opuszczać żagle, a także sterować ich pracą - wystarczy przeciągnięcie palcem po specjalnej, dotykowej tafli szkła.
Największy z żagli ma powierzchnię ponad 1700 m kw., a łączna powierzchnia wszystkich trzech, sięga wymiarów boiska sportowego. Nie zabrakło tak oczywistego dla bogatych ludzi wyposażenia, jakim jest lądowisko dla helikopterów.
Dodatkowy napęd jednostki stanowią dwa silniki diesla i dwa silniki elektryczne. Mają one pozwolić na rozpędzenie się do maksymalnej prędkości 21 węzłów (około 38 km/h). Zasięg jachtu to ponad 5300 mil morskich, czyli około 9800 km.
Midori - minimalny gigant
Sunreef Supreme 68 (nazwany Midori - co oznacza kolor zielony) może nie jest największym albo najdroższym jachtem, ale zasługuje na uwagę z zupełnie innego względu.
Jest to pierwsza w historii przemysłu stoczniowego jednostka, która osiągnęła tzw. powierzchnię użytkową bliską 300 m kw. przy długości tylko 21 metrów. Taka przestrzeń spotykana była dotychczas tylko na jachtach o długości powyżej 24 metrów.
Wnętrze Midori to właściwie luksusowy apartament, który może z powodzeniem żeglować w każdej części globu. Główny salon jachtu - o powierzchni 65 m kw. - otwiera się szeroko na kokpit, a boczne, przeszklone drzwi, powiększają jego przestrzeń. W przedniej części znajduje się imponująca kuchnia, rozciągająca się na całą szerokość pomieszczenia, w której centrum umiejscowiono blat. Pod blatem ukryto lodówki, chłodziarki do wina, zamrażarkę oraz kostkarkę do lodu. Schowki oraz wyposażenie kuchenne kryją się za dyskretnymi czarnymi panelami, zdobiącymi całą strefę jadalną. Główny blat sąsiaduje z dużym stołem, przy którym zasiąść może ośmiu gości. Obok znajduje się strefa wypoczynkowa.
Midori - jak zmieścić apartament na minimalnym metrażu?
W kadłubach Midori znajdują się trzy kabiny gościnne oraz strefa armatora. Wszystkie kabiny posiadają liczne schowki, wysuwane telewizory, dyskretnie wkomponowane nagłośnienie oraz prywatne łazienki wyłożone kwarcowymi płytami i wyposażone w liczne akcesoria. Strefa właścicielska zawiera ponadto obszerną garderobę, biurko, opuszczany z sufitu ekran oraz powiększoną, luksusową łazienkę.
Na pokładzie górnym (słonecznym), jacht posiada część relaksacyjną o powierzchni prawie 65 m kw. Obok eleganckich kanap, stołu jadalnego oraz baru, na _ flybridge _ umieszczono także imponującą zewnętrzną sterówkę. Przedni, otwarty taras jachtu, wyposażono w jacuzzi oraz szerokie materace. Jacht posiada także garaż rufowy, który pomieści zarówno ponton, jet ski jak i inne sprzęty do zabawy na morzu. Drzwi garażu po otwarciu zrównują się z tylnymi platformami jachtu, które wspólnie tworzą kolejne alternatywne miejsce do wypoczynku. To pierwsze tego typu rozwiązanie zastosowane na katamaranie o długości mniejszej niż 70 stóp.
Migaloo - jacht, który zamienia się w łódź podwodną
Świat dóbr luksusowych rządzi się własnymi prawami. Możni tego świata są w stanie wydać niemal każde pieniądze na to, aby podkreślić swój status albo zdobyć coś, czego nie ma jeszcze nikt inny. To właśnie dlatego rynek luksusowych samochodów, jachtów i nieruchomości ma się świetnie.
Projektanci i inżynierowie z biura Migaloo Private Submersible Yachts pokazali światu swój najnowszy projekt - jacht, który zamienia się w łódź podwodną. Migaloo jest, przynajmniej w teorii, dwupoziomowym jachtem, wyposażonym we wszystko, co można sobie tylko wymarzyć. Jest zatem basen, lądowisko dla helikopterów, kino, biblioteka, otwarty taras słoneczny, pokłady kąpielowe, miejsca do przewożenia łódek i skuterów wodnych czy osiem wyjątkowo luksusowych kabin pasażerskich. Łódź może się także otwierać w kilku miejscach, tworząc tym samym dodatkową przestrzeń. Dla komfortu pasażerów i gości przewidziano także windy. Najbardziej niesamowite jest jednak to, że dosłownie za naciśnięciem jednego przycisku można przekształcić jacht w prawdziwą łódź podwodną. I to nie byle jaką, bo wyposażoną w ogromne szklane okna, pozwalające podziwiać morską toń.
Australijscy konstruktorzy twierdzą, że ich produkt spełnia wszystkie normy bezpieczeństwa, ze szczególnym uwzględnieniem tych, które stosowane są przez amerykańską marynarkę wojenną. Może to tylko przypadek, ale projekt łodzi ma wymiary identyczne jak jeden z okrętów US Navy klasy Virginia. Maksymalne zanurzenie, jakie ma osiągać Milagoo to około 240 metrów.
Migaloo - "mówisz i masz", ale za ogromne pieniądze
Firma w swoich folderach reklamowych bardzo mocno eksponuje aspekty prywatności i bezpieczeństwa. Podkreśla się przy tym fakt, że obecnie ciężko zapewnić bezpieczeństwo superjachtów, a rosnące zagrożenie ze strony terrorystów i piratów to kolejny argument za tym, aby móc zniknąć pod powierzchnią wody i oddalić się w nieznanym kierunku. Do tego dochodzi możliwość szybkiej i skutecznej ucieczki przed ciekawskimi paparazzi.
Migaloo będzie występował w kilku odmianach dopasowanych rozmiarami do mniej i bardziej zamożnych miliarderów. Najmniejsza wersja mierzyć będzie 72 metry długości, jednak największa z nich to już kadłub o długości 283 metrów - to mniej więcej tyle, ile mierzą statki Baltimax, czyli takie, które są w stanie swobodnie przepłynąć przez cieśniny duńskie (nie bierzemy tu pod uwagę szerokości i zanurzenia). Załogę ma stanowić 16 osób, a liczba gości możliwych do zabrania w rejs, waha się od 24 do 36 w najmniejszej wersji. Wydaje się to niewielką liczbą przy takich rozmiarach jednostki, jednak pamiętajmy, że wszyscy oni podróżować będą w iście królewskich warunkach, w ogromnych sypialniach i salonach.
Już podstawowy model oszałamia swoją ceną. Aby wejść w posiadanie najmniejszej z opisywanych łodzi trzeba przygotować 2,3 mld dolarów amerykańskich, czyli niespełna 9 miliardów złotych. Dla porównania koszt wszystkich składów pociągu Pendolino jeżdżących w Polsce to 2 miliardy złotych. Do tego dochodzi koszt utrzymania. Aby sterować łodzią podwodną takich rozmiarów należy mieć stosowne uprawnienia, które nie są wcale łatwe i tanie do zdobycia. Do tego doliczyć trzeba oczywiście cenę paliwa i bieżącego utrzymania, które rosną wraz z wielkością jednostki i stopniem jej skomplikowania.
Dla wyjątkowo ekstrawaganckich klientów producent przewidział możliwość zakupu w pakiecie sztucznej wyspy, którą można przycumować niczym platformę wiertniczą w dowolnym rejonie świata. Tutaj jednak nie podano nawet ceny.
Pływająca "tropical island"
Tropikalna wyspa - piaszczyste plaże, palmy, czysta błękitna woda, bungalow i koktajle z widokiem na górujący nad wszystkim wulkan. A wszystko to na jachcie. Brzmi kosmicznie i niepoważnie? Ten ekstrawagancki projekt jeszcze nie ma swojej ceny, jednak dzięki nieszablonowemu pomysłowi wzbudza ogromne emocje.
Tropical Island Project to wizja jachtu, mającego pomieścić (tylko lub aż) dziesięć osób i zapewnić im klimat tropikalnych wysp i wrażeń towarzyszących wypoczynkowi w takim właśnie otoczeniu. Twórcy wizji, brytyjska firma Yacht Island Design, stworzyła projekt wyspy-jachtu głównie w celu wprowadzenia na rynek łodzi, która będzie się wyróżniała czymś więcej niż samym wyglądem czy silnikiem. Odważnie wkracza w obszar, od którego inni projektanci wolą stronić. Według Roba McPhersona z YID, hit oceanów będzie idealną odskocznią dla bogacza, który ma już dosyć basenu w swojej rezydencji i potrzebuje czegoś więcej. Wówczas ma właśnie skorzystać z możliwości wypłynięcia w morze na swojej własnej, prywatnej wyspie w towarzystwie wybranych dziewięciu osób, podziwiając palmy, wulkan i bezkres oceanu.
Niebywały projekt zakłada stworzenie jachtu, sprawiającego wrażenie wulkanicznej wyspy inspirowanej tropikami Karaibów, Oceanem Indyjskim czy Polinezją. Główny, górny pokład ma mieć długość 90 metrów i zawierać plażę z palmami i domkami typowymi właśnie dla Polinezji, wodospad zasilający basen-ocean oraz drinkbar. Zwieńczeniem pokładu ma być wysoka góra wulkaniczna. Dolny pokład to typowy luksusowy wycieczkowiec - biblioteka, siłownia, spa, salon gier i apartamenty. Dla większego złudzenia podróży na wakacje, na pokład dostaniemy się również helikopterem, bowiem przewidziano też przestrzeń na lądowisko.
Tropikalna wyspa na jachcie to nie jedyny tak odważny pomysł projektantów
To nie wszystko. Aby podziwiać ocean lub (te prawdziwe) wyspy, w zależności od upodobania i lokalizacji jachtu, mamy możliwość "rozłożenia" się na platformie znajdującej się bezpośrednio na tafli wody, leżąc na leżaku. Współtowarzysze w tym czasie mogą spędzać czas na skuterach wodnych, które możemy przycumować do tejże platformy.
Prywatna mobilna plaża osiągnie prędkość 15 węzłów. Autor projektu nie zdradza ceny, jaką należałoby zapłacić za taką wygodę. Wiadomo natomiast, że każda jednostka będzie wykonywana na indywidualne zlecenie klienta. Nie jest to pierwszy tak ekstrawagancki pomysł brytyjskiej firmy. Już za jedyne 1,1 miliarda dolarów możemy zakupić sobie pływające Monako! Na łodzi o długości 155 metrów zagramy w kasynie, odbędziemy przejażdżkę na torze wyścigowym lub wypoczniemy przy szklanej fontannie w ogrodzie znajdującym się na dachu.