Prawdziwa "Fabryka Marzeń". Miejsce, gdzie narodziło się Lego
Na ile sposobów można ułożyć sześć identycznych klocków Lego? Ponad 900 milionów. Nieskończone niemal możliwości tworzenia są zresztą głównym przekazem, jaki pozostanie w mojej głowie po wizycie w mateczniku duńskiej firmy. Zwłaszcza, że obok słynnego Legolandu było coś jeszcze ciekawszego
Billund to miejscowość, a właściwie mieścina, w której mieszka niewiele ponad 6000 mieszkańców. Ale znajdujace się tam lotnisko obsłużyło w samym lipcu tego roku ponad 400 tysięcy osób. Liczba ta jest porównywalna do krakowskich Balic. Tam przewinęło się wtedy ponad 600 tysięcy pasażerów. Ale mówimy o mieście, która ma około 150 razy więcej mieszkańców.
Motorem napędowym tej imponującej statystyki jest oczywiście Legoland, który w tym roku obchodzi swoje 50. urodziny. Wizyta w tym wielku parku rozrywki pozostaje nieustannie od lat marzeniem kolejnych pokoleń dzieci. Od roku czynna jest jeszcze jedna, duża atrakcja, która zrobiła na mnie nawet większe wrażenie. To Lego House, idealny mariaż współczesnej technologii z designem klocka 4x2, który nie zmienił się od kilku dekad.
Młode lata na nowo
Lego House to miejsce, w którym czujesz się, jakbyś znowu miał kilka lat, w telewizji leciało "Idź na całość", a twoim zmartwieniem było, czy zdążyłeś na całość blok bajek Disneya w sobotę na "Jedynce". Jest naszpikowane jednocześnie prostymi, ale skutecznie poszerzającymi zabawę konceptami. Pomimo dość oczywistego faktu, że wśród gości znajduje się sporo dzieci, przewodnik sam podkreśla, że klocki są dla ludzi w każdym wieku. Jeśli ich nie lubisz, nie będziesz się tu dobrze bawił. Pytanie tylko, czy takie osoby w ogóle istnieją.
Każda z sekcji ma swój własny kolor, dopasowana jest do rodzaju klocków, jaki się tam znajduje. W pierwszym można stworzyć swój własny statek lub samolot. Baseny z klockami (zarówno tradycyjnymi, jak i Duplo) przyprawiają swoimi rozmiarami o zawrót głowy. Klocki są w bardzo dobrym stanie, dostępna jest cała gama kształtów i kolorów. To jedna z tych rzeczy, którą wizualizujemy sobie w dziecięcych marzeniach, a które gdzieś po drodze zeszły na boczny tor. Tylko grzeczność hamowała mnie przed zanurzeniem podobnym do tego, które Sknerus McKwacz uskuteczniał w swoim pełnym monet skarbcu.
Każda z kolejnych sekcji dotyczy innego zagadnienia związanego z klockami. W jednej buduje się własne ludziki, w drugiej zwierzątka, w kolejnej zaś można połączyć swoje kreacje z wirtualną rzeczywistością. Po wybudowaniu własnej ryby (która może być rybą tylko w naszej wyobraźni, kształt pełni drugorzędne znaczenie), umieściłem ją w przegródce, gdzie program skanuje jej kształt i przerabia na cyfrową wersję. Później dodałem jej wybrany przez siebie kształt oczu i minę, by zaraz trafiła do dużego, wirtualnego akwarium. Tam żyje własnym życiem, wchodząc w interakcje z innymi rybami bądź uciekając przed oskryptowanymi wydarzeniami, jak pojawiający się z głębin oceanu rekin. Przyjemnie widzieć, że nasze kreacje ożywają również poza naszą wyobraźnią.
Kolejnym ciekawym elementem była zabawa na "lodzie". Cudzysłów jest tu niezbędny, bo na wielkiej planszy wyświetlono sztuczną taflę, a dzieciaki kierowały pojazdami, których zadaniem było rozbicie zmrożonej wody. Sęk w tym, że to pojazdy były ułożone z klocków Lego, sterowanych specjalnymi panelami. Nowoczesna zabawa pełną gębą.
Zabawa na miarę XXI wieku
Oprócz naszej skromnej, kilkunastoosobowej grupy, do Lego House zaproszono blisko 270 dzieci. Wspominam o tym z prostej przyczyny - wysoka frekwencja przypomniała mi o pewnej zmianie w sposobie, w jaki dzieci się bawią, a jaki wskazuje sama firma.
Raport Grupy Lego przedstawia pokoleniową zmianę w modelach zabawy i obawy, które się z tą zmianą wiążą. 88 proc. rodziców jest zaniepokojonych bezpieczeństwem w internecie, a 72 proc. obawia się, że technologia sprawia, że dzieci są mniej zdolne do samodzielnego myślenia. Jednak wyniki badań Lego ujawniają, że następne pokolenie uczy nas wszystkich, że jest inaczej.
Dzieci są pionierami określenia dla nowego typu współczesnej zabawy (Fluid Play) - łączącą rzeczywiste, wyobrażone i wirtualne doświadczenia w naturalny dla nich sposób. Dla dzieci to po prostu zabawa.
Raport "LEGO Play Well Report" pokazuje, że większy udział zabawy w cyfrowym świecie nie odbywa się kosztem bardziej tradycyjnej wspólnej zabawy. 81 proc. dzieci woli bawić się z rodzicami niż samemu, a 72 proc. wolą bawić się z przyjaciółmi w tym samym pokoju niż online. Rodzice na szczęście przyjmują podobny sposób myślenia. 59 proc. wierzy, że technologia może zbliżyć do siebie rodzinę, a 77 proc. uznaje, że zabawa w cyfrowym świecie może być kreatywna.
- Podczas gdy wielu rodziców uważa, że preferencje ich dzieci do cyfrowej zabawy stają na przeszkodzie temu, co uważają za lepsze, czyli bardziej tradycyjnej zabawy, prawda jest jednak taka, że te dwa typy zabawy wcale nie muszą się wykluczać. Współczesne dzieci, bardziej niż poprzednie pokolenia, widzą świat cyfrowy i rzeczywisty jako jedną, dużą, połączoną ze sobą przestrzeń do zabawy. Aby jak najlepiej wykorzystać czas na wspólną zabawę, rodzice również muszą przyjąć ten sposób myślenia – komentuje wyniki raportu Dr Elena Hoicka, starszy wykładowca na wydziale Psychologii w Edukacji na Uniwersytecie w Bristolu.
Lego House jest właśnie idealnym mariażem między tym co nowe (AR, projektory), a klockiem, który obchodzi swoje 60 urodziny.
Ostatnia część wycieczki dotyczy wspomnianej na samym początku liczby kombinacji sześciu klocków. Podchodząc do jednego za automatów i przybliżając swoją opaskę, otrzymujemy kartę ze specjalnie wylosowaną dla nas, unikalną kombinacją. Mając ich do dyspozycji niemal miliard, trudno zresztą oczekiwać, by się powtórzyło. Co ciekawe, obok stanowisk z "loterią" postawiono wielką wtryskarkę, która produkuje wspomniane klocki, przesuwa je do maszyny sortującej a na końcu pakownika. Każdy gość otrzymuje woreczek sześciu klocków, które może ułożyć zgodnie ze wzorem otrzymanym na karcie. Albo i nie i może zbudować z niej cokolwiek zechce. Możliwości się nie wyczerpią, bo jak powiedział przewodnik, ostatnia kombinacja zostanie wylosowana za jakieś trzy tysiące lat. Zatem czasu jest sporo.
Z dodatkowych smaczków, bardzo ciekawie wypada również lokalny bufet. "Obsługiwany" przez roboty z Lego, nie składamy zamówień jak w tradycyjnych restauracjach. Siadając, bierzemy zestaw klocków, z których każdy odpowiada za inny składnik obiadu – czerwony płaski za wieprzowinę, niebieski długi za puree, czarny krótki za cebulę i tak dalej. Po ułożeniu naszego zamówienia, wkładamy je do specjalnej maszyny umieszczonej przy stoliku, która rozczytuje, co chcemy zamówić. Po chwili dwaj szefowie kuchni wypluwają wielki klocek Lego, który podaje nam ludzka obsługa. W środku, zamiast plastiku, znajduje się nasze zamówienie. Proste, ale bardzo efektowne i spójne z całą koncepcją.
Samotność wśród dzieci
Lego House ciekawie kontrastuje z oddalonym o kilka minut Legolandem. Obchodzący swoje 50-lecie park rozrywki jawi się może nie jako skansen, ale skarbnica rozrywki w stylu retro. Podzielony na kilkanaście różnorodnych elementów tematycznych, raczy nas tym, czym raczono osoby będące w wieku naszych rodziców. Dalej wielkie wrażenie robi park miniatur – pietyzm wykonania tradycyjnych budynków z okresu Rokoko, czy wieżowiec Burj Khalifa w skali 1:150 robi niesamowite wrażenie. Podobnie jak modele odtwarzające najważniejsze momenty z uniwersum "Gwiezdnych Wojen" – Sokół Millenium w wersji klockowej będzie widokiem, który absolutnie nigdy mi się nie znudzi.
Jednak bez akompaniamentu rodziny i dzieci Legoland nie jest miejscem, gdzie samotny dorosły (jak ja) będzie się dobrze bawić. Owszem, mamy do dyspozycji sporo kolejek, pociągów, łódek, nawet utrzymanych w stylu westernu canoe, ale to wszystko bardzo uładzone, delikatne atrakcje. Na które wejdzie z kilkulatkiem bez obaw o jego zdrowie. Wielbiciele adrenaliny mogą na nią liczyć tylko przy projekcji "Lego Przygody" w kinie wewnątrz parku. A takie rozrywki jak przechodzenie pod laserami czy ćwiczenie refleksu przez wbijanie odpowiednich punktów stają się krępujące, kiedy pozostali uczestniczy są połowy twojego wzrostu. Nie mogłem się w pełni wyluzować, widząc że poza innymi dziennikarzami, dorośli zajmowali się głównie tym, by ich dzieciaki nie wpadły do którejś ze sztucznych rzek. Mi pozostało tylko usiąść na ławce i kontemplować pływające po stałej jak skała trasie misternie zbudowane łódki, na których klockowi pasażerowie docierali z jednego miniaturowego miasta do drugiego.
Cała wycieczka udowadnia jedną rzecz – można przejść przez kryzys, wymyślając się na nowo. Tak jak Lego obawiało się nowego wieku i dominacji komputerów, tak pogodzenie się z nimi i symbioza w celu stworzenia nowych doświadczeń była najlepszą decyzją. Zamiast osłabić wyobraźnię, poszerzono doświadczenia, które jeszcze bardziej zachęcają do tego, by eksperymentować z klockami.