O fanatyku wędkarstwa wiedzą już wszyscy. Ale pasty mają znacznie dłuższą historię i ciekawą przyszłość
"No i ja się pytam człowieku dumny ty jesteś z siebie zdajesz sobie sprawę z tego co robisz?masz ty wogóle rozum i godnośc człowieka?" (pisownia oryg.) – tak zaczyna się jedna z najbardziej znanych past polskiego internetu. Po premierze filmu "Fanatyk" historyjki z sieci przeżywają swoje pięć minut sławy. Czy tak wygląda literatura XXI w., czy raczej pasty są jedynie czymś w rodzaju współczesnego folkloru?
03.01.2018 | aktual.: 07.01.2018 13:25
Pasta albo z czym to się je?
Początki past, jakie znamy, sięgają jeszcze końca poprzedniego stulecia. Wszystko za sprawą Larry’ego Tesslera. Ten inżynier komputerowy i naukowiec pracujący dla Yahoo, Amazona czy Apple, jest uznawany za pioniera opcji "kopiuj-wklej". To wygodne narzędzie do przeklejania wiadomości dalej jest jedną z najważniejszych i najbardziej intuicyjnych opcji, z jakiej można skorzystać podczas obsługi komputera. Przy okazji stała się również podwaliną do stworzenia past.
A konkretnie copypast. Ten termin pojawił się w okolicach 2006 roku. W polskim języku to dosłownie "kopiuj-wklejka". W zachodnim internecie były to po prostu językowe i tekstowe memy, które przeklejano na forach dyskusyjnych. Według serwisu Know Your Meme, copypasty nosiły nawet znamiona spamu – pojawiały się bowiem bez zgody odbiorcy i mogły doprowadzić do "zalania" dyskusji kolejnymi przeklejeniami.
W 2010 roku pojawiła się wariacja na temat copypasty, czyli greentext. Sporą popularność zyskał przede wszystkim na forach obrazkowych pokroju 4chana. Nazwa wzięła się od kodu, który zamieniał kolor tekstu ze standardowej czerni na zielony. Przedstawione historie były odpowiednio ubarwionymi anegdotami z życia anonimowych autorów i pisane od znaku ">". Charakterystyczny był ich lapidarny styl, ktory narzucał jak najkrótsze zdania.
Trudno oceniać ich prawdziwość, bo publikujący posługiwali się zazwyczaj absurdalnym, surrealistycznym i czarnym humorem. Krótkie historie opowiadały o trudnym życiu anonimowych pisarzy, którzy zmagali się z łatką "przegrywów" i siedzących całą dobę w sieci "piwniczaków". Abstrahując od słuszności tego podejścia, pasty były sposobem odreagowania na to, co działo się w niekiedy ponurej rzeczywistości doby internetu.
Do masowej świadomości, przynajmniej w Polsce, pasta zaczęła przebijać się, kiedy ogłoszono rozpoczęcie prac nad "Fanatykiem". Ekranizacja pasty z okolic 2012 roku wzbudziła zainteresowanie przede wszystkim grupy osób, które co nieco o nich słyszały lub czytały. Ba, przełożyło się to nawet na wzrost liczby zapytań w Google, choć termin ten dalej przegrywa ze swoim odpowiednikiem służącym do czyszczenia zębów.
Skoro historia Anona oraz jego starego, fanatyka wędkarstwa, doczekała się ekranizacji, to czy można już mówić o paście w kontekście dzieła literackiego? "Stary, ten tekst jest dla polskiego internetu tym, czy Mickiewicz dla naszej literatury" – usłyszał od znajomych twórca ekranizacji, Michał Tylka, kiedy podzielił się pomysłem na adaptację tej historii. Autor, Malcolm XD (jeden z niewielu twórców past wymieniany przynajmniej z pseudonimu), wieszczem sieciowego pokolenia? Zapytałem dr Magdalenę Kamińska z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, która zajmuje się między innymi badaniem kultury internetowej, jak można postrzegać pasty.
– Można powiedzieć, że to jest jakaś forma literacka, ale bliżej jej do folkloru niż beletrystyki. Pasta zazwyczaj nie posiada autora. Często to dzieło wielu osób, bo jedna wrzuca pastę, a reszta pisze co zmienić, co poprawić – tłumaczy Kamińska. – Do tego ma wąską formułę na przykład greentext, który jest nieprzekazywalny w innym medium lub wykorzystywanie specyficznego języka jak XD. Nawet na papierze wyglądałaby sztucznie. Ale tak naprawdę pasta nie jest niczym nowym. To po prostu opowiadanie, które trafia do innego medium – mówi.
Kategoryzacja past jest również obiektem dyskusji autorów oraz czytających. Na jednej z największych grup, gdzie te historie są publikowane, można przeczytać posty, których autorzy próbują z mniejszym lub większym sukcesem wymienić cech charakterystyczne gatunku (?), tak jak na poniższym zrzucie ekranu.
Nie każdemu jednak podoba się próba klasyfikowania past. Niektórzy internauci podobne próby uważają za bezzasadne, traktując pasty jako byt literacki bez ram i ustalonego kanonu. Chodzi po prostu o to, żeby napisać "XD" lub "bezbek" (nieśmieszne – przyp. red.) po jej przeczytaniu. Spór o pasty trwa nadal.
Co jednak o tym gatunku sądzi Michał Tylka? Zapytany przez WP Tech reżyser "Fanatyka" opowiada o własnej perspektywie.
– Myślę, że w jakiś sposób pasta jest gatunkiem literackim, choć dopiero rozwijającym się. Warto też zauważyć, że zadomowiła się w świadomości internautów i jest traktowana z przymrużeniem oka, choć nie powinna być. Jest to zjawisko o coraz większym zasięgu i temu nie da się zaprzeczyć – mówi Tylka. – Pasty pokazują też, jak bardzo przyśpieszyło nasze życie. Łatwiej w końcu przeczytać jedną historię, niż 400-stronicową książkę. Tak samo jest z popularnością memów. Mamy mniej czasu, więc być może pasty stają się jakąś literacką opowieścią, która staje się formą rozrywki. Niektóre kojarzą mi się nawet z poezją. Mogą być nowelą, utworem, nawet formą felietonu. Charakteryzuje je też ograniczenie ilościowe, streszczenie jakiejś dłuższej formy. Adekwatnym słowem byłoby dla mnie opowieść – dodaje.
"Wielka księga past 2008-2018"
Czy jest sens drukować pasty? Zdaniem Tylki nie, bo zmniejsza się tylko liczba drzew na świecie. Skoro jednak drukuje się posty z Facebooka, to doczekamy się antologii past, uważa twórca filmu "Fanatyk". Trzeba jednak poruszyć kwestię praw autorskich – w końcu na drukowanych pastach nie zarobią ich autorzy, a ktoś musiał pierwszy daną pastę napisać. Niezależnie od jego stosunku, zamiana czegoś w produkt zmienia optykę. Nawet jeśli pierwotny zamiarem była tylko "beka", podkreśla Tylka.
– Popularność past może sprawić, że twórcy będą podchodzić w bardziej świadomy sposób do tego, co napisali. Podczas moich poszukiwań autorów past doszedłem do wniosku, że wiele znanych napisała jedna osoba. To świadczy o tym, że autorstwo jest ważne. Dlatego nie zrobiłem "Fanatyka" bez Malcolma XD. To by nie było ani szczere, ani uczciwe – wyjaśnia filmowiec.
Podobnego zdania, jeśli chodzi o zamiany tekstu cyfrowego na drukowany, jest Kamińska.
– W pewnym sensie plagą jest "drukowanie internetu" Pisarze, którzy publikują swoje statusy w formie dziennika, czy niemal obowiązkowa książka podpisana nazwiskiem blogera czy YouTubera. Mam nadzieję, że nie dojdzie do sytuacji, że na półkach księgarni będzie można znaleźć "Wielką księgę past 2008-2018". Szkoda drzew, a internet to zupełnie inny sposób odbioru niż wydawnictwa – powtarza argument Tylki. – Jednak teraz wydanie jej lub zrobienie z pasty filmu, jest postrzegana jako nobilitacja dla twórcy. Mam wrażenie, że twórcy internetowi mają jakiś kompleks niższości, stąd parcie na wydawanie swoich dzieł i spotkania autorskie w Empiku – uważa.
Czy pasta jest zatem gatunkiem literackim? Najlepszą odpowiedzią na chwilę obecną będzie "jeden rabin powie tak, a inny powie nie". Dopiero pojawienie się ich w twardej lub miękkiej oprawie rozwieje wątpliwości. Albo doleje oliwy do ognia w sporze o kondycję polskiej kultury.