Naukowcy mogli odkryć, skąd biorą się asteroidy. Są szczątkami "prastarych światów"
04.07.2018 13:14, aktual.: 04.07.2018 13:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przez lata asteroidy, a szczególnie pas planetoid uważaliśmy za resztki materii formującej planety. Kawałki, które nigdy nie osiągnęły rozmiarów planety, wirują wokół Słońca. Pojawiła się nowa teoria, czym są i skąd pochodzą.
Według ostatnich badań, opublikowanych w poniedziałek w Nature Astronomy, asteroidy były kawałkami prastarych światów. Większość obiektów z tej półmilionowej grupy może być odłamkami z zaledwie pięciu ciał niebieskich zwanych planetozymalami.
Co jest dziwne w tej teorii, pochodzenie asteroid z pięciu różnych źródeł sugerowałoby, że musiało dojść do jakiegoś zderzenia, czy wybuchu. Tylko w takim przypadku obiekty mogły zmniejszyć się do tak niewielkich rozmiarów. Również orbity tych zniszczonych "praświatów" świadczą, że obiekty zderzają się ze sobą i rozpadają się na mniejsze odłamki. Trwa już ponad 4 miliardy lat i potrwa jeszcze bardzo długo.
Autorami badania byli astronauci z Florida State University, pod kierownictwem Stanleya Dermotta. Jak sami twierdzą, wcale nie poszukiwali informacji o formowaniu się Układu Słonecznego i pasa planetoid. Naukowcy przyglądali się dynamice obiektów w wewnętrznej części pasa asteroid. Poszukiwali odpowiedzi na pytanie w jaki sposób dochodzi do opuszczenia planetoid z pasa.
Dermott zaczął przyglądać się obiektom NEO, czyli bliskim Ziemi. Zauważył powtarzający się schemat w wielu większych asteroidach. Ich orbity były podobnie przechylone w stosunku do reszty Układu Słonecznego. We wcześniejszych badaniach, inni naukowcy już stwierdzili, że większość (ok. 85 proc.) asteroid w naszym układzie należy do pięciu rodzin.
To dało naukowcom do myślenia. Stwierdzili, że pasuje to do innych obserwacji dotyczących pasa asteroid. Finalnie powstała sugestia, że asteroidy były w rzeczywistości fragmentami większych ciał.
Zobacz także
Źródło: Washington Post