Narodowy program odstraszania. Umocnienia Tarczy Wschód widać z satelity
Tarcza Wschód przestaje być jedynie ambitnym planem, a zabezpieczenia granicy Polski są już widoczne w kosmosu. Choć zdjęcia satelitarne pokazują tylko krótkie odcinki nadgranicznych umocnień, o ich ocenę – na podstawie wojennych doświadczeń – pokusili się Ukraińcy.
W maju 2024 roku premier Donald Tusk ogłosił Narodowy plan bezpieczeństwa "Tarcza Wschód". Inicjatywa będąca odpowiedzią na rosnące zagrożenie ze strony Rosji zakładała wzmocnienie wschodniej granicy kraju poprzez budowę przeszkód inżynieryjnych, schronów dla wojsk, sieci zagłuszarek antydronowych, systemu elektronicznego dozoru granicy, a także możliwie szerokie wykorzystania przeszkód naturalnych.
Wszystko to miało stworzyć spójny system chroniący wschodnią granicę zarówno kraju, jak również NATO i Unii Europejskiej. Choć politycy odwoływali się do tej inicjatywy, a wojsko informowało o pracach koncepcyjnych i testach różnych rozwiązań, i organizowało pokazy dla mediów, Tarcza Wschód przez długi czas nie materializowała się w postaci konkretnych zabezpieczeń granicy.
Polska ma czego szukać w kosmosie
Zwłaszcza, że – choć fizyczne przeszkody stanowią tylko jeden z jej elementów – to właśnie z nimi jest powszechnie kojarzona. Nowe fotografie terenów nadgranicznych dowodzą jednak, że po kilkunastu miesiącach od zapowiedzi deklaracje zostały przekute w konkretne działania. Budowa tarczy ruszyła, a czego efekty są widoczne na zdjęciach satelitarnych, które zostały zebrane w jednym z wątków na platformie X.
Choć MON nie chwali się prowadzonymi pracami, ich widoczne efekty stały się przedmiotem dyskusji i analiz – ocenę polskich zabezpieczeń przedstawił m.in. ukraiński serwis Militarny (ukr. Militarnyj), odwołując się przy tym do doświadczeń z czteroletnich walk z Rosjanami.
Co widać z góry?
Na zdjęciach satelitarnych, opisanych jako fotografie polskich umocnień przygranicznych, rozpoznano trzy niewielkie odcinki wzdłuż granicy Polski z Obwodem Królewieckim – rosyjską eksklawą oddzieloną od Białorusi ok. 70-km odcinkiem granicy polsko-litewskiej.
Z góry widać m.in. rowy przeciwczołgowe, szeregi "zębów smoka" (betonowych ostrosłupów utrudniających poruszanie się pojazdów) czy linie okopów. Można przypuszczać, że w sytuacji zagrożenia będą one osłonięte również polami minowymi – zwłaszcza, że Polska rozwija sprzęt potrzebny do zdalnego minowania.
Choć zabezpieczenia te przypominają umocnienia, stosowane przez obie strony w czasie walk w Ukrainie, ciągłe, rozległe, doskonale widoczne z góry linie okopów wydają się jednak nie uwzględniać doświadczeń z okresu, gdy Rosjanie i Ukraińcy zaczęli na wielką skalę stosować bezzałogowce.
W rezultacie ukraiński front nie jest dziś ciągłą linią umocnień, ale systemem rozproszonych punktów oporu (tzw. oporników) – jak najlepiej ukrytych, niewidocznych z góry, a jednocześnie możliwie niewielkich, by nie stanowić celu dla artylerii czy lotnictwa.
Plan neutralizacji Obwodu Królewieckiego
Nie można przy tym wykluczyć, że prace prowadzone na kierunku królewieckim, drugorzędnym z punktu widzenia skali zagrożenia, są prowadzone celowo tak, aby były widoczne, lub mają na celu dalszą weryfikację, tym razem w praktyce, założeń związanych z budową Tarczy Wschód. W przypadku ewentualnej wojny z Rosją Obwód Królewiecki ma bowiem zostać w bardzo krótkim czasie zajęty przez siły NATO, co usunie zagrożenie z tego kierunku.
O gotowych planach zajęcia Królewca poinformował jeszcze w lipcu 2025 r., w odpowiedzi na rosyjskie prowokacje, gen. Christopher T. Donahue, dowódca Sił Lądowych USA w Europie i Afryce (USAREUR-AF).
Rosja stwarza poważne zagrożenie, ale mamy przygotowane zdolności operacyjne, które pozwolą nam sobie z nim poradzić. NATO będzie mogło zetrzeć [Królewiec] z powierzchni ziemi w niesłychanym tempie - szybciej, niż kiedykolwiek wcześniej mogliśmy to zrobić.
Mit Linii Maginota
Wśród głosów krytycznie oceniających sens budowy w Polsce nadgranicznych umocnień, których koszt jest szacowany na ponad 10 mld zł, pojawiają się także historyczne odniesienia do Linii Maginota. Ta francuska linia fortyfikacji z czasów II wojny światowej, stała się synonimem kosztownych wysiłków, dających jedynie złudne poczucie bezpieczeństwa.
Tymczasem Linia Maginota spełniła swoje zadanie: na większości swojej długości nie została sforsowana, a jej załoga kapitulowała nie z powodu pokonania przez przeciwnika, ale na rozkaz, wynikający z kapitulacji Francji.
Współczesnym potwierdzeniem skuteczności umocnień – nawet budowanych w pośpiechu – jest wojna w Ukrainie, gdzie ukraińska kontrofensywa w 2023 roku załamała się podczas nieudanych prób forsowania rosyjskiej linii obrony, znanej pod nazwą linii Surowikina.
Obecność umocnień zniechęca do ataku
Także Rosjanie w Donbasie w niektórych miejscach ufortyfikowanych zawczasu przez Ukraińców nie zdołali przesunąć frontu od ponad 11 lat – bo walki rozpoczęły się tam jeszcze w roku 2014. Różnego rodzaju umocnienia spełniają swoją rolę nie tylko, gdy zablokują uderzenie przeciwnika, ale również, gdy samą swoją obecnością powstrzymują go od ataku.
Dlatego budowę linii umocnień wzdłuż granicy z Rosją prowadzi także Litwa, Estonia i Finlandia. Granicę zabezpiecza również Łotwa, która – obok wznoszenia fizycznych zapór – znalazła nietypowy sposób na rosyjskie czołgi. Jest nim rekultywacja miejsc wydobycia torfu, zmieniająca nadgraniczne tereny w nieprzejezdne dla ciężkiego sprzętu bagna.
W takim kontekście zasadne wydaje się jednak przytoczenie ukraińskiej opinii na temat tempa, w jakim Polska stara się wzmocnić ochronę granicy. Jak zauważa redakcja serwisu Militarny, choć niebawem miną cztery lata od rozpoczęcia przez Rosję pełnoskalowego ataku na swojego sąsiada, wschodnia granica Polski jest obecnie dostosowana do powstrzymywania migrantów, a nie rosyjskiego uderzenia.