Najprostszy i bardzo skuteczny atak w sieci. Wystarczy "kilka złotych" by napsuć komuś krwi

Wchodzisz do sklepu, ale jest tam taki tłum i ścisk, że nie możesz sięgnąć ręką choćby po portfel w kieszeni. Ba – nie możesz nawet o krok się obrócić, z trudem oddychasz. Takie rzeczy – w sieci – dzieją się non stop. Ataki DDoS to "doskonały" sposób na czasowe sparaliżowanie każdej działalności w internecie.

Najprostszy i bardzo skuteczny atak w sieci. Wystarczy "kilka złotych" by napsuć komuś krwi
Źródło zdjęć: © Digital Attack Map

16.12.2019 | aktual.: 16.12.2019 12:32

Powyższy opis jest niedokładny. Bo po pierwsze trzeba dodać, że cały ten tłum wcale nie przyszedł czegoś kupić. Są po to, by zajmować miejsce. Po drugie do sklepu chcą wejść kolejne setki osób. Ścisk jest więc coraz większy i większy. Paraliż całkowity.

Dokładnie tak działa atak DDoS. Polega na wysyłaniu do serwera pustych zapytań tak, by serwer zajęty był próbą odpowiedzi na nie. Ale że zapytań jest za dużo na raz, serwer zapycha się, przestaje odpowiadać, a usługa – np. strona internetowa – przestaje działać.

"Zapytania" mogą być po prostu próbami wejścia na stronę internetową, serwer z grą czy aplikację. "Puste zapytania" to te, które nie mają potrzeby wertować strony, grać w grę czy korzystać z aplikacji. W zasadzie nie mają niczego robić poza zajęciem miejsca i mocy obliczeniowej serwera. Tak, by w końcu padł.

Każdy może być ofiarą

Nieświadomym współautorem takiego ataku może być każdy z nas. Przestępcy wykorzystują zainfekowane komputery, smartfony czy inne inteligentne urządzenia. Nie muszą to być takie wirusy, które szczególnie niszczą zainfekowany sprzęt. Wystarczy, że rozumieją jedną komendę od atakującego: wyślij puste zapytanie. Nazywane są botami.

Atakujący ma zdalny dostęp do setek tysięcy takich botów – ich "grupy" nazywa się botnetami. Wystarczy więc jedno naciśnięcie klawisza przez atakującego, by wszystkie na raz zaczęły "zapytywać" obrany przez przestępcę cel. Co więcej – nie trzeba być wybitnym hakerem, nie trzeba w ogóle być hakerem – by wyprowadzić atak DDoS. Można go zlecić w internecie – ceny zaczynają się już od kilku dolarów.

Co jakiś czas w sieci opisywane są ataki, które wyprowadzają przeciwko sobie internetowi gamerzy. I nie chodzi o ataki w grach, lecz o DDoS-y właśnie. Jedni atakują te serwery, na których gra ich przeciwnik. W ten sposób nie może on zdobyć punktów czy zrobić streamingu. DDoS jest wszędzie i czasem nawet przyprawia o uśmiech.

Ale jego skutki mogą być opłakane. Każda przerwa w działaniu usługi czy produktu w sieci to straty liczone w tysiącach złotych. Każda chwila nieobecności online to ryzyko utraty klientów i strat wizerunkowych. Zresztą nie tylko firmy są narażone na atak DDoS. Pięć lat temu dostało się nim oficjalnym stronom prezydenta Polski i Giełdy Papierów Wartościowych. Atakowali prorosyjscy hakerzy. Nie robi to wrażenia? To pomyślmy, co mógłby zrobić udany atak na nasz bank. A my akurat jesteśmy na urlopie. W Maroko. A nasz bank nie potrafi obsłużyć naszej płatności.

Receptą antyDDoS

18 stycznia tego roku atak DDoS sięgnął producenta gier Ubisoft – zaraz po premierze nowej części "Rainbow Six Siege: Operation Phantom Sight". Spowodowało to problemy dla wielu graczy na świecie. Chwilę później na Reddicie zaczęły się masowe apele o ulepszenie ochrony antyDDoS-owej przez firmę.

Bo właśnie ona może być sposobem na ataki. Świadczą ją zwykle firmy technologiczne z potężnym zapleczem infrastrukturalnym. Gdy mają kogoś "chronić", stanowią wirtualną bramę dla firmy-klienta końcowego. To przez "chroniącego" przechodzi najpierw ruch kierowany do klienta (np. ruch pochodzący z ataku DDoS). I to u niego ruch ten jest najpierw przesiewany i oczyszczany ze sztucznego ruchu generowanego przez atak.

- Najtrudniejsze jest stworzenie filtrów, które w czasie rzeczywistym rozróżniają "dobre" pakiety od tych "złych". A jeśli mają być skuteczne, to muszą one uczyć się nowych metod stosowanych przez przestępców. To połączenie informatyki, programowania, kreatywności z naukami ścisłymi jak choćby z matematyką. Co ważne – tego typu rozwiązania nie muszą być produkowane za granicą, by były skuteczne. Są też polskie rozwiązania, których efektywność stoi na bardzo wysokim poziomie – mówi Marek Makowski, kierownik zespołu rozwiązań cyberbezpieczeństwa Exatel.

Na samym końcu pozostaje kwestia ceny - czy warto płacić za anty-DDoS? Patrząc na skalę i liczbę tego typu ataków trudno podważać wartość tego rozwiązania.

Interaktywną mapę ataków DDoS na żywo można znaleźć pod tym adresem.

Materiał powstał przy współpracy z Exatel.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)