Medycyna ekstremalna? Oto najstraszliwsze zabiegi medyczne i metody leczenia
21.06.2016 | aktual.: 29.12.2016 08:17
Historia medycyny to nie tylko humanitarne zabiegi mające na celu zmniejszenie ludziom cierpień, ale również takie, które przyczyniły się do jej rozwoju kosztem samopoczucia, bólu, a nawet śmierci wielu osób. Kiedy szukano metod leczenia różnych chorób imano się wszelkich rozwiązań, nawet takich, które z humanitarnymi zabiegami mają niewiele wspólnego. Zobaczcie, jakie drastyczne metody leczenia stosowano dawniej i jak się one zmieniły dzięki technologii.
Historia medycyny to nie tylko humanitarne zabiegi, mające na celu zmniejszenie cierpień, ale również takie, które przyczyniły się do jej rozwoju kosztem bólu, a nawet śmierci wielu osób. Kiedy szukano metod leczenia różnych chorób, imano się wszelkich rozwiązań, nawet takich, które z humanitarnymi zabiegami mają niewiele wspólnego. Zobaczcie, jakie drastyczne metody leczenia stosowano dawniej i jak się one zmieniły dzięki technologii.
Szpikulec w oko na schorzenia psychiczne
Lobotomia - zabieg przez niektórych nazywany błędnie "wycięciem mózgu", miał stanowić uniwersalną, choć bardzo inwazyjną formę leczenia złożonych zaburzeń psychicznych. Z powodu głębokiej wiary w skuteczność głównego propagatora tej metody chirurgicznej, Waltera Freemana, lobotomia w XX wieku spopularyzowała się na tyle, że przeprowadzono ogółem około 100 000 takich zabiegów.
Operacja polegała na mechanicznym przecięciu włókien nerwowych łączących czołowe płaty mózgowe ze strukturami międzymózgowia. Uważano, że dzięki temu uda się uzyskać redukcję procesów emocjonalnych, co może spowodować wycofanie się natręctw oraz halucynacji. W dalszym okresie badań nad lobotomią wierzono, że można dzięki niej leczyć ludzi z innych "chorób", na przykład - z uważanego wtedy jeszcze za dewiację seksualną, homoseksualizmu. W praktyce zabieg polegał na wbiciu szpikulca w oczodół i obracaniu nim - jak się potem okazało właściwie na ślepo. Skutki były nieodwracalne i z reguły powodowały inne, niekorzystne zaburzenia u pacjentów. Po pierwsze ofiara operacji traciła poczucie "własnego ja", a ponadto - zdarzało się, że stawała się kompletnie niesamodzielna lub umierała na stole. Dopiero rozwój współczesnej farmakologii oraz urządzeń precyzyjnie potrafiących określić przenikanie substancji przez barierę krew-mózg sprawiły, że ten drastyczny zabieg przeszedł do historii. Obecnie chorym psychicznie
podaje się odpowiednio dobrane leki w postaci tabletek.
Leczenie raka naświetlaniem całego ciała
Eksperyment nieoficjalnie miał na celu zbadać wpływ promieniowania jonizującego na ludzkie ciało. W okresie zimnej wojny, kiedy to wojna nuklearna była całkiem realnym scenariuszem doprowadzenia świata do ruiny, amerykańscy naukowcy chcieli zbadać, jak ciało ludzkie jest przystosowane do zwalczania skutków promieniowania. Chciano wiedzieć ponadto, jaką dawkę jest w stanie przyjąć człowiek zanim umrze. Kto był najlepszym kandydatem do tych badań? Ubodzy Afroamerykanie chorzy na raka. Uznano, że losem tych ludzi nie przejmie się nikt, zatem mogą oni posłużyć za obiekt eksperymentu naukowego, który pozwolił na wyciągnięcie naukowcom dwóch bardzo ważnych wniosków.
"Ochotnikom" powiedziano jedynie, że zostaną poddani leczeniu, które być może pozwoli im pozbyć się choroby. Nikt nie wspomniał o tym, że chodzi o napromieniowanie ciała i że eksperyment finansuje Pentagon. Przez całe lata 60. XX wieku prowadzono doświadczenia, przez które określono bardzo precyzyjnie dawki promieniowania wystarczające do zabicia człowieka, ale jednocześnie powiązano wpływ promieniowania jonizującego na komórki rakowe. Odkryto, że są one bardziej podatne na zniszczenia spowodowane przez radiację, a tym samym mogą być zwalczane właśnie tą metoda.
Warto jednak dodać, że same naświetlania obecnie to zabiegi o wysokim poziomie bezpieczeństwa. Przed właściwą kuracją promieniowaniem jonizującym, tworzy się specjalne mapy ciała i określa miejsca, gdzie umieszczone zostaną maski chroniące narządy krytyczne. Dopiero po tym rozpoczyna się właściwe leczenie albo za pomocą promieni X, służących do likwidowania nowotworowych zmian skóry, gamma (tzw. lampy kobaltowe), albo elektronów, w przypadku głębokiego umiejscowienia zmiany. W przypadku eksperymentu nie zadbano o to, by ochronić jakiekolwiek narządy - napromieniowywano całe ciało, przy czym kości (i znajdujący się w nich szpik), mózg, jądra oraz śluzówki przyjęły ogromne dawki - a to właśnie one są najbardziej narażone na działanie promieni.
Leczenie arszenikiem
Arszenik powszechnie uchodzi za śmiertelną truciznę i rzeczywiście, nawet niewielkie ilości tej substancji mogą być przyczyną ostrego zatrucia i w konsekwencji śmierci. Jednak w warunkach szpitalnych, podczas terapii arszenikiem, zdarza się to niezwykle rzadko. Dawki dobierane są precyzyjnie, a jeżeli już wystąpią objawy zatrucia, to zostaje od razu włączone odpowiednie leczenie.
Niewielkie dawki arszeniku (ok. 0,15 mg/kg masy ciała przy wlewie dożylnym) mogą być pomocne w wywołaniu remisji rzadkiego typu białaczki, kiedy standardowe leczenie nie daje żadnych rezultatów. Leczenie arszenikiem, mimo całkiem dobrych wyników badań klinicznych, jak na razie nie jest zbyt popularną formą terapii ostrej białaczki, a sam arszenik ma charakter "leku sierocego", którego opłacalność produkcji jest zbyt słaba, głównie z powodu wycelowania go w bardzo rzadki typ choroby. Naukowcy, którzy zajmują się leczeniem niewielkimi dawkami arszeniku prowadzą cały czas badania kliniczne, które mogą przyczynić się w przyszłości do odnalezienia chorób, które również reagują na terapię tym - jakby się wydawało - trującym związkiem chemicznym.
Mimo że leczenie arszenikiem wydaje się kompletnie nieskomplikowane przy odgórnie ustalonych dawkach, to warto jednak wiedzieć, że to rozwój technologii uczynił terapię bezpieczniejszą. Podczas leczenia zaleca się stosowanie równolegle zapisu z elektrokardiogramu - maszyny mierzącej zmiany potencjału elektrycznego między elektrodami nałożonymi na ciało w pobliżu serca pacjenta. Zapisy z te mogą uratować życie choremu - zdarza się bowiem, że czasami dochodzi do arytmii.
Kiedyś upuszczanie krwi - plazmafereza dziś
Mimo że tę metodę nazywa się zabiegiem pseudoleczniczym, to jednak cały czas wykonuje się go w przypadku wystąpienia trzech jednostek chorobowych - w porfirii, hemochromatozie oraz czerwienicy. Głównym celem jest zmniejszenie ilości czerwonych ciałek krwi. Flebotomia (bo tak nazywa się fachowo) to cały czas praktykowany zabieg medyczny.
W średniowieczu upustami krwi leczyło się właściwie wszystko - od zwykłych przeziębień aż po zakażenia. W przypadku chorób zakaźnych powodowało to osłabienie układu odpornościowego i rychłą śmierć pacjenta. Kiedy mowa była o nadciśnieniu, przynosiło to chwilową poprawę, jednak nie likwidowało przyczyny problemu.
Rozwój technologii medycznej przyniósł ulgę pacjentom, a same zabiegi uczynił znacznie bardziej znośnymi. Konkurencyjnym zabiegiem dla upustów krwi jest plazmafereza, w której za pomocą filtra wyłapującego mikroskopijne cząsteczki można usunąć szkodliwe elementy. Zabieg przy użyciu filtra plazmaferycznego wykonywany jest tylko wtedy, gdy we krwi znajduje się zbyt dużo przeciwciał, które zaczynają atakować organizm chorego.
Kiedyś wstrząsy insulinowe - dziś pompy lub tabletki
Psychiatria ma za sobą mnóstwo mało chwalebnych eksperymentów na ludziach, a leczenie wstrząsami insulinowymi można zaliczyć do jednej z bardziej szalonych metod leczenia schizofrenii. Manfred Sakel w 1933 uznał, że insulina może mieć ogromne znaczenie dla terapii w tej przypadłości. Metoda polegała na uzyskiwaniu powtarzalnych stanów ciężkiej hipoglikemii i śpiączki po wstrzyknięciu dużych dawek insuliny.
Po wstrzyknięciu enzymu pacjent zapadał w śpiączkę, którą przerywano podaniem roztworu glikozy. Szybko okazało się, że skuteczność tej metody jest niska, a dalsze badania nad schizofrenią i odkrycie pierwszych neuroleptyków było przyczynkiem ku wyeliminowaniu tej metody leczenia. Warto odnotować, że schizofrenię tak leczono jeszcze do późnych lat 80. w Związku Radzieckim i Chinach. W niektórych przypadkach nie udawało się przywrócić świadomości u pacjentów.
Technologia pozwoliła na rozwój także tej formy terapii, choć już w zupełnie innych przypadkach medycznych. Iniekcyjną (czyli zastrzykową) formę leczenia insuliną nazywa się insulinoterapią, natomiast coraz popularniejsze jest stosowanie tzw. pomp, które eliminują konieczność przeprowadzania ciągłych bolesnych wkłuć. Pompa insulinowa skutecznie zapobiega omyłkowemu wywołaniu wstrząsu. Pompy - składające się z układu elektronicznego, przewodów oraz kaniuli - są wyposażone w mechanizmy, które nie pozwalają na dostarczenie do organizmu zbyt dużej dawki.
Jakub Szczęsny / jb