Lepiej wykorzystać telefon w procesie nauki niż z nim walczyć

Widzę telefon komórkowy jako rozsądnego sprzymierzeńca w procesie nauki,
lepiej go mądrze wykorzystać niż walczyć z jego obecnością w szkole; warto nowe media zaprząc do
procesu wychowania, a nie ustawiać się po drugiej stronie - przekonuje dr Jacek Pyżalski, pedagog z
UAM.

Lepiej wykorzystać telefon w procesie nauki niż z nim walczyć
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

Dr Pyżalski z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu był gościem konferencji "Bezpieczeństwo dzieci i młodzieży w Internecie". Dwudniowa konferencja rozpoczęła się w środę w Warszawie, organizowana jest już po raz siódmy przez Polskie Centrum Programu Safer Internet (PCPSI), które tworzą m.in. Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK) i Fundacja Dzieci Niczyje (FDN).

Zdaniem Pyżalskiego edukacja medialna w szkołach często opiera się na stereotypach i ogólnych przekonaniach, niekoniecznie zgodnych z rzeczywistością. Badania pokazują, że to, co o zachowaniach młodzieży myślą nauczyciele, często rozmija się z tym, jak młodzi ludzie korzystają z nowych technologii.

- _ Oczywiste jest, że powinniśmy wychowywać do funkcjonowania w świecie internetu, pytanie - jak? Z moich doświadczeń wynika, że więcej uczymy się w działaniu, wtedy gdy dorośli wspólnie z młodymi ludźmi korzystają nowych mediów i różnego rodzaju problemy z tym związane pojawiają się niejako w akcji, w toku różnych działań. Czyli raczej towarzyszenie młodemu człowiekowi w korzystaniu z nowych mediów niż pouczanie go, jak z nich korzystać _ - mówił Pyżalski.

Jednak w jego opinii ten sposób edukacji zbyt rzadko wykorzystywany jest w polskich szkołach. Tematyka nowych mediów podejmowana jest często dopiero wtedy, gdy już coś złego się stanie.

Przekonywał też, że zbyt mało uwagi poświęcamy pozytywnemu korzystaniu z nowych mediów, a przecież - jak wynika z badań - większość młodych ludzi korzysta z internetu dobrze i rzadko się spotykają z zagrożeniami.

Zwrócił też uwagę, że niewielu pedagogów ma służbowe maile, za pośrednictwem których komunikują się z uczniami, wychowawcy nie wiedzą podstawowych rzeczy o swoich podopiecznych - z jakich narzędzi korzystają, np. czy prowadzą blogi.

Zdaniem Pyżalskiego wiele możliwości jeśli chodzi o edukację medialną stwarza edukacja rówieśnicza, gdy młodzi ludzie uczą się od siebie - ci mniej kompetentni od tych bardziej kompetentnych. Ale tu też - jak podkreślił - rolą dorosłych jest inicjowanie takich działań, młodzi ludzie nie zrobią tego sami.

Przekonywał, że nauczyciele powinni też inicjować sytuacje, gdy nowe media są niejako zaproszone do szkoły i wykorzystywane do tradycyjnego procesu edukacyjnego; szkoła nie powinna być miejscem przestrzegania przed nowymi mediami. - _ Krótko mówiąc widzę telefon komórkowy czy smartfon jako rozsądnego sprzymierzeńca niż walkę z tym narzędziem. Chodzi o to, by te nowe media zaprząc do procesu wychowania niż ustawiać się po drugiej stronie barykady _ - mówił.

Jego zdaniem teraz edukację medialną można porównać do oblewania kogoś wiadrem wody, podczas gdy powinna ona być jak deszczyk, którym się stopniowo nasiąka.

Pytany, jak ten model przełożyć na wychowanie w domu, zaproponował np. wspólne realizowanie zainteresowań za pomocą internetu. - _ W badaniach, które przeprowadzaliśmy, jednym z najbardziej kompetentnych młodych ludzi okazał się chłopak, który wspólnie z ojcem wyszukiwał informacje na temat ich hobby - tuningownia samochodów. Udzielali się na forach, tworzyli strony temu poświęcone itp. To było działanie ojca z synem, ale nie takie, gdzie ojciec mówił cos młodemu człowiekowi o internecie, ale wykorzystywał wraz z nim internet _ - mówił Pyżalski.

Podkreślił, że im czy szybciej podejmiemy takie wspólne działania, tym lepiej, bo przychodzi taki moment, kiedy młodzi ludzie nie chcą towarzyszenia rodziców. Zwrócił uwagę, że podobnie jest w tradycyjnej edukacji medialnej - oglądanie treści telewizyjnych zawierających przemoc czy inne trudne treści, kiedy towarzyszy temu osoba dorosła, która jest mentorem, tłumaczy co się dziej, odpowiada na wątpliwości dziecka, jest całkiem inną sytuacją, gdy ktoś jest zostawiony samopas. - _ Należy towarzyszyć dziecku, tak jak w każdym innym aspekcie wychowania. Nawet jeśli w pewnym momencie dziecko powie dość, to korzyści z tego wspólnego odkrywania danej dziedziny pozostaną _ - przekonywał Pyżalski.

Źródło artykułu:PAP
internetnaukadzieci
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)