Kościuszko, wieczny buntownik. Pierwszy pomalowałby swój pomnik sprejem [Opinia]

Podczas zamieszek w Waszyngtonie wandale zdewastowali pomnik Tadeusza Kościuszki. Niektórzy Polacy zareagowali oburzeniem. Tymczasem polski i amerykański bohater z pewnością by się nie oburzał. Szedłby razem z protestującymi. I raczej nie poprzestałby na stawianiu biernego oporu.

Kościuszko, wieczny buntownik. Pierwszy pomalowałby swój pomnik sprejem [Opinia]
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Łukasz Michalik

04.06.2020 | aktual.: 04.06.2020 12:56

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Znając życiorys i poglądy Kościuszki, które dobitnie przedstawił choćby w pozostawionych po sobie listach, możemy być pewni, że dzisiaj nie pozostałby obojętny na tragedię w Minneapolis. Nie poprzestałby na gniewnych wpisach na Facebooku, kondolencjach dla rodziny zamordowanego przez policjanta, czarnoskórego George’a Floyda, czy lajkowaniu transmisji z rozruchów.

Gdyby Tadeusz Kościuszko mógł zejść z waszyngtońskiego pomnika, szedłby z protestującymi w jednym szeregu. W jednej ręce miałby szablę, a w drugiej koktajl Mołotowa.

Kościuszko przyłączający się do protestującego tłumu? Ależ oczywiście! Naczelnik polskiej insurekcji i bohater amerykańskiej wojny o niepodległość całym swoim życiem - no, może z wyjątkiem kilku spokojniejszych, ostatnich lat - udowodnił, że jego serce i szabla są zawsze po stronie tych, którym dzieje się krzywda.

Gdy zawiodły inne metody, o sprawiedliwość walczył. Nie w zaciszu politycznych salonów, ale tam, gdzie lała się krew - na polach Maciejowic czy pod Saratogą. Dzisiaj, gdy trzeba władzom przypomnieć o jej powinnościach, walczyłby zapewne również na ulicach Waszyngtonu. Bo, jak zauważał, "nie może się naród ocalić bez rządu, ale rząd nie może być czynny bez zaufania, posłuszeństwa i gorliwości ludu."

Obraz
© Domena publiczna

Bitwa pod Saratogą - obraz "Gen. John Burgoyne poddaje się gen. Horatio Gatesowi"

Społeczeństwo jak beczka prochu

Oglądając telewizyjne - a zatem starannie wybrane w celu wzbudzenia emocji - migawki czy pozbawione kontekstu filmiki z YouTube'a, łatwo o błędny osąd. Widząc bandytów, którzy rabują, demolują, palą i prowokują starcia z policją, trudno uniknąć wrażenia, że rozwiązaniem amerykańskiego problemu są armatki wodne, pociski pieprzowe i zmotywowani policjanci w szyku zwartym.

Nic bardziej mylnego.

Trafnie zwraca na to uwagę choćby Radosław Sikorski, który - obojętnie, co sądzimy o nim jako o polityku - w wyważony sposób nakreślił kontekst amerykańskich zamieszek na łamach Facebooka. Można ująć go w kilku punktach:

  • Biały policjant zamordował czarnoskórego George’a Floyda. Floyd był podejrzany o użycie fałszywego banknotu 20-dolarowego. Podczas zatrzymania nie stawiał oporu, jednak policjant klęczał na jego szyi. Nie przestał, gdy ten skarżył się, że nie może oddychać. Nie przestał, gdy zatrzymany stracił przytomność i dusił go nawet wtedy, gdy przyjechała wezwana do nieprzytomnego karetka. Późniejsze badania wykazały we krwi Floyda szeroki wachlarz narkotyków, w tym bardzo groźnego fentanylu.
  • Stany Zjednoczone mają problem z rasizmem. Niezależnie od górnolotnych deklaracji, część Amerykanów to rasiści, dla których ciemniejszy odcień skóry kojarzy się jednoznacznie z zagrożeniem lub łamaniem prawa.
  • Skojarzenie to ma oparcie w statystykach. Afroamerykanie stanowią zaledwie 12 procent amerykańskiego społeczeństwa i aż 35 procent wszystkich więźniów. Gdy stronami przestępstwa są biali i czarni - w 80 proc. przypadków ofiara będzie miała jasną skórę, a sprawca ciemną.
  • Jest jednak druga strona medalu - czarnoskórzy Amerykanie mają znacznie większą szansę na wzbudzenie zainteresowania policji, a tym samym wykrycie nawet drobnych wykroczeń, które w przypadku innych ras pozostają poza ewidencją. W przypadku procesu mają też nieproporcjonalnie dużą szansę na wyrok skazujący. Przy specyfice amerykańskiego systemu prawnego buduje to samonapędzający się mechanizm.
  • Rasistowska historia Stanów Zjednoczonych nie skończyła się wraz z deklaratywnym zakończeniem segregacji rasowej. Statystyki są jednoznaczne: przeciętna afroamerykańska rodzina dysponuje około 10-krotnie mniejszym majątkiem od przeciętnej rodziny o białej skórze.
  • Dyskryminacja dotyczy także edukacji. Normy edukacyjne zakładały i dopuszczały znacznie gorsze wyniki wśród czarnoskórych uczniów, co sprawiało, że wprawdzie mogli "zaliczyć" szkołę, ale faktycznie niższy poziom wiedzy zamykał im drogę do kolejnych etapów edukacji.
  • Prezydent Stanów Zjednoczonych zamiast tonować nastroje, wzywa do konfrontacji, budując na tym swoją pozycję polityczną przed najbliższymi wyborami.
Obraz
© , Credit line: TOM BRENNER / Reuters / Forum | RM, , Credit line: TOM BRENNER / Reuters / Forum

Donald Trump pozujący z, jak stwierdził, "jakąś Biblią"

Wieczny buntownik, zawodowy wywrotowiec

Gdzie w tej układance miejsce dla Tadeusza Kościuszki? Jak napisałem wyżej - w pierwszym szeregu protestujących. Bo Kościuszko był radykalnym wywrotowcem o poglądach, jak na swoją epokę, wyjątkowych.

Wolność łączył z odpowiedzialnością i obowiązkiem obrony ojczyzny. Brak jarzma pańszczyzny czy niewolnictwa - z koniecznością ekonomicznej samodzielności obywateli. Antyklerykalizm - z przekonaniem, że wszyscy są równi wobec prawa, a prawa stanowione górują nad boskimi. A radykalny egalitaryzm podsuwał mu myśl o naprawianiu dawnych krzywd poprzez redystrybucję majątku krzywdzicieli. Jak sam stwierdzał, "za samą szlachtę bić się nie będę, chcę wolności dla całego narodu i dla niej wystawię tylko me życie".

Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych nie tylko wspierał amerykańskich powstańców przeciwko tyranii Korony Brytyjskiej. Gdzie mógł, tam głosił - radykalne nawet dla zakochanych w oświeceniowej filozofii Ojców Założycieli - poglądy abolicjonistyczne.

Doszło do tego, że swój zaległy żołd za służbę w amerykańskiej armii polecił przeznaczyć na wykupienie niewolników. I to nie byle jakich, bo będących własnością Thomasa Jeffersona - przyszłego amerykańskiego prezydenta, z którym Kościuszko się przyjaźnił.

Kolor skóry nie miał dla Kościuszki znaczenia. Późniejszy Naczelnik insurekcji podarował nawet broń jednemu z indiańskich wodzów. Mały Żółw z plemienia Miami otrzymał od Kościuszki w prezencie pistolety z jasnym przekazem, by użyć ich przeciwko tym, którzy chcieliby najechać indiańskie ziemie. Czyli - w praktyce - przeciwko amerykańskim przyjaciołom Naczelnika.

Gdy w Polsce legalna władza sankcjonowała upadek państwa, nasz budowniczy West Pointu, amerykańskiej uczelni wojskowej, nie wahał się z bronią w ręku i rewolucyjnymi hasłami wystąpić zarówno przeciw niej, jak i zewnętrznemu wrogowi. Łamał przy tym prawa i zwyczaje, a przy okazji wywracał porządek społeczny. Zwłaszcza, że wolność rozumiał nie tylko jako formalną niepodległość, ale - przede wszystkim - popartą realną siłą i zasobami możliwość decydowania o własnym losie zarówno przez państwa, jak i ich obywateli.

Obraz
© PAP | PAP/EPA/SAMUEL CORUM

Zdewastowany pomnika Tadeusza Kościuszki w Waszyngtonie

Kościuszko ponad podziałami

Problem z Kościuszką jest taki, że jako "swojego" chcieliby uznać go wszyscy. Dla prawicy to przecież archetyp "dobrego człowieka z bronią", który wedle własnego poczucia sprawiedliwości występuje przeciw tyranii. Dla lewicy - obrońca uciśnionych mniejszości, postępowy wolnomyśliciel i orędownik redystrybucji.

Dla państwowców - niezłomny piewca powiązanego z wolnością obowiązku obrony ojczyzny i stawiania dobra wspólnego ponad własnym interesem. Dla anarchistów - wieczny buntownik, występujący przeciw zastanemu porządkowi. Chyba tylko klerykałowie zachowują wobec niego wstrzemięźliwość, choć Naczelnik - krytykujący instrumentalne wykorzystywanie religii - wielokrotnie przecież do Boga się odwoływał.

Ukradziony gniew

Amerykańskie rozruchy błyskawicznie stały się areną politycznej rozgrywki. Uliczne walki, grabież i dewastacja to pole, gdzie ręce podają sobie zgodnie lewicowi zadymiarze z Antify z prawicowymi zadymiarzami z Proud Boys. I gdzie podczas wystąpień pod hasłem obrony życia Afroamerykanów niszczony jest pomnik Roberta Goulda Shawa, dowódcy pierwszego czarnoskórego oddziału z wojny secesyjnej, 54 Ochotniczego Pułku Piechoty Massachusetts. Albo monument abolicjonisty, Tadeusza Kościuszki.

Demolowane i rozkradane są sklepy, rośnie też liczba ofiar - również wśród Afroamerykanów zabijanych podczas zamieszek przez Afroamerykanów. Nie ma usprawiedliwienia dla pospolitego bandytyzmu i skrajnej głupoty.

Tak samo jak nie ma usprawiedliwienia dla prób zawłaszczania tragedii i słusznego gniewu przez polityków, gdy hasłu "Black Lives Matter" bałamutnie przeciwstawiane jest "All Lives Matter", a adwersarze licytują się na poniesione ofiary i niesprawiedliwości. Z polskiej perspektywy może to wszystko wyglądać na faworyzowanie czarnej mniejszości, jednak po umieszczeniu we właściwym - amerykańskim - kontekście, staje się słuszną próbą naprawienia wielopokoleniowych krzywd.

Ci, którzy protestują przeciwko nadużyciom władzy, protestują w słusznej sprawie. Kościuszko, gdyby mógł zejść z pomnika, protestowałby z nimi, wierny stojącej ponad wszelkimi podziałami przyzwoitości. Bo, cytując Naczelnika, "tylko wierność ludziom czyni z nas człowieka."

Komentarze (34)