Korzystałem z facebookowych wirtualnych asystentów. Jedna funkcja szczególnie mnie zaskoczyła

Korzystałem z facebookowych wirtualnych asystentów. Jedna funkcja szczególnie mnie zaskoczyła

Korzystałem z facebookowych wirtualnych asystentów. Jedna funkcja szczególnie mnie zaskoczyła
Źródło zdjęć: © Flickr/ WP | Flickr/WP
Adam Bednarek
01.02.2017 13:09, aktualizacja: 02.02.2017 17:20

W Polsce wirtualni asystenci nie są jeszcze tak liczni jak na zachodzie, ale lista facebookowych botów, z których możemy korzystać, stale się powiększa. Prosta sztuczna inteligencja pomaga nam na czacie kupić bilet do kina lub podaje rozkład jazdy. Korzystałem przez tydzień z jej rad i nie mogę się doczekać, aż kolejne firmy przygotują podobne rozwiązania.

Korzystałem przez tydzień, choć tak naprawdę o tym nie wiedziałem. A kiedy się dowiedziałem, to na początku wcale mi się to nie spodobało. Nie spodziewałem się, że bot napisze do mnie sam. Że to on zainicjuje rozmowę. Na to się nie umawialiśmy.

W niedzielę odezwał się do mnie jeden z botów opowiadających żarty. Sam z siebie. Napisałem do niego w czwartek, gdy sprawdzałem polskie boty na Facebooku. Jako że jego funkcja była bardzo prosta i jak się okazało mało mnie zainteresowała - opowiadanie kawału raz dziennie lub raz w tygodniu - sądziłem, że na jednej wiadomości się skończy. Przywitałem się, sprawdziłem jego możliwości, nie spodobało mi się, koniec przyjaźni. Była to znajomość krótka. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Obraz
© WP.PL | WP.PL

Bo bot był uparty. Wiedział, że nie może mnie puścić. I w niedzielę wysłał gifa ze śmiesznymi kotkami. Nie przejmował się tym, że wcześniej nie odpowiedziałem, uparcie drążył - “chce żarty codziennie czy raz w tygodniu?”. Tak jakby dla niego nie było jasne, że nie chcę wcale, skoro jego pytanie zignorowałem. Widocznie uznał, że jeśli pierwszy zawróciłem mu głowę, to jednak mam do niego interes.

Al ja tylko raz kliknąłem “rozpocznij”. I nic więcej. On dalej swoje.

“Normalny” bot zna zasady. Na przykład ten z komunikatora Google’a codziennie przysyła mi informację o pogodzie, bo tak się z nim umówiłem. Poprosiłem go, więc wykonuje swoje zadanie. Wirtualna Polska też ma swojego chatbota, który na wasze polecenie podrzuci wam raz dziennie dawkę informacji. Albo zagra w quiz. Tylko wtedy, gdy sami mu to zaproponujecie.

Obraz
© WP.PL

A ten od żartów był nachalny. Napisałem do niego tylko raz, na dodatek mało konkretnie, bo była to tylko chęć sprawdzenia umiejętności, a nie zaproszenie do spamu. Szybko go zablokowałem, bo wiedziałem, jak to się skończy. Nie był to duży problem - wystarczy w okienku rozmowy wybrać opcję “wyłącz wiadomości” - ale sam fakt, że muszę rezygnować z czegoś, na co właściwie się nie zgadzałem, porządnie mnie zaniepokoił.

Wyobraźmy sobie, że takiego bota ma niemal każda firma. Apteka, pizzeria, sklep spożywczy, serwis ze śmiesznymi obrazkami. Nie z każdego będziemy jednak chcieli skorzystać, ale będą ciekawić nas ich możliwości. Zapytamy, odpuścimy i… zapomnimy? Bot-żartowniś pokazuje, że nie będzie to łatwe. Taki test może jednak skończyć się z tym, że armia chatbotów nie da nam spokoju. “Hej, od trzech dni do nas nie napisałeś, jednak nie jesteś zainteresowany ceną gruszek?”, “Halo! Nie byłeś w kinie od miesiąca! Nie interesują cię nowości?”, “Czemu jeszcze do mnie nie napisałeś?”. Cóż, to mogłoby być męczące.

Moje czarnowidztwo skończyło się, gdy we wtorek napisał do mnie bot od rozkładu jazdy. Znowu sam z siebie, nieproszony. Byłem trochę zdziwiony, bo on powinien reagować tylko na moje wiadomości - na przykład wtedy, gdy proszę, by powiedział mi, jakie tramwaje odjeżdżają z wybranego przeze mnie przystanku. A to on napisał:

“Cześć, mam nadzieję, że miło spędzasz wieczór! Właśnie dowiedziałem się, że jutro zmieni się rozkład jazdy linii 2, 5, 10, 14, 15 i 18 - są to linie bardzo popularne, więc bardzo możliwe, że z nich korzystasz. Niedługo będziesz mógł sprawdzić rozkład u mnie, ale teraz przejdź na stronę ZTM i sprawdź zmiany”.

Wprawdzie nie umawiałem się z nim, by informował mnie o wszelkich zmianach, ale w tym przypadku jego “nachalność” to nie wada, a zaleta. Jasne, o tym wszystkim mógłbym dowiedzieć się ze strony ZTM czy profilu facebookowego, który o takich rzeczach pisze. Doskonale jednak wiem, że mnóstwo informacji na Facebooku niestety ucieka. Algorytmy stwierdzają, że to nie jest dla mnie ważne, więc chowają je niżej albo po prostu ja nie mam czasu, by całą tablicę, wpis po wpisie analizować. A to przecież ważne. I bot to wie, więc o tym mnie informuje. Trochę jak kolega, który zna mnie i czuje, że będę tego potrzebował, więc podrzuca mi komunikat. Kapitalne.

Obraz
© WP.PL

To pokazuje potencjał prostej sztucznej inteligencji działającej na Facebooku. Pizzeria wyśle informacje o rabacie albo nowej pizzy. Ulubiony zespół przypomni o nowej płycie lub trasie koncertowej. Bank o tym, że ma przerwę w działaniu.

Wirtualny asystent jest odpowiedzią na natłok informacji. Profile na Facebooku, newslettery, media społecznościowe - firmy wszędzie tam są, ale nie dość, że rywalizują o naszą uwagę z innymi, to jeszcze kierują komunikaty do wszystkich, a nie wyłącznie do nas. Sztuczna inteligencja, nawet tak prosta jak ta chatbotowa, może uczyć się naszych zachowań, dostarczając informacji, których potrzebujemy i których chcemy. A na dodatek jest na Messengerze, czyli tam, gdzie miliard ludzi. Niemal zawsze i wszędzie, czego nie da się powiedzieć o mailu lub fanpage’u.

Facebookowe boty w Polsce dopiero raczkują. Nie ma ich jeszcze wielu, wciąż się uczą i, czego przykładem jest nachalny bot od dowcipów, popełniają błędy. Ale już teraz pokazują olbrzymi potencjał. Sztuczna inteligencja jako “znajomy od reklam i informacji” nie brzmi może przekonująco, ale jeżeli wszystkie boty będą dostarczać same z siebie informacje, które uznam za potrzebne, to już nie mogę się doczekać, aż kolejne firmy postawią na taką komunikację. Bliższą, konkretną, skierowaną wyłącznie do mnie.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)