Jeden wybuch może zabić 5 mld osób. W przeszłości uśmiercił ponad połowę populacji Ziemi
Wybuch superwulkanu w Yellowstone może doprowadzić do ogromnej tragedii. Nawet pracownicy NASA zastanawiają się, w jaki sposób nie dopuścić do tego scenariusza. A gdyby wybuchł? "Jedyne, co można zrobić, to ewakuacja ludzi na inny kontynent" - tłumaczy ekspert.
05.01.2018 | aktual.: 19.01.2022 09:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Grzegorz Burtan, WP Tech: Czym się różni superwulkan od wulkanu? Chodzi tylko o rozmiar?
Prof. dr hab. Jerzy Żaba, kierownik Katedry Geologii Podstawowej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach: Różnią się oczywiście rozmiarem, ale również siłą erupcji – to jest główny czynnik. Normalne wulkany to najczęściej pojedyncze góry wulkaniczne z mniejszymi stożkami, zwanymi pasożytniczymi.
Pasożytniczymi?
Wulkany zazwyczaj składają się z jednego głównego, a na ich stokach i obok pojawiają się mniejsze. Przykładem jest wulkan Kilimandżaro. Każdy wyobraża sobie, że to jeden duży wulkan, a okazuje się, że są tam trzy – Kibo, Mawenzi i Shira. Cała ta góra wulkaniczna ma średnicę około 80 kilometrów. Na jej stokach występuje około 200 mniejszych wulkanów, których wysokość osiąga nawet 100 metrów.
Cały ten masyw jest określany jako jeden wulkan. Stąd kłopoty z policzeniem czynnych wulkanów na Ziemi. O drzemiących i nieczynnych nie wspominając. Każdy badacz ma inną metodologię zliczania, dlatego liczby mogą się wahać od kilku do kilkuset w zależności od źródła. Tak samo problem jest z podmorskimi wulkanami, o których wiedza jest jeszcze bardziej ograniczona. One występują bardzo licznie m.in. wzdłuż rozległych rowów oceanicznych.
Ale można podać chociaż przybliżoną liczbę?
W kwestii lądów przyjmuje się, że jest od 400 do 800 czynnych wulkanów. Nieczynnych – setki tysięcy.
I to tylko zwykłe wulkany. A co z superwulkanami?
Ich średnica dochodzi nawet do 100 kilometrów i więcej. Na tych obszarach występuje wiele mniejszych, ciągle aktywnych wulkanów.
A jego erupcja?
Ma efekt na poziomie globalnym, który może zagrozić życiu na całej Ziemi. To jest właśnie ta różnica.
Ile jest superwulkanów?
W tej chwili wymienia się siedem takich obiektów na Ziemi – w tym włoskie Pola Flegrejskie w okolicach Neapolu i Wezuwiusza.
O nim jednak się nie mówi w kategoriach największego zagrożenia. Jako najniebezpieczniejszy wymienia się ten znajdujący się na terenie Parku Narodowego Yellowstone.
Zanim do niego przejdziemy, jest jeszcze jeden bardzo groźny wulkan, Toba. Jego wybuch 75 tys. lat temu był jednym z najgroźniejszych w młodszych dziejach Ziemi i ludzkości.
Dlaczego?
W wyniku erupcji Toby na Sumatrze zginęło, według różnych szacunków, od 70 do 90 proc. ówczesnej populacji ludzi na naszej planecie. Bardziej optymistyczni badacze uważają, że wybuch przeżyło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, umiarkowanie optymistyczni że przeżyło 15 tys., a najmniej – od trzech do pięciu tysięcy. Na całej Ziemi przeżyła populacja niewielkiej wioski! Ludzie nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, jakie niesie superwulkan.
Grozi nam kolejna taka erupcja?
Na pewno.
Kiedy?
Nie wiadomo. W ciągu ostatnich 36 milionów lat doszło do 42 erupcji superwulkanów – średnio raz na mniej niż milion lat. Nie jest to częsty proces dla nas, ale z perspektywy dziejów Ziemi – tak. I jak najbardziej może się to zdarzyć .
Pamiętajmy również, że wulkany działały w różnych epokach geologicznych. Na obszarze Polski również mieliśmy swoje wulkany.
Jakie?
Na przykład Góra Świętej Anny, wulkan który działał od 26 do 21 milionów lat temu. To bardzo niewiele z punktu widzenia geologa. Najmłodszy wulkan na terenie Polski, z którego lała się lawa i ział ogień, był blisko Lądka Zdroju, u styku masywu Śnieżniki i Gór Złotych. Był aktywny 800 tys. lat temu.
Dalej mówimy o wulkanach, których działalność należy do odległej przeszłości. Wróćmy jednak do Yellowstone. Obawy o jego aktywność są słuszne?
Jak najbardziej.
Dlaczego?
To jeden z dwóch, obok Toby, najbardziej groźnych wulkanów na Ziemi. Yellowstone to potężny superwulkan, którego wybuchy miały miejsce, według naszej wiedzy, trzykrotnie. Pierwszy miał miejsce ponad dwa miliony lat temu, drugi milion 300 tys. lat temu, a trzeci, o którym wiemy najwięcej, miał miejsce 640 tys. lat temu. Ostatnia erupcja była też najsilniejsza. W indeksie eksplozywności wulkanicznej osiągnęła najwyższą skalę. Do atmosfery zostało wtedy wyrzuconych ponad tysiąc kilometrów sześciennych materiału piroklastycznego.
Czyli?
Popiołów i pyłów wulkanicznych, które w atmosferze utrzymują się latami. Dla porównaniu, po erupcji wulkanu Eyjafjallajokull na Islandii w 2010 roku, kiedy wstrzymywano loty, do atmosfery przedostało się około 0,1 kilometra sześciennego. Widzi pan, o jakiej skali mówię.
Po zakończeniu erupcji komory magmowe zapadły się w sobie. To potężne zbiorniki płynnej lawy pod wulkanami, które potrafią sięgać poniżej 100 km w głąb ziemi. W przypadku Yellowstone nie potrafimy określić, jak głęboko sięga. Wiadomo, że to tylko potężny i wyjątkowo rozległy zbiornik magmy – sama kaldera po erupcji tego wulkanu ma obecnie wymiary 55 na 80 km. Jeśli miałbym to porównać, to zapadlisko zmieściłoby się między Opolem a Wrocławiem.
Aktywność tego obszaru utrzymuje się do dzisiaj – mamy gejzery, gorące źródła, gazy zwane ekshalacjami wulkanicznymi. Ale na razie lawa nie wypływa – ostatni raz zdarzyło się to 70 tys. lat temu.
Co by się stało, gdyby znowu nastąpiła erupcja Yellowstone?
Prognozuje się, że gdyby nastąpił wybuch podobny do tego sprzed 640 tys. lat, zniszczyłby on większość terytorium Stanów Zjednoczonych. Wyrzucone materiały pokryłyby wszystko metrową warstwą w promieniu 500 km. A z powodu emisji ogromnej ilości pyłów, gazów czy tlenku siarki do atmosfery nastąpiłoby czasowe ochłodzenie klimatu.
Jak?
Tlenek siarki stworzyłby cienki welon kwasu siarkowego naokoło planety, odbijający światło słoneczne. Utrzymywałby się przez wiele lat. Szacuje się, że z powodu zmian klimatycznych około pięć miliardów ludzi zmarłoby z głodu. Scenariusz takiego wybuchu można zobaczyć w filmie dokumentalnym "Superwulkan – scenariusz katastrofy". To oczywiście film katastroficzny, ale sporo w nim prawdy naukowej.
I wszystko to przez erupcję wulkanu.
Tak.
NASA również przejęła się tym potencjalnym zagrożeniem. Pojawił się plan schłodzenia superwulkanu poprzez pompowanie w jego wnętrze zimnej wody. To sensowne rozwiązanie?
Nie za bardzo. Precyzując, NASA chce wykonać otwór o głębokości 10 kilometrów i schładzać magmę. Moim zdaniem, ten pomysł się nie sprawdzi, ale nie chcę przesądzać, bo NASA może posiadać dane do których dostępu nie mam. Są jednak pewne oczywiste problemy.
Jakie?
Ten zbiornik magmy jest niesamowicie rozległy i sięga głęboko pod ziemię. Schłodzilibyśmy tylko jej powierzchnię. Mało tego, ta woda mogłaby się przemienić w parę i przyśpieszyć rozerwanie na tym obszarze skorupy ziemskiej.
Czy da się w jakikolwiek sposób zapobiec ewentualnemu wybuchowi?
Nie. Jedyne, co można zrobić, to ewakuacja ludzi. Jeśli jednak mówimy o całym państwie, dość dużym zresztą, to musiałaby się odbyć na inny kontynent. To są siły, na które ludzie nie mają wpływu i muszą na nie patrzeć z niesamowitą pokorą.