Jakie zagrożenia czekają na dzieci w smartfonach
Prawie 100 proc. dzieci do 9 lat ma dostęp do internetu przez smartfona. 25 proc z nich ma konto na Facebooku. A kontrola ze strony rodziców? Prawie żadna.
Żyjemy dziś w internetowym świecie – co do tego nikt nie ma wątpliwości. Dotyczy to także dzieci i to tych najmłodszych w wieku 7, 8 i 9 lat. Własnego smartfona z dostępem do internetu ma 80 proc. z nich. A te które nie mają swojego telefonu łącza się przez telefon któregoś z rodziców. Łącznie aż 97 proc. dzieci ma dostęp do sieci przez smartfony – wynika z raportu przygotowanego przez F-Secure. A jak wygląda kontrola dzieci w internecie?
– Ta prawie w ogóle nie istnieje, jedna trzecia rodziców nawet nie sprawdza jakie strony odwiedzały ich pociechy – mówi w rozmowie z WP Karolina Małagocka, ekspert ds. prywatności w F-Secure.
– Czy smartfon z internetem jest dla dziecka zagrożeniem?
– Pierwszy smartfon rodzice kupują dzieciom w wieku 7-8 lat. Skutkuje to tym, że na pierwszą komunię telefon dostaje tylko 9 proc. dzieci. Reszta już po prostu go ma. Chociaż ma on przede wszystkim służyć do kontaktu z dzieckiem to w większości najmłodsi wykorzystują je do grania i surfowania w internecie. Z naszego raportu wynika, że dzieci spędzają przed ekranem smartfona 2,5 godziny dziennie. Pierwszym zagrożeniem jest już samo to, że dzieci nie mają czasu na bycie off-line i poznawanie świata, zawieranie fizycznych znajomości czy po prostu zabawę.
– Jak wygląda aktywność dzieci na smartfonach?
– Przede wszystkim są to gry. Te potrafią być dla dzieci niezwykle wciągające. Najmłodsi są bardzo podatni na tego typu rozrywkę. Już samo to jest zagrożeniem. Oprócz tego dużym problemem są tzw. mikro płatności w grach, czyli elementy gier (nowe poziomy, muzyka, wygląd), które można kupić jednym kliknięciem za niewielkie kwoty (od kilku do kilkunastu zł). Dzieci chętnie to robią. Po drugie większość dzieci może instalować sobie dowolne aplikacje, a nie każde są dla nich odpowiednie.
– A jak wygląda aktywność dzieci w internecie?
– W dużej mierze jest to oglądanie filmów m.in. na Youtubie. Ale też spora cześć, bo aż 25 proc. dzieci przed 9 rokiem życia, ma własne konta na Facebooku i innych portalach społecznościowych. Chociaż w regulaminie Facebooka jest wymóg, który mówi, że użytkownik musi mieć min. 13 lat. Zarówno na Youtubie jak i na Facebooku nie trudno o treści, które mogą być nieodpowiednie dla tak młodych osób. Oprócz tego są one bardzo podatne na teoretycznie nieszkodliwe przekazy jak np. reklamy. Z jednej strony dzieci są od początku "maglowane" reklamami przez koncerny, a z drugiej powstają ich szczegółowe profile reklamowe, które są chętnie wykorzystywane przez internetowych gigantów.
– Mówisz, że kontrola ze strony rodziców nad tym co robią na smartfonach robią ich pociechy jest niewystarczająca. Jak zatem wygląda to w praktyce?
– Pytani przez nas rodzice mówili najczęściej, że po prostu zaglądają dzieciom przez ramię lub zabierają urządzenie. Jest to oczywiście bez sensu. Nie mogą przecież zaglądać przez ramię cały czas gdy dziecko korzysta ze smartfona. Taka "kontrola" może wręcz robić więcej złego niż dobrego, bo dziecko i tak znajdzie to, na co rodzic nie pozwoli. Poza tym to jedynie złudzenie kontroli. Z jednej strony gdy dziecko idzie bawić się na ogrodzonym placu zabaw to nie spuszczają go z oka. A z drugiej gdy siedzi cicho na kanapie ze smartfonem, to pozwalają mu na wszystko. A w internecie może czaić się więcej zagrożeń niż na podwórku. Dochodzi do tego, że często dzieci nie mają nawet założonej blokady ekranowej. Jeśli taki telefon zostanie zgubiony lub skradziony, to ten kto go zdobędzie, uzyska dostęp do wszystkiego co dziecko ma na telefonie.
– Jak w takim razie powinna wglądać skuteczna kontrola rodzicielska nad smartfonem dziecka?
– Chociaż ludzie mają o nich mieszane zdanie, to programy kontroli rodzicielskiej nie są takim złym pomysłem. Po pierwsze pozwalają np. kontrolować godziny, kiedy dziecko używa smartfona (np. blokuje dostęp do gier w nocy). Ważnym zadaniem takich programów jest blokowanie nieodpowiednich treści. Kiedyś działało to na zasadzie blokowania całych domen, które mogą wydać się zagrożeniem. Teraz idzie się w kierunku blokowania konkretnych treści, a nie całych stron. Mogło się przecież zdarzyć, że na teoretycznie "bezpiecznej" stronie pojawi się coś nieodpowiedniego. Tak samo mogło działać w drugą stronę, gdy strona zostałaby zablokowana, bo pojawiłaby się na niej np. informacja o śmierci założyciela "Playboya". Jednak nawet najlepsze programy nie zastąpią po prostu zwykłej rozmowy.
– Jak w takim razie taka rozmowa powinna wyglądać?
– Tak jak to wygląda w przypadku większości rozmów z dziećmi, nie można ich traktować z góry i wydawać zakazów typu: w nic nie klikaj, nigdzie nie wchodź. To po prostu nie zda egzaminu. Trzeba wytłumaczyć, że w internecie może zobaczyć różnie, niewłaściwe dla siebie rzeczy i żeby w takim wypadku przyszło i pokazało. Warto też powiedzieć, że każdą nową aplikację ma pokazać rodzicowi. No i przede wszystkim dobrze jest, zwłaszcza na początku, spędzić trochę czasy z dzieckiem w internecie i pokazać dobre praktyki. Sama wiem, że często dziecku daje się smartfona, żeby mieć chwilę spokoju, ale warto zainwestować ten czas. Później się on zwróci.
– Skoro rodzice nie mówią tego swoim dzieciom już teraz, to jak w ogóle wyglądają rozmowy o bezpieczeństwie?
– Zazwyczaj ograniczają się do: nie upuść, nie zepsuj.