Jak stworzyć własną kryptowalutę? Zrobiłem to w godzinę - poznajcie Burtancoin
Inwestowanie w kryptowaluty jest już passe. Zamiast wchodzić w Bitcoiny czy Ether, stwórzcie swoją własną. Ja już mam. Teraz mogę nią handlować i spekulować. Wystarczy tylko znaleźć chętnego na jej kupno.
Przygotowanie się do stworzenia własnej "krypciochy" zaczyna się tradycyjnie od Google. Wpisując hasło "jak założyć własną kryptowalutę" zostajemy zasypani wynikami pokroju "5 sposobów na własnego Bitcoina".
Ponieważ jestem kompletnym amatorem, skupiam się na tych wynikach, w których opisane metody nie wymagają znajomości programowania, pobierania dodatkowych aplikacji, o płaceniu już nie mówiąc (tak, są serwisy oferujące szybkie stworzenie własnej waluty za odpowiednią cenę). Zresztą, to by odarło szukanie z całej przyjemności.
Po przeczesaniu i wstępnej selekcji postanowiłem w końcu zawierzyć poradnikowi na serwisie Medium. Tytuł "Jak stworzyć własny token w Ethereum w 20 minut" przyciągnął moje oko. Ale zaraz, chciałem zrobić własną kryptowalutę, a nie token. Może to synonimy? Postanowiłem upewnić się i sprawdziłem definicję na jednym z fachowych portali:
"Token jest w rzeczywistości nowym terminem, odnoszącym się do jednostki wartości wydanej przez podmiot prywatny. Chociaż tokeny posiadają wiele podobieństw do bitcoinów, to są czymś znaczenie więcej aniżeli cyfrową walutą, ponieważ mogą być używane w szerszym spectrum zastosowań".
Jednostka wydana przez podmiot prywatny? Jesteśmy w domu. Zobaczmy w takim razie, co muszę zrobić, by zostać nowym kryptowalutowym bonzem.
Na początku autor poradnika sugeruje wykorzystanie strony MyEtherWallet oraz testowej sieci Ropsten, która służy właśnie do próbnego zbudowania własnego imperium. Na tej stronie powstanie nasz portfel z kryptowalutami – najpierw wpisujemy hasło, później dostajemy prywatny klucz do podpisywania transakcji w necie. Zapamiętujemy również wygenerowany adres do portfela.
Na szczęście w sieci można znaleźć sporo "szablonów" do stworzenia autorskiego tokena, udostępnionego na zasadzie open source. Po pobraniu kodu moim jedynym zadaniem było przerobienie nazw na własne. Po redakcyjnej burzy mózgów skromnie określiłem swoją kryptowalutę mianem "Burtancoina". W końcu to ja poświęcam swój czas, więc mogę pozwolić sobie na chwilę próżności. Jednostką monetarną została emotka ".".
Tutaj też zaczęło robić się ciekawie – miałem bowiem gotowy kod, który musiałem wdrożyć na stronie aby upublicznić swój token. Do tego potrzebowałem kodu bajtowego, czyli specjalnej instrukcji do wykonania danej czynności – w tym przypadku wdrożenia umowy. Wystarczyło go przekopiować ze specjalnej zakładki. Dodałem go w wybrane miejsce i… nic.
Spróbowałem znowu.
Dalej nic.
Znowu.
Nic.
Mógłbym tak w nieskończoność, ale 20 minut nagle zamieniło się w godzinę – na ostatniej prostej mój pieczołowicie przygotowany kod okazał się błędny. Zacząłem szukać rozwiązania – w końcu nie mogłem się teraz poddać. Okazało się, że wrzucany przeze mnie kod był zbyt "zaśmiecony" – przez nadmiar komend cała operacja zatrzymała mnie dłużej niż chciałem. Dzięki poradom w komentarzach udało mi się jednak w końcu uporać z krnąbrnymi linijkami i w końcu się udało.
Aby jednak upewnić się, że wszystko zostało odpowiednio skonfigurowane, czeka nas ostatnia weryfikacja kontraktu i… jest! Burtancoin jest już w bazie Ropsten. Zasadniczo było to łatwiejsze, niż myślałem. Oczywiście to tylko przymiarka. Na razie 100 Burtancoinów da się podzielić do 18 miejsc po przecinku – na razie jednak nic za nie kupię, bo są warte równe zero.
Samo doświadczenie nie trwało może szczególnie długo, ale było zdecydowanie pouczające. Przede wszystkim założenie własnej kryptowaluty jest bardzo proste. Jednak wszyscy eksperci w sieci powtarzają, że dopiero promocja, dalsza sprzedaż, utrzymanie bezpieczeństwa i wykorzystywanie tokenów jest prawdziwym wyzwaniem. Ale opłacalnym – rynek tokenów na Ethereum jest wyceniany obecnie na 37 miliardów dolarów.
Ja natomiast dobrze się bawiłem podczas tworzenia własnej cyfrowej waluty. Skoro już opanowałem podstawy, nadszedł czas, by opuścić bezpieczną sieć testową i spróbować swoich sił w prawdziwym cyfrowym świecie.
Przy okazji próbowałem również pobawić się w kopacza Etheru – niestety, mój laptop zaczął się tak nagrzewać i zwolnił, że szybsze było stworzenie własnej waluty niż wykonanie choćby dziesiątej części tej bardziej popularnej. Komputer przyda mi się jeszcze do czegoś innego niż smażenia.
Jeśli ktoś myśli, że cały proces jest bez sensu, to Garlicoin – czosnkowa kryptowaluta zrobiona dla żartu – ma kapitalizację przekraczającą pół miliona dolarów. W internecie można zrobić pieniądze na wszystkim.