Jak może wyglądać koalicyjny atak USA na Syrię? [PROGNOZA]

Administracja Donalda Trumpa przygotowuje się do „silnej” odpowiedzi na użycie broni chemicznej w syryjskiej Dumie, co przypuszczalnie będzie oznaczało przeprowadzenie uderzenia zbrojnego. Będzie on trudny do przeprowadzenia ze względu na obecność Rosji w regionie.

Jak może wyglądać koalicyjny atak USA na Syrię? [PROGNOZA]
Źródło zdjęć: © US Navey
Bolesław Breczko

13.04.2018 16:09

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Siły zbrojne USA przygotowują się obecnie do ataku na cele w Syrii, w odpowiedzi na użycie broni chemicznej przez siły Asada. Choć wykorzystanie „opcji militarnej” nie jest przesądzone, to wiele na to wskazuje. Przypomnijmy, że nie udało się osiągnąć konsensusu w ramach ONZ. Co więcej, prezydent Donald Trump zdecydował się odwołać swoją wizytę w Ameryce Łacińskiej, aby móc lepiej koordynować działania administracji. Również sekretarz obrony gen. Mattis wprowadził zmiany w planach aktywności na nadchodzące dni, co jest postrzegane jako przygotowanie do ataku.

Prezydent Trump nazwał niedawno na Twitterze relacje z Rosją najgorszymi w historii, włącznie z czasami Zimnej Wojny. Zapowiedział też, że pociski będą wystrzelone i będą "ładne, nowe i <>". Wezwał Rosję do przygotowania się, jednocześnie nazywając po raz kolejny Asada "zwierzęciem".

Nieco ponad rok temu, 7 kwietnia 2017 roku Amerykanie przeprowadzili uderzenie na syryjską bazę Szajrat za pomocą rakiet manewrujących Tomahawk po ataku chemicznym. Działania przeprowadzono jednorazowo i samodzielnie, choć Rosjan ostrzeżono o ataku. Obecnie jednak administracja bierze pod uwagę podjęcie działań w koalicji, o czym świadczą liczne konsultacje – między innymi z premier Wielkiej Brytanii Teresą May i prezydentem Francji Emanuelem Macronem. Trump rozmawiał również w ciągu ostatnich paru dni z sojusznikami z regionu – z premierem Iraku Haiderem Al-Abadim, czy niedawno z emirem Kataru Tanimem Bin Hamad Al Thanim.

Ewentualne uderzenie na cele w Syrii może mieć znacznie szerszy zakres, gdyż jednorazowy atak z użyciem Tomahawków nie odniósł skutku. Wszystko to w sytuacji, gdy rosyjska obrona przeciwlotnicza w Syrii została znacznie wzmocniona, a z Moskwy płyną sygnały o możliwej reakcji na atak – włącznie z ostrzelaniem nosicieli rakiet, jakie zostaną odpalone w kierunku Syrii (samolotów, okrętów). Jak może zatem wyglądać atak na cele w Syrii?

Prawdopodobne jest użycie rakiet manewrujących, odpalanych z wody, i być może z powietrza. Podobnie jak rok temu, w trakcie operacji mogą zostać użyte rakiety manewrujące Tomahawk, przenoszone przez amerykańskie okręty nawodne i podwodne w rejonie działań. Oprócz nich pociski dalekiego zasięgu (jak JASSM) mogą jednak również być użyte przez lotnictwo, choćby samoloty startujące z licznych baz amerykańskich na Bliskim Wschodzie. Francuzi i Brytyjczycy mają w rejonie działań samoloty zdolne do użycia rakiet manewrujących powietrze-ziemia Scalp EG/Storm Shadow (m.in. Rafale i Tornado). Dodatkowo, na Morzu Śródziemnym znajduje się francuska fregata typu FREMM Aquitaine, uzbrojona między innymi w 16 rakiet manewrujących NCM/MdCN. Wszystkie te środki rażenia, o zasięgu od kilkuset do ponad tysiąca km, dają możliwość ataku spoza zasięgu przynajmniej części systemów obrony powietrznej rozmieszczonych w Syrii. Trzeba też pamiętać, że ewentualne zestrzelenie pocisków cruise, na przykład przez Rosjan, niesie ze sobą znacznie mniejsze konsekwencje, niż utrata załogowego samolotu.

Konieczne może być przełamanie syryjskiej obrony powietrznej. Jednym z ważnych celów ataku, szczególnie w jego pierwszej fazie, mogą być elementy syryjskiej obrony powietrznej. Podobna sytuacja miała zresztą miejsce rok temu, ale była ograniczona do systemów OPL w rejonie bazy, będących jednym z wielu celów ataku. Możliwe jest stosowanie zakłóceń elektronicznych, pocisków przeciwradiolokacyjnych, czy na przykład pułapek klasy MALD, służących do zmylania stacji radiolokacyjnych i tworzenia „pozornych celów”. Innym możliwym, czy nawet prawdopodobnym rozwiązaniem jest włączenie do zgrupowania myśliwców typu stealth, przede wszystkim F-22 Raptor, w celu osłony przed lotnictwem przeciwnika, a także prowadzenia szeroko zakrojonego rozpoznania zagrożeń powietrznych i naziemnych. W działaniach mogą też zostać użyte inne środki rażenia – rakiety przeciwradiolokacyjne, małowymiarowe bomby kierowane klasy SDB itd.

Atak z wielu kierunków. Jako jedną z możliwości komentatorzy wymieniają atak rakietowy z obszaru Morza Śródziemnego. Ta opcja pozostaje prawdopodobna, ale ma też wiele wad. Na wybrzeżu skoncentrowane są rosyjskie instalacje i systemy obrony powietrznej. Możliwy jest więc atak z baz na Bliskim Wschodzie, wykorzystywanych w działaniach przeciwko Daesh i np. odpalenie pocisków powietrze-ziemia znad obszaru kontrolowanego przez Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF). Otwartą kwestią jest ustalenie zgody na użycie przestrzeni powietrznej danego państwa(np. Iraku) do ataku na cele w Syrii. Morze Śródziemne jest więc możliwym i prawdopodobnym obszarem działań, ale nie jedynym. Przypomnijmy, że również Rosjanie odpalali w kierunku Syrii pociski manewrujące nie tylko z Morza Czarnego, ale również z Morza Kaspijskiego. Atak z wielu kierunków jest trudniejszy do powstrzymania, może też być wybraną opcją z uwagi na szerszy zakres celów.

Ryzyko konfrontacji z Rosją. W rejonie działań znajdują się rosyjscy żołnierze i jednostki wojskowe. Co więcej, obrona przeciwlotnicza została wzmocniona, a Rosjanie zapowiadają, że będą strzelać do amerykańskich pocisków manewrujących, ale też do ich nosicieli. Uniknięcie konfrontacji będzie dużo trudniejsze niż rok temu. Wpływ na to wywierają nie tylko czynniki polityczne i demonstrowana przez Rosjan wola obrony Asada, ale też względy czysto operacyjne – choćby prawdopodobne zaatakowanie większej liczby celów, co automatycznie utrudnia takie zaplanowanie nalotów, aby nie doszło do niebezpiecznych sytuacji.

Wojna informacyjna i nieprzewidywalność. Charakterystyczną cechą obecnej sytuacji w Syrii jest duży stopień nieprzewidywalności, i to w warunkach wojny informacyjnej. Działania w tym zakresie prowadzone są przez wszystkie strony konfliktu: nie tylko największe mocarstwa, ale też różnych aktorów państwowych i niepaństwowych w regionie. To utrudnia zarówno podejmowanie decyzji, jak i prognozowanie sytuacji. Według części źródeł Brytyjczycy domagają się pełnego potwierdzenia ataku z użyciem broni chemicznej przed użyciem działań zbrojnych. Kolejnym czynnikiem zwiększającym nieprzewidywalność jest obecność sił zbrojnych więcej niż jednego mocarstwa w Syrii.

Europejska agencja kontroli przestrzeni powietrznej Eurocontrol wystosowała ostrzeżenie, według którego w rejonie Morza Śródziemnego może dojść do użycia rakiet manewrujących powietrze-ziemia lub woda-ziemia w ciągu najbliższych 72 godzin. Jest to kolejny dowód na to, że sytuacja jest napięta, a interwencja zbrojna – prawdopodobna, choć na razie wciąż nic nie jest przesądzone. Według doniesień agencyjnych w Pentagonie analizowane są różne warianty - zarówno zakrojonych na szeroką skalę działań, jak i bardziej ograniczonych. Niewątpliwie trwa też zbieranie informacji wywiadowczych z różnych źródeł.

Możliwe, że działania rozpoczną się nieco później lub będą realizowane w kilku fazach. Amerykańska marynarka wojenna poinformowała o „planowej” relokacji grupy uderzeniowej lotniskowca USS Harry S. Truman do rejonu Morza Śródziemnego. Okręt ma opuścić Norfolk 11 kwietnia, co powoduje że w rejonie działań może znaleźć się prawdopodobnie kilka-kilkanaście dni później. W grupie ma się znajdować pięć okrętów zdolnych do odpalania rakiet Tomahawk (jeden krążownik typu Ticonderoga i cztery niszczyciele Arleigh Burke, w tym pierwsza jednostka tego typu o tej samej nazwie). Później dołączą do niej jeszcze dwa niszczyciele, a przez pierwszą część misji grupie towarzyszyć będzie niemiecka fregata Hessen.

To ostatnie jest w pewnym sensie dowodem, że była ona przewidziana już wcześniej. Obecnie według dostępnych informacji Amerykanie nie mają w rejonie działań grupy lotniskowcowej, najbliżej Syrii - spośród nawodnych jednostek z rakietami Tomahawk - jest niszczyciel USS Donald Cook, wspierany przez francuską fregatę typu FREMM, dysponującą pociskami manewrującymi NCM/MdCN. Nota bene oba typy rakiet są brane pod uwagę w polskim programie okrętu podwodnego Orka. Przypuszczalnie te siły mogą zostać wsparte przez przynajmniej jeden okręt podwodny US Navy uzbrojony w rakiety Tomahawk. Potencjał amerykańskiej floty w rejonie działań będzie zwielokrotniony dopiero za kilka-kilkanaście dni. Oczywiście już dziś mogą prowadzić działania samoloty lotnictwa bazowania naziemnego, USAF jak i sojuszników.

Obraz
© Defence24.pl

Operacja w Syrii może więc być jedną z najtrudniejszych, realizowanych przez Stany Zjednoczone i sojuszników po zakończeniu Zimnej Wojny. Paradoksalnie, z politycznego punktu widzenia, jej cele będą raczej ograniczone do zapobieżenia dalszemu użyciu broni chemicznej w Syrii. Pomimo tego, Amerykanie i sojusznicy będą musieli się liczyć z niebezpieczeństwem reakcji ze strony Rosji, czy wystąpienia nieprzewidzianych, niebezpiecznych incydentów.

O dynamice sytuacji świadczy fakt, że jeszcze niedawno sam Donald Trump planował ograniczenie zaangażowania w działania w tym kraju, a obecnie mówi się o przeprowadzeniu dużej, koalicyjnej operacji powietrznej wymierzonej we wspierany przez Rosję i Iran reżim, do niedawna (za wyjątkiem uderzenia z 7 kwietnia) nie będący celem ataków USA i sojuszników. Skutki działań, jakie zostaną podjęte w ciągu najbliższych dni, a może nawet godzin, mogą mieć trwały wpływ na architekturę bezpieczeństwa, nie tylko na Bliskim Wschodzie.

Autor: Jakub Palowski

Źródło artykułu:Defence24
Komentarze (10)