Cudowne bronie Hitlera. Mogły odmienić los wojny i zmieść nasze miasta z powierzchni ziemi
26.05.2016 | aktual.: 06.03.2017 13:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Fenomen niezwykłej władzy, jaką miał nad swoim narodem Adolf Hitler stale budzi ciekawość nie tylko historyków - dowodem na to są niezliczone prace traktujące o życiu i działalności tego zbrodniarza. Opisywano bardzo dokładnie jego wojenne kwatery, w których podczas II wojny światowej spędzał dużo czasu, a które pozostają obecnie jedynym, funkcjonującym w przestrzeni publicznej, "pomnikiem" po III Rzeszy. Wiele publikacji poświęcono tajemniczym broniom, które miały przynieść Hitlerowi władzę absolutną. Miały wykorzystywać najnowsze technologie i siać strach na całym świecie. Bronią, która mogła zmieść z powierzchni ziemi niejedno miasto. Działa, latające spodki, torpedy elektromagnetyczne i wiele innych prac, które zlecał Hitler na potrzeby działań wojennych wciąż zadziwiają. Tym bardziej, że część z nich powstawała lub była testowana w Polsce.
Fenomen niezwykłej władzy, jaką miał nad swoim narodem Adolf Hitler, stale budzi ciekawość nie tylko historyków. Dowodem na to są niezliczone prace traktujące o życiu i działalności tego zbrodniarza. Opisywano bardzo dokładnie jego wojenne kwatery, w których podczas II wojny światowej spędzał dużo czasu, a które pozostają obecnie jedynym, funkcjonującym w przestrzeni publicznej, "pomnikiem" po III Rzeszy. Wiele publikacji poświęcono tajemniczym broniom, które miały przynieść Hitlerowi władzę absolutną. Miały wykorzystywać najnowsze technologie i siać strach na całym świecie. Bronią, która mogła zmieść z powierzchni ziemi niejedno miasto. Działa, latające spodki, torpedy elektromagnetyczne i wiele innych prac, których opracowanie zlecał Hitler na potrzeby działań wojennych, wciąż zadziwiają. Tym bardziej, że część z nich powstawała lub była testowana w Polsce.
Oto one: - Doskonale widoczny z brzegu zatoki system badawczy torped w Gdyni - Gigantyczne działo, cudowna broń V-3, której testy odbywały się w Zalesiu - Supernowoczesny, niewykrywalny dla radarów myśliwiec Horten-29 - Pozbawiony śmigieł, szybki, zdolny do wykonywania manewrów niedostępnych dla innych konstrukcji Messerschmitt Me 262 - Latający spodek (zdj. powyżej) Haunebu / V-7
Torpedownia w Gdyni - tu testowano tajne torpedy magnetycznye i akustyczne
Niemcy pozostawili na polskich terenach całe mnóstwo pamiątek z okresu wojennego. Niektóre z nich to wyjątkowe na skalę europejską obiekty. Bez wątpienia jednymi z nich są znajdujące się w wodach Zatoki Gdańskiej torpedownie, stanowiące element systemu badawczego torped. Najbardziej charakterystyczną budowlą wznoszącą się ponad taflę wody jest Torpedowaffenplatz Hexengrund (TWP). Wabi ona miłośników opuszczonych miejsc i od lat niszczeje w Zatoce Gdańskiej. Centralny obiekt niemieckich ośrodków znajduje się w odległości około 300 metrów od brzegu Zatoki Gdańskiej przy gdyńskiej dzielnicy Babie Doły i jest doskonale widoczny nawet z odległości kilku kilometrów. Lokalizacja była wręcz idealna dla takiego obiektu - brak fal sprzyjał przeprowadzanym testom, a gęsta roślinność maskowała poszczególne obiekty kompleksu. W całym kompleksie testowano jedne z tak zwanych cudownych broni Hitlera - tajnych torped magnetycznych i akustycznych.
Torpedownia w Gdyni - tu testowano tajne torpedy magnetycznye i akustyczne
Wyspa-forteca TPW przez cztery lata wojny służyła III Rzeszy - wraz z obiektami na lądzie - jako jeden z ważniejszych ośrodków badawczych nad torpedami lotniczymi. Z hali montażowej znajdującej się na lądzie pociski były transportowane do najważniejszego elementu całego kompleksu znajdującego się na wodzie. Torpedowaffenplatz Hexengrund służyła Niemcom jako hala montażowa i obiekt testowy dla Luftwaffe (Sił Powietrznych III Rzeszy). Także w niej znajdowały się urządzenia służące do wykonywania próbnych strzałów, a oprócz nich hamownia silników, magazyn torped i głowic, elektrownia, kompresornia, maszynownia, pomieszczenia biurowe oraz najważniejszy element całego systemu - aparaty torpedowe, z których pociski wystrzeliwano na tor próbny.
Zamiast mieszanki wybuchowej stosowano masę zastępczą. Pocisk posiadał ograniczoną ilość paliwa, dzięki czemu możliwa była kontrola zasięgu torpedy. Podczas kontrolnego wystrzału sprawdzano, czy wszystkie mechanizmy odpowiednio działają, a także rejestrowano i analizowano przebieg, kurs, czas i prędkość. Do tego służyła głównie zwrócona w stronę zatoki wieża obserwacyjna TWP. Po dopłynięciu do okolic półwyspu, pracujący przymusowo dla Hilterowców rybacy wyławiali pociski, które wracały do portu. Tam były uzbrajane i magazynowane lub przeznaczane po dokładnej analizie do kolejnych testów.
Więcej o systemie badawczym torped na wodach gdyńskiej zatoki dowiecie się z materiału Sebastiana: W Gdyni testowano broń Hitlera. Historia torpedowni i kompleksu badawczego
Gigantyczne działo V-3 było testowane w polskim Zalesiu
Gdyby hitlerowskim Niemcom udało się ukończyć ten projekt, to być może losy II wojny światowej potoczyłby się inaczej. V3 - zwana kolejną cudowną bronią, "Wunderwaffe", miała przechylić szalę zwycięstwa na rzecz Niemiec, dać wyjątkową przewagę bojową, a przy okazji nie narażać na niebezpieczeństwo żołnierzy. Wart odnotowania jest fakt, że sporą cześć prac i testów przeprowadzano w Polsce - w Zalesiu, położonym na południe od Międzyzdrojów na wyspie Wolin. Ta broń miała być gigantycznym działem, jakiego do tej pory nie oglądano na polach bitew. W tym przypadku ładunek miał być rozpędzany poprzez całą serię eksplozji małych ładunków rozmieszczonych wzdłuż lufy. Finalnie zrezygnowano jednak z ładunków na rzecz niewielkich silników rakietowych umieszczonych parami wzdłuż lufy. Dzięki tej nietypowej konstrukcji V3 doczekało się kryptonimu "Stonoga". W ten sposób chciano wyjątkowo duże przyśpieszenie, dzięki czemu działo miało mieć ogromny zasięg działa - ponad 150 km.
W roku 1942 powstały plany zbudowania działa, którego lufa miała mierzyć aż 130 m długości, a jego zasięg miał wynosić aż 160 km! Działo miało powstać tylko po to, aby całkowicie zniszczyć Londyn.
Pierwsze prace nad konstrukcją prowadzono w Polsce. W Zalesiu na wyspie Wolin zbudowano trzy testowe wyrzutnie V3. Do dziś można tam oglądać pozostałości całej konstrukcji w postaci betonowych podpór umieszczonych na stromym zboczu.
Więcej na temat działa możecie się dowiedzieć z naszego obszernego artykułu, poświęconego V3: Największe działo II wojny światowej. Hitler testował je w Polsce
Supernowoczesny, niewykrywalny dla radarów myśliwiec Horten 2-29
Pod koniec II wojny światowej Niemcy pracowali także nad supernowoczesnym, niewykrywalnym dla radarów myśliwcem. Gdyby zdołali stworzyć coś więcej niż plany konstrukcyjne i zaledwie kilka prototypów, losy światowego konfliktu mogłyby się potoczyć zupełnie inaczej. Horten 2-29 mógłby stanowić zagrożenie nie do zatrzymania dla systemów obronnych aliantów. A wszystko to prawdopodobnie przez przypadek.
Byłby zdolny do osiągania prędkości rzędu 970 kilometrów na godzinę. A dzięki czterem działom 30 mm i dwóm 500-kilogramowym bombom , przewożonym na pokładzie, stanowić mógłby poważne zagrożenie dla celów na ziemi i w powietrzu. Horten Ho 22-9 byłby również o wiele trudniej wykrywalny przez stosowane przez siły aliantów radary. Jedyny egzepmplarz tego samolotu znajduje się w waszyngtońskim National Air and Space Museum. Testy przeprowadzone na początku 2009 roku dowiodły, że - niezależnie od tego, jakie były plany konstruktorów - Horten Ho 22-9 mógł być jednocześnie pierwszym myśliwcem-bombowcem typu stealth w historii. Grupa ekspertów zrekonstruowała wtedy samolot na podstawie ocalonego prototypu i oryginalnych planów, by na kalifornijskiej pustyni Mojave przetestować na nim działanie radarów z czasów II wojny światowej.
Supernowoczesny, niewykrywalny dla radarów myśliwiec Horten 2-29
Replikę umieszczono na szczycie wysokiej na pięć pięter kolumny. Okazało się, że brytyjski radar byłby w stanie wykryć taki samolot z odległości ok. 130 kilometrów. W przypadku innych drugowojennych myśliwców odległość ta wynosiła ok. 160 kilometrów.
Ta różnica w odległości, która na pierwszy rzut oka może się wydawać niewielka, w praktyce mogłaby się okazać katastrofalna. Przy bardzo wysokiej prędkości, osiąganej przez Hortena Ho 22-9, zmniejszałaby ona czas na reakcję brytyjskich systemów obrony przeciwlotniczych ze standardowych 19 minut do zaledwie 8.
Jedyne, czego zabrakło Niemcom, to dalsze dopracowanie projektu. Konstrukcja myśliwca, która zapewniała mu dużą szybkość i zmniejszała jego wykrywalność przez radary powodowała również jego obniżoną sterowność i manewrowość. Nawet gdyby Ho 22-9 powstał, to w takim kształcie byłby być może zdolny do ominięcia systemów obrony przeciwlotniczej aliantów, ale już trafienie w cel mogłoby dla niego stanowić poważny problem.
Pierwszy lot prototypu myśliwca odbył się w grudniu 1944 roku. Później Niemcy nie mieli już pilotów, paliwa i przede wszystkim czasu, by dopracować ten projekt. Kto wie, co by było, gdyby prace nad nim zaczęli trochę wcześniej.
Dokładniej o Hortenie 2-29 rozpisywał się Dominik. Jego tekst znajdziecie tutaj: Tajny myśliwiec Hitlera, który mógł odmienić bieg wojny. Uratowały nas miesiące
Pozbawiony śmigieł, szybki, zdolny do wykonywania manewrów niedostępnych dla innych konstrukcji Messerschmitt Me 262
Pod koniec II Wojny Światowej niemieccy inżynierowie stworzyli genialną, jak na ówczesne czasy, konstrukcję samolotu. Pozbawiony śmigieł, szybki, zdolny do wykonywania manewrów niedostępnych dla innych konstrukcji. Nowatorska konstrukcja o całe lata wyprzedzała swoją epokę, a maszyny miały szansę zmienić wynik wojny. Messerschmitt Me 262 - bo o nim mowa - to pierwszy na świecie samolot odrzutowy wykorzystany bojowo. Jednak przez decyzję samego Adolfa Hitlera, program budowy myśliwców został opóźniony, dzięki czemu losy wojny potoczyły się zwycięsko dla aliantów.
Messerschmitt Me 262 przez wojska alianckie nazywany był jako "Turbo". Wynikało to z faktu, że niemiecka konstrukcja potrafiła rozpędzić się do prędkości nawet 870 km/h, będąc tym samym szybszą o ponad 200 km/h od myśliwców napędzanych silnikami śmigłowymi. Dla pilotów wojsk alianckich był on po prostu niedościgniony. Nie mieli szans skutecznie uczestniczyć w walce powietrznej, ani ścigać niemieckiej konstrukcji. W opisach walk powietrznych można znaleźć zapisy, które mówią, iż operatorzy wieżyczek strzelniczych w bombowcach nie byli w stanie dostatecznie szybko ich obracać, aby móc wycelować w Me 262. Generał wojsk lotniczych USA - Carl Spaatz - stwierdził wprost, że jeśli Niemcy prowadzą do służby więcej tych samolotów, to Amerykanie będą zmuszeni do zaprzestania dziennych bombardowań, gdyż straty w ludziach i maszynach będą zbyt duże.
Mimo znakomitych wyników prób w locie myśliwiec nie wszedł do seryjnej produkcji. Spowodowane było to decyzją Adolfa Hitlera, który uznał, że całą konstrukcję należy przerobić tak, aby mogła pełnić rolę bombowca. Konieczność rozpoczęcia przebudowy samolotu w kierunku zdolności przenoszenia bomb pochłonęła inżynierom mnóstwo czasu. Do tego borykali się oni z dostępnością niezbędnych materiałów takich jak wolfram oraz chrom. Ich brak w warunkach wojennych wymusił poszukiwanie innych rozwiązań bazujących na materiałach dostępnych w Niemczech. Finalnie produkcję myśliwca rozpoczęto dopiero w roku 1944.
Siła rażenia samolotu i skuteczność na polu walki była ogromna. Alianci woleli polować na Me 262 stojące na lotnisku, niż mierzyć się z nimi w boju.
Dlaczego jednak odrzutowe Messerschmitty nie zmieniły wyniku wojny? Przyczyn jest kilka. Opowiada o nich Leszek w swoim materiale na temat tego myśliwca: Stracona szansa Hitlera. Genialny samolot, który przewyższał wszystkie inne
Latający spodek Hitlera. To nie film o UFO, a prawdziwa maszyna
Trzonem sił zbrojnych III Rzeszy, oprócz wojsk pancernych, było lotnictwo. Ważnym aspektem działalności Luftwaffe były badania nad zupełnie nowymi typami statków powietrznych, mających na celu osiągnięcie przewagi nad siłami wroga. Stąd też w zapisach historycznych znajdują się wzmianki o konstrukcjach dość niekonwencjonalnych maszyn.
Haunebu, znane też jako V-7, maszyny przypominające bardziej latające spodki, niż typowe myśliwce czy bombowce, miały wkupić się w ideę "cudownej broni" (niem. Wunderwaffe). Sam Hitler był przekonany, że wdrażanie tego typu uzbrojenia do potencjału wojskowego III Rzeszy, stanowi gwarant zwycięstwa nad aliantami. Pojazd latający miał kształt dysku i, według niepotwierdzonych do dziś informacji, miał być on następcą typowego myśliwca hitlerowskich Niemiec. Podstawową różnicą między Haunebu a ówczesną flotą nazistów - oprócz budowy - było rozwiązanie, którego na próżno szukać również we współczesnych maszynach bojowych. Statek miał poruszać się za pomocą napędu antygrawitacyjnego, niestety nie wiadomo dokładnie jak wyglądał ten mechanizm. Spekuluje się, że chodziło o użycie napędu wodorowego lub jądrowego. W przypadku pierwszej hipotezy problemem jest niewystarczające wtedy jeszcze zaawansowanie technologii paliwowej, a w drugiej - trudności w pracach nad programem jądrowym III Rzeszy.
Szybko obracające się pierścienie na wzór żyroskopu miały wznosić maszynę w górę oraz pozwalać na swobodną nawigację w każdym kierunku. Podstawowymi zaletami takiego napędu miały być nieosiągalne - nawet dla ówczesnych samolotów odrzutowych - prędkości, a ponadto niesamowita zwrotność oraz możliwość wykonywania sztuczek powietrznych, pozwalających na zmylenie przeciwnika.
Według niektórych historyków, powstało kilka projektów pasujących do Haunebu. Późny prototyp był niezwykle okazałą machiną wojenną - dzięki ponad 70 metrom średnicy mógł zmieścić załogę liczącą sobie około 30 osób. Ponadto, był w stanie rozwinąć prędkość aż do 12 tysięcy kilometrów na godzinę, a pojedynczy lot mógł trwać aż... 8 tygodni.
Sebastian Kupski / Dominik Gąska / LP / Artur Olejniczak / JB