Aftershokz Trekz Titanium - słuchawki tylko dla "sportowych świrów" [BURTAN OCENIA]
Na co dzień staram się nie obsmarowywać niczego za bardzo, ani nie równać z ziemią rozwiązań zastosowanych w danym produkcie. Ale słuchawki Aftershokz Trekz Titanium to zdecydowanie nie moja bajka.
Pierwszy rzut oka już rozwiewa nasze wątpliwości, do kogo właściwie jest kierowany produkt - producent na swojej stronie dość jasno podkreśla, że ze słuchawek będą zadowoleni głównie biegacze i osoby prowadzące tak zwany aktywny tryb życia, które jednocześnie chcą zachować pewną kontrolę nad swoim otoczeniem.
Do ucha przez kości
I tutaj właśnie pojawia się nowatorska technologia przesyłania dźwięku. Myliłby się ten, kto uznał, że słuchawki po prostu puszczają melodie prosto do naszego ucha. Wykorzystują one kości czaszki, a konkretnie policzkową, do przewodzenia wibracji, które jako drgania trafiają do naszego ucha środkowego. Dzięki temu możemy słuchać muzyki, ale nie jesteśmy odcięci od dźwięków otoczenia - tak przynajmniej działa to w teorii. A jak jest w praktyce?
Cóż, trzeba się przyzwyczaić do takiej formy przewodnictwa dźwięków, bo pierwsze wrażenie jest co najmniej dziwne. Z obu stron głowy czujemy wibracje, które potrafią przejść aż do naszej szczęki. Uczucie można porównywać do łaskotania - początkowo przyjemne, z czasem zaczyna drażnić tylko po to, by na końcu je ignorować. Szczególnie mocno słychać je podczas słuchania muzyki elektronicznej albo z wyraźną linią basu - im głośniej, tym wibracje trudniej zignorować. Ale jestem pewien, że znajdą się tam “sportowe świry”, które będą zadowolone.
Sama jakość dźwięku jest jednak fatalna - płaska, bez wysokich i niskich tonów, głębi i soczystości. Jasne, te słuchawki nie zostały zaprojektowane dla audiofili do siedzenia przy kominku, ze szklanką brandy i muzyką klasyczną puszczoną po pozłacanych kablach z ich zestawu stereo w cenie auta rodzinnego. Ale jednak można było spodziewać się trochę więcej, niż “drucianej” jakości dźwięku, od której bolą uszy.
I od razu biegasz szybciej
Sam design słuchawek kojarzy mi się z innym wynalazkiem dla sportowców. Jeśli potrzebujesz osłony przed słońcem w trakcie treningu, inwestujesz w tak zwane “szybkie oksy” - okulary o opływowym wyglądzie, na których widok aż masz ochotę wyjść na jogging. Aftershokz Trekz Titanium mają ten sam sznyt - gdyby zasady gier RPG można było przenieść do codziennego życia, dodawałyby noszącemu +5 do szybkości. I mi osobiście się nie podobają - głównie przez to, że wolę nosić słuchawki nauszne, które są dla mnie wygodniejsze, a wkładanie czegokolwiek w małżowinę traktuje jako zło konieczne. Od godziny nie mam słuchawek na sobie, ale dalej czuję, w którym miejscu ucha leżały. Z drugiej strony każde słuchawki tego typu nigdy mi nie odpowiadały, a wiem, że są tam ludzie, którzy wolą “pchełki”, więc sądzę, że może im się to spodobać.
Jednak ten wygląd ma również swoje zalety - słuchawki są bardzo lekkie, można je łatwo złożyć i włożyć do kieszeni, nie zsuwają się z góry głowy podczas ćwiczeń, dość dobrze trzymają się również ucha. Nie można odmówić producentowi tego, że zadbał o to, by faktycznie można było trenować z nimi na głowie, a nie co chwila poprawiać ich położenia. W kontekście ergonomii i trzymania się naszego ciała - duży plus.
Również obsługa została uproszczona do minimum - mamy płaskie wejście do ładowania słuchawek, obok przyciski do podgłaśniania i ściszania (z czego ten pierwszy jest równocześnie przyciskiem do uruchamiania i wyłączania słuchawek) i to w zasadzie tyle. Ale to absolutnie wystarczy. Sama bateria wystarczy na około sześć godzin, a ładuje się dość szybko. Nie ma potrzeby obawiać się również o wytrzymałość słuchawek, bo jest certyfikowana (IP55) pod kątem odporności na wilgoć, pył i pot. Nie musimy się obawiać, że intensywny trening je popsuje, ale warto umyć je od czasu do czasu.
Aftershokz Trekz Titanium kosztują około 370 złotych. I ten zakup można spokojnie polecić komuś, komu zależy przede wszystkim na tym, by nie przejmować się spadającymi słuchawkami, a wrażenia dźwiękowe są u niego na drugim miejscu. Pozostałym zdecydowanie odradzam, głównie z powodu bardzo słabej jakości. Za tę cenę spokojnie znajdziemy przyzwoite, niesportowe słuchawki. I może będą nam spadać, ale przynajmniej zaoferują lepsze wrażenia słuchowe.