15 lat Facebooka. W Polsce przyjął się znakomicie - i jego wady też
Facebook skończył już 15 lat. W Polsce istnieje trochę krócej, ale jego obecność potężnie wpłynęła na nasze życie. Z jednej strony połączył tysiące ludzi, z drugiej przyciągnął nową generację trolli i oszustw.
04.02.2019 | aktual.: 05.02.2019 18:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ci ostatni mają zresztą nad czym pracować. W maju 2018 roku obchodziliśmy 10-lecie istnienia platformy Marka Zuckerberga w Polsce. Od tego czasu sporo się zmieniło - popularna Nasza Klasa z platformy łączącej dawnych znajomych z ławki, zamieniła się w bazą mailingową i stronę do gier online; pojawiły się smartfony i mobilny internet; influencer stał się zawodem, a nie hobby.
Ba, sam Facebook, będąc w wieku nastoletnim, jest już dość wiekowy. Do tego stopnia, że młodzi ludzie, często w wieku zbliżonym do serwisu, szukają ucieczki na inne aplikacje, jak na przykład Tik Tok czy Instagram - pomimo tego, że ten ostatni również jest częścią facebookowego imperium.
Ale serwis Marka Zuckerberga w Polsce wciąż trzyma się świetnie. Obecnie korzysta z niego 16 milionów użytkowników. Ponad pół miliona osób w grupie wiekowej 65+. Młodych, niepełnoletnich użytkowników (w grupie od 13 do 18 lat) serwis ma 1,6 mln. Wraz z użytkownikami, medium społecznościowe zyskało również wiele zabawnych treści, choć czasem szkodliwych treści. Pojawiają się bezustannie do dziś. Mowa tutaj o łańcuszkach, które znamy choćby ze wspomnianej już Naszej Klasy.
Prawnicy z tablicy
Najsłynniejszym pozostaje łańcuszek o prawach autorskim, który na serwisie pojawia się regularnie co kilka lat. W tym przypadku udostępniano deklarację, że na mocny konwencji berneńskiej wszystkie udostępniane przez nas treści należą do nas. Z tego powodu Facebook nie może używać ich do celów reklamowych. Na pewno każdy z was widział go przynajmniej raz - kiedy powracał, potrafił dosłownie zalać tablicę użytkownika. Niestety, jego moc prawna jest mniejsza od pustej kartki, a sama treść to kilka chwytliwych hasełek połączonych ze sobą w losowy sposób.
"Jeżeli regulamin Facebooka nie odpowiada nam w zakresie wszystkich treści, które na niego wgrywamy, nie da się rozwiązać tego inaczej - należy usunąć konto. Nie można bowiem korzystać z czyjegoś serwisu, a następnie w postaci niezbyt sensownych łańcuszków dyktować mu, na jakich zasadach będziemy współpracowali" - pastwiono się na łamach serwisu Bezprawnik nad tymże łańcuszkiem.
Chciałoby się wytknąć palcem, jakie grupy są odpowiedzialne za rozprzestrzenianie tych bzdurek, ale Adam Bednarek na łamach WP Tech udowodnił, że to nie takie proste. Przy ostatniej "rezurekcji" tego typu łańcuszka do odpowiedzi poczuł się nawet Urząd Ochrony Danych Osobowych. Który również podkreślił bezsens jego udostępniania:
"Ich zamieszczanie nie ma większego sensu, gdyż nie mają mocy prawnej w relacjach z portalem społecznościowym. Dla obu stron wiążące są jednak zasady korzystania z materiałów użytkowników określone w regulaminie, zasadach dotyczących danych oraz standardach społeczności".
Zatem wiemy już, że to nam nie pomoże. Ale może zdobędziemy darmowy telefon? I to nie byle jaki, bo luksusowego flagowca Apple.
iPhone'owa bonanza
"Otrzymaliśmy 500 telefonów iPhone 5 16GB, które z powodu braku ofoliowania telefonu (folia zabezpieczająca przy transporcie) nie mogą być wystawione na sprzedaż. Z tego powodu wylosujemy 500 osób, które udostępnią ten status i polubią naszą stronę – iPhone 5" - tak brzmiał kultowy już tekst. Taka zachęta, że trudno przejść obok niej obojętnie. Wystarczy przecież polubić stronę i udostępnić status… w ten sposób stając się nieświadomym pracownikiem tak zwanej "farmy lajków".
Na czym to polega? Po polubieniu danej strony przez określoną liczbę osób, administrator może ją sprzedać z niezłym zyskiem. Wtedy na naszą tablicę wskoczą jakieś inne posty, zupełnie niezwiązane z konkursem, a sama strona również zmieni nazwę. Ale przynajmniej dostaniemy telefon, prawda? Cóż… powiedzmy, że zdjęcie w poście to ostatni raz, kiedy widzicie te iPhone'y.
Ale najciekawszy i najbardziej kuriozalny przykład to zdecydowanie fałszywe konto Roberta Lewandowskiego i konkurs z samochodem do wygrania.
Lewe auta "Lewego"
Na przełomie 2016 i 2017 roku na Facebooku pojawiło się "oficjalne" konto ukochanego piłkarza każdego prawdziwego Polaka. Administrator, to znaczy oczywiście Robert, opublikował post, na którym ogłosił konkurs z luksusowym Audi RS7 jako nagrodą główną. Zasady? Banalne - polub i udostępnij, jak w przypadki telefonów bez folii. Dodatkowo jeszcze skomentuj, aby post był ładnie widoczny dla jak największej grupy ludzi.
Kto jednak myślał, że na tym skończył się ten mały przekręt, srodze się pomylił. "Zwycięzcy" dostawali wiadomość o zdobyciu auta, musieli jednak przelać daną kwotę na konto w celu weryfikacji. Ok, czasem wysyła się złotówkę w ramach potwierdzenia jakiejś usługi - tak robi na przykład PayPal. Ale tutaj trzeba było wysłać 200 złotych. I to, moi drodzy, ostatnia z wielkich czerwonych flag, wręcz krzycząca, że to nie konkurs, a pierwszej wody scam. Który zresztą ktoś próbował powtórzyć po raz kolejny na Instagramie pod koniec 2018 roku.
To oczywiście odcinek tej popapranej i szalonej rzeczywistości Facebooka. Gdzie indziej pojawiłyby się tak wielkie grupy wielbicieli teorii spiskowych, gdzie roztrząsa się, czy jakiś polityk jest przedstawicielem rasy ludzi-jaszczurów? Z drugiej strony Facebook to nie tylko odkurzacz do naszych danych i siedlisko szalonych pomysłów. Pojawiają się setki pozytywnych elementów - jak, żeby nie szukać daleko, "puszka Adamowicza", do której zebrano prawie 16 mln złotych w ciągu kilku dni.Albo informacje o adopcji zwierząt, którym można zapewnić dom. Czasem jeszcze pozwala nam podtrzymać kontakt ze starymi znajomymi ze szkoły czy studiów.
Czy to nie symptomatyczne, że właśnie znajomi byli ostatnią rzeczą, jaka przyszła mi do głowy? Facebook się zmienił, my też jako użytkownicy. Nie pozostaje nic innego, jak patrzeć, w którą stronę popędzi strona założona przez studenta Harvardu.
Zdaniem eksperta
- Facebook faktycznie miał bodaj najgorszy rok w historii. Liczne skandale związane z naruszeniami prywatności, niedbałość w ochronie danych użytkowników, koncentracja na zyskach niezależnie od interesu społecznego – wszystkie te oskarżenia i podejrzenia pokazały, że Facebook nie różni się specjalnie pozytywnie od innych dużych korporacji i, o ile nie będzie podlegać kontroli regulacyjnej, zrobi wszystko, aby wykorzystać do maksimum swój potencjał finansowy - uważa prof. dr. hab. Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego.
Facebook jest największym w pełni globalnym serwisem społecznościowym na świecie, ma także ma wgląd w bardzo głębokie dane na temat swoich użytkowników. Ponadto, posiada sporą garść serwisów siostrzanych, które także zbierają dane. Należy zatem spodziewać się dalszej dominacji tego serwisu w zakresie mikrotargetowania, o ile nie nastąpią radykalne zmiany prawne.
Poważnym zagrożeniem dla Facebooka jest natomiast zwykła moda i demografia – młodzież nie chce być w tym samym serwisie, co rodzice, zaznacza ekspert. Serwis coraz bardziej kojarzy się z obciachem. Gigant oczywiście eksperymentuje z różnymi serwisami dedykowanymi dla młodych. Poza Instagramem czy aplikacją WhatsApp ma także między innymi projekt LOL, który, być może, docelowo będzie oferował treści z Facebooka, ale przede wszystkim skierowane do nastolatków szukających czegoś śmiesznego. Facebook testuje także wejście na rynek aplikacji randkowych, choć bez zmiany brandu.
- Ponieważ Facebook ma dużo środków i ogrom danych o użytkownikach, nie ogłaszałbym śmierci spółki przedwcześnie. Wręcz przeciwnie, spodziewam się raczej, że docelowo serwis Facebook będzie tylko jednym z wielu klejnotów w koronie spółki zarządzającej sieciami społecznościowymi - ocenia ekspert.